Mazowsze pogańskie nie miało szczęści do kronikarzy. Żaden z dziejopisów nie zanotował ani jednej uwagi o wierzeniach panujących na Mazowszu przed przyjęciem chrześcijaństwa. Zbyt odległe, czy też niezbyt interesujące dla władających piórem mieszkańców Bremy, Miśni czy Kijowa były te położone między Wisłą a Bugiem obszary.
Zresztą w czasach, gdy powstawały opisy pogańskich bogów oraz świątyń Rusi i Pomorza, mazowieckie pogaństwo leżało w gruzach, a w co ważniejszych grodach wznoszono świątynie nowej, wspieranej przez panującego, religii. Licznymi podówczas przeżytkami starej wiary nikt specjalnie się nie interesował. Kraj uważany był za chrześcijański.
Wisła
Nie po raz pierwszy jednak archeolodzy pozostają w swym śledzeniu przeszłości samotni. Wielu z nich właśnie w tych odległych epokach, mrocznych, nie oświetlonych pisanym słowem problemach, czuje się najpewniej. Zagadnienia badania i rekonstrukcji wierzeń religijnych należą do najtrudniejszych. Szczególnie, gdy mamy do dyspozycji jedynie martwe przedmioty, dekoracje i przedmioty kultu, których istoty nie znamy. W takich sytuacjach poczuć się możemy szczególnie bezradni, poruszając się w świętej niegdyś przestrzeni, z której dawno już dach uleciał, a pozostały jego atrybuty, których symboliki nie potrafimy odgadnąć. Jednakże sama możliwość przejścia od opisu materialnych osiągnięć dawnych społeczeństw, od klasyfikacji ich narzędzi, broni, naczyń do rozważań nad ich kulturą duchową, sposobem myślenia i religijnymi wyobrażeniami, jest ogromną pokusą.
Fascynującą przygodą stać się może nagłe porzucenie rozważań na temat wytworów rąk w minionych epokach i przystąpienie do zgłębienia ludzkiego umysłu i wyobraźni, do rekonstrukcji jego wizji świata. Zajęcie to okazać się może również niebezpieczne. Kto raz bowiem wszedł w świat symboli i niejasnych wyobrażeń, ten wszędzie będzie je dostrzegać i każde odsłonięte stanowisko archeologiczne będzie dla niego miejscem religijnych praktyk.
Nie tak jasne, jak w przypadku innych obiektów, kryteria wyróżnienia miejsc związanych z działalnością kultową spowodowały podział archeologów na dwie grupy. Jedni z nich są niewątpliwymi specjalistami od odkrywania obiektów kultowych i co kilka lat ogłaszają nowe odkrycie w tej dziedzinie. Drudzy, którym wyraźnie nie sprzyjają pogańscy bogowie, w ciągu całego życia poświęconego badaniom archeologicznym nie odkryją ani jednego obiektu kultowego. A przecież poszukiwania i badanie pozostałości religii pogańskich na Mazowszu ma już ponad stuletnią tradycję. Już bowiem w 1871 roku donosił
Kurier Codzienny:
"Na łąkach wsi Wilkanowa w majętności P. Nakwaskiej zebrało się dość liczne grono miłośników badań archeologicznych. Stał tam kopiec sięgający jeszcze pogańskich czasów, który rozkopano i na wysokości jednej stopy pod nasypem ziemi natrafiono na pokład spróchniałego w zupełności muru z cegieł. Prowadząc dalsze czynności, ukazały się wreszcie zarysy okrągłego muru mającego wysokość trzech stóp, opasującego sobą pusty spopielały pokład, z którego od czasu do czasu wyrzucano przepalone kamienie, kości ludzkie i odłamki naczyń. Dookoła muru, na wewnętrznej stronie cyrku, natrafiono na co kilkanaście cali na miejsca wydrążone i zapełnione w większej ilości popiołem, węglem i gęstymi, do szczętu spróchniałymi odłamkami kości, z których jedna przedstawiała kształt prawego biodra człowieka... Był to jak się zdaje punkt cmentarny, kędy palono li tylko zmarłych i popiół onych zgarniano do małych wydrążeń wewnątrz muru, jakowe zastawiani potem kamieniami. Głównie do odkrycia tego przyczynił się znany badacz starożytności P. Aleksander Przeździecki, który bawiąc w tej okolicy wymógł odgrzebanie tego cennego znaleziska".
Z opisu tego sądzić należ, że odkryto wówczas obiekt o wiele późniejszy i można podejrzewać, że łupem miłośników starożytności padło wilkanowskie grodzisko, o którym donosił już Święcicki w
Opisaniu Mazowsza.
W czasach późniejszych, kiedy badania archeologiczne nabrały rozmachu, odkrycia miejsc związanych z pogańskimi praktykami religijnymi poczęły się mnożyć. W wielu wypadkach, nawet przed przystąpieniem do badań albo tuż po ich rozpoczęciu, można było określony obiekt zaliczyć do kategorii kultowych. Sygnalizowały o tym niezwykłość położenia i nazwy lub opowieści związane z tym miejscem. Na płaskim Mazowszu, gdzie górami zwie się niewysokie piaszczyste wydmy, najwyższymi wyniesieniami były nadrzeczne skarpy, szczególnie zaś skarpa Wisły.
Nie brakowało za to tej krainie bagien. Broniły one w czasie wrogiej napaści i zapewniały skuteczną ochronę plemiennych tajemnic. Tam też, na stromo wyniesionych skarpach rzeki wśród trzęsawisk, przez które przejście znali tylko nieliczni, oddawano cześć pogańskim bogom. Archeolog, który bada takie obiekty, ma przed sobą trudne zadanie. Na pierwszy rzut oka stanowiska te są zbiorem przypadkowych zabytków, nie powiązanych żadną wspólną organizacją. Jednakże już ta pozorna przypadkowość jest dla badacza ważną informacją. Wie on, że nie ma w tym wypadku do czynienia z osadą ani cmentarzyskiem - dwoma najczęstszymi typami stanowisk archeologicznych. Pozostaje więc trzecia kategoria - obiekt kultowy. Tak, ale jak to udowodnić? Jak tchnąć w tych kilka martwych przedmiotów żywą, jednoczącą je myśl? Drogi ku temu są różne. Najbardziej przydaje się w nich szeroka wiedza o minionych religiach, choć niepoślednią rolę odgrywa także wyobraźnia i intuicja badacza.
Płock
Dla przykładu przypatrzmy się obiektowi kultowemu odkrytemu przez prof. W. Szafrańskiego na Wzgórzu Tumskim w Płocku. Pod fundamentami dziewiętnastowiecznego opactwa benedyktyńskiego, pod najstarszą warstwą osadniczą natrafiono na skupisko kamieni tworzących bruk, który otaczał znacznych rozmiarów kamień leżący mniej więcej w środku zespołu. W pobliżu kamienia leżała czaszka dziewczynki, a obok znaleziono kamienny tłuk służący zapewne do rozdrabniania rudy żelaza. Cały ten kompleks otoczony był kręgiem palenisk zawierających znaczną ilość popiołów i nie związanych z działalnością gospodarczą. W przestrzeni zamkniętej kręgiem znajdował się także ślad po regularnie ociosanym słupie, obok którego spoczywało gliniane naczynie pełne żużli żelaznych.
Interpretacja profesora Szafrańskiego jest następująca: Obiekt ten położony jest na szczycie panującego ponad okolicą wzniesienia. Spełnia więc warunek podstawowy w kryteriach wydzielania miejsc związanych z działalnością kultową. Ma on ostro zarysowaną granicę wydzielającą jego sakralną przestrzeń od reszty świata. Granicą tą jest krąg ognisk. I wreszcie w tej wydzielonej przestrzeni istnieje określony ściśle porządek związany ze stałą działalnością kultową. Wielki kamień funkcjonował w tym zespole jako ołtarz ofiarny, czaszka dziewczynki jest śladem ostatniej daniny złożonej pogańskim bogom, a kamienny tłuk służył właśnie jako narzędzie do uśmiercania ofiar. W miejscu, gdzie zachował się wkop po słupie, stał posąg bóstwa, któremu składano owe krwawe dary, a garnek pełen żużli zaliczyć należy na korzyść naszych przodków, jako że była to ofiara bezkrwawa.
Wywód ten, wsparty analogiami z terenów sąsiednich i rozważaniami o religii Prasłowian kończy się wnioskami, że w czasach pogańskich Wzgórze Tumskie było miejscem, gdzie czczono boga słońca i ognia. Musiał to być jeden ze znaczących obiektów tego typu, skoro składano tu nawet ludzkie ofiary, co nie było bynajmniej częstym zjawiskiem w religii pogańskich Słowian. Położone wysoko ponad doliną Wisły i rozciągającą się po przeciwległej stronie puszczą wzgórze panowało nad okolicą powodując, że święte ognie, które tam palono, widoczne były z bardzo daleka. Pogański ten ośrodek zniszczony został nagle, nieomal w trakcie odprawiania obrzędów, a uczynili to zapewne krzewiciele nowej religii, którzy też rychło wznieśli tu swe własne świątynie. Ośrodek płocki nie jest jedynym - jak sądzą niektórzy badacze - (np. B. Gerlach) miejscem pogańskich praktyk z obszarów nadwiślańskich Mazowsza. Widocznie ten prawy, stromo wzniesiony brzeg sprzyjał szczególnie kontaktom z plemiennymi bóstwami. Tu mieszkaniec równinnego i puszczańskiego Mazowsza mógł popatrzeć ponad wielką rzeką i morzem drzew, mógł sięgnąć wzrokiem horyzontu i zachwycić się ogromem świata. Olśniony otwartą przestrzenią, wyrwany nagle z ciasnych perspektyw ograniczonych zewsząd ścianami lasów, tu najmocniej dostrzegał ogrom przyrody i tu najchętniej oddawał się w opiekę swym bogom.
Druga grupa pogańskich obiektów kultowych na Mazowszu, choć związana jest także z dolinami rzek, ma radykalnie odmienne usytuowanie. Tak jak w pierwszej grupie wybrano miejsce jak najwyżej położone, tak tu święty obszar dotyka nieomal wody, otoczony zewsząd bagnami, rozciąga się w przestrzeni pogranicznej pomiędzy dwoma żywiołami. Położenie to jest równie niezwykłe, jak w poprzednim przypadku, gdzie święty obszar był strefą przejściową od ziemi ku niebu i ku mieszkającym tam bogom. Być może usytuowanie to oznaczało formę kultu określonych bogów:solarnych i astralnych w przypadku wyżynnych ośrodków kultowych i bóstw wody oraz ziemi w ośrodkach lokalizowanych wśród pól i mokradeł.
Powstrzymajmy się jednak na razie od tak daleko idącej interpretacji i poprzestańmy na wynikach badań archeologicznych. Jak dotąd archeolodzy odkryli niewiele obiektów drugiej grupy. Wśród nich przyciąga uwagę jedyny na Mazowszu, mający niewiele analogii w całej Europie, bagienny ośrodek kultowy w Otalążce k/Mogielnicy. Badany w ciągu wielu lat przez wytrawnego i ostrożnego we wnioskach badacza, W. Bendera, obiekt ten niechętnie odsłaniał swe tajemnice. Położony w dolinie rzeki Mogilanki, w terenie jeszcze dziś podmokłym, skryty był on w warstwach zalewowych rzeki. W towarzystwie nieustannie pracujących pomp archeolodzy brodząc w błocie szukali klucza, by odczytać zasadę organizacji ośrodka. Na prawym brzegu stwierdzono zespół trzech palenisk zawierających znaczną ilość popiołów i przepalonych kamieni. Wokoło rozrzucone było mnóstwo kości zwierzęcych i fragmentów naczyń. Równolegle do palenisk i w kierunku biegnącym do rzeki rozciągały się dwie drewniane ławy. Rejon ten otoczony był od północy i wschodu szeregiem kołków sugerujących istnienie tam płotu, w środku którego stwierdzono resztki bramy. Obszar pomiędzy paleniskami i rzeką pokrywał kamienny bruk, stwarzający dogodne dojście do wody.
Zapinka brązowa
Na lewym brzegu rzeki znajdował się kamienny krąg o średnicy 6 metrów, którego wnętrze wypełnione było kilkoma warstwami kamieni. Nad brzegiem rzeki odkryto drewniany pomost połączony z kręgiem wąską kładką. W połowie drogi pomiędzy pomostem a kręgiem stwierdzono narożnik budowli drewnianej, wewnątrz której spoczywał kamień o wymiarach 15x20 cm oraz owalne drewniane naczynie. W okolicy pomostu, gdzie niegdyś rozciągało się dno rzeki, znaleziono wiele przedmiotów drewnianych, tak rzadko spotykanych na innych stanowiskach archeologicznych. Były tam nie uzbrojone żelazem, czyli tzw. bose oszczepy i fragmenty innych wyrobów drewnianych, których funkcji nie znamy, a które przywodzą na myśl teorie dziewiętnastowiecznych uczonych rozprawiających o istnieniu epoki drewna w pradziejach kultury ludzkiej. Tam też odkryto brązową zapinkę, ozdobioną wyobrażeniem kaczki. Dowód, że Otalążka była ośrodkiem kultowym, przeprowadza Bender, podobnie jak jego poprzednicy, w przypadku świętych kręgów wiślanej skarpy.
Dwie rzeczy można było już na wstępie badań ustalić bez poważniejszych trudności:
1. Niezwykłe, nie sprzyjające stałemu pobytowi ludzi, położenie.
2. Odsłonięte konstrukcje nie wskazywały na osadniczy lub obronny charakter stanowiska.
Musiał więc obiekt ten służyć innym celom związanym z czasowym, niestałym pobytem ludzi. Jakie były te cele, można było z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, analizując materiał archeologiczny. Już na pierwszy rzut oka dostrzegalna była różnica funkcji pomiędzy prawym a lewym brzegiem rzeki. Prawy brzeg, sądząc po konstrukcjach tam odsłoniętych, służył większej grupie ludzi. Tam zbierali się w czasie plemiennych świąt członkowie rodów, uczestnicząc w obrzędowych ucztach rytualnych. Mięso i inną strawę zjadaną i składaną bogom przynoszono ze sobą. Wcześniej już przygotowano odpowiednie porcje mięsa, wybierając najsmaczniejsze kawałki pochodzące z tułowia i kończyn zwierząt hodowlanych, o czym świadczą zachowane kości. Ludzie, zgromadzeni na prawym brzegu, choć mogli swobodnie spoglądać na brzeg lewy, nie mieli tam wstępu. Tam bowiem działy się rzeczy o wiele poważniejsze, które miały zapewnić całemu plemieniu urodzaj, pomyślność w wojnach i łaskę bogów. Było to zapewne sanktuarium bóstwa, którego posąg wznosił się w centrum kamiennego kręgu.
Mogielanka
Stamtąd prowadziła święta droga do wzniesionego nad wodą pomostu, gdzie składano ofiary. Znaleziono tam kości zwierząt, liczne przedmioty drewniane, rogowy grzebień, fragment koła wozu, brązowa zapinka świadczy o ich dużej różnorodności. W przeciwieństwie do strony prawej przeważały tu kości zwierzyny łownej (jelenia i kaczki), a naczynia gliniane były tu luksusowe, cienkościenne. Dostęp na lewy brzeg i możliwość uczestniczenia w obrzędach mieli jedynie nieliczni członkowie plemienia, wywodzący się z jego starszyzny. Z nich to później zrodziła się warstwa pogańskich kapłanów, o istnieniu których donoszą kronikarze w czasach późniejszych.
Ten pogański ośrodek kultowy ma bowiem dość wczesną chronologię. Celowo wybudowany i utrzymywany trwał przez niemal dwa stulecia pomiędzy IV a V wiekiem n.e., jak można sądzić na podstawie rogowego grzebienia i brązowej fibulu. Czas ten jest uważany przez archeologów za okres poważnego zamętu i niepokojów związanych z wędrówkami ludów. Tymczasem ośrodek w Otolążce właśnie w tym gorącym okresie rozwija się w spokoju, w którym także żyje wspólnota go użytkująca. Czyżby więc w te lesiste i bagienne rejony naszego kraju nie dotarli azjatyccy najeźdźcy, którzy zapewne położyli kres działania hutniczego rejonu w Górach Świętokrzyskich i wytworom doskonałej ceramiki w okolicach Igołomia? A może fakt ten świadczy jedynie o tym, jak nieprawdziwe są wszystkie schematy, w które chcemy ująć tak różnorodne tworzywo, jakim jest historyczna przeszłość?
Sanktuarium w Otalążce
Trudno jest jedynie na podstawie materialnych akcesoriów, dawno umarłych wyobrażeń snuć domysły o charakterze bóstw czczonych w pogańskich obiektach kultowych Mazowsza. W wypadku Otalążka można sądzić, że oddawano tu cześć siłom nautycznym. Samo usytuowanie obiektu w okolicy rzeki, ofiary wrzucane do wody, zapinka z wyobrażeniem kaczki - ptaka wybitnie wodnego - świadczą za tym przekonaniem.
Wydaje się jednak, że działalność ośrodka nie ogranicza się jedynie do tej kategorii bogów. Był to bowiem czas, kiedy, podobnie jak wśród do niedawna równych członków wspólnoty rodowej, rodzić się poczynało zróżnicowanie i pojawiło się z wolna wyobrażenie o bóstwie naczelnym, przewodzącym innym siłom. Pisze o tym ogólnie, mając na uwadze wszystkich Słowian, żyjący w tym czasie bizantyjski kronikarz, Prokop z Cezarei: "Jeden tylko bóg, twórca błyskawic, jest panem całego świata i składają mu w ofierze zwierzęta ofiarne oddając ponadto cześć rzekomo, nimfom i innym jakimś duchom..."
*****