Rumi
W jednej z azjatyckich przypowieści na pytanie: "Kto jest sufim?" pada następująca odpowiedź: "Ten, który nie pyta, kto jest sufim". W Pakistanie usłyszałem natomiast, że prawdziwy sufi nie będzie siebie nawet określał w ten sposób. Dla wielu ludzi z Zachodu sufizm to poezja Dżalaluddina Rumiego czy też nauki Idriesa Shaha. Dla innych to muzyka qawwali, z którą zapoznał Zachód Nusrat Fateh Ali Khan, i sama, czyli duchowy koncert, w którego trakcie słuchacze wpadają w religijną ekstazę. W codziennym życiu muzułmanów z Pakistanu i Indii sufizm zaś to prosta, ludowa religijność.
W poszukiwaniu mądrości
Według sufich ich filozofia to samo serce islamu, starsze nawet niż sama religia muzułmanów. Jednak dla wielu ortodoksów sufi są po prostu heretykami. W dodatku niebezpiecznymi, bo ich różnorodne i nie zawsze zrozumiałe dla prostych ludzi praktyki prowadzą do głębokich przemian duchowych. Większość muzułmanów, którzy jako sunnici traktują wiarę przede wszystkim jako system bardzo tradycyjnych zakazów i nakazów, postrzega sufich jako podejrzanych, dwuznacznych mistyków.
Za pierwszego sufiego uważany jest jednak sam prorok Mahomet. Bractwa sufickie działały i wciąż istnieją od Maroka przez Egipt aż po subkontynent indyjski i Indonezję, praktycznie wszędzie tam, gdzie dotarł islam. W niektórych krajach, jak Turcja, Iran czy Afganistan, działalność bractw była przez lata oficjalnie zakazana, ale nie przeszkadzało to Europejczykom (zwłaszcza hippisom w latach 60.) wyruszać na Wschód w poszukiwaniu nauk sufich, tak jak czyni to grana przez Kate Winslet bohaterka filmu "W stronę Marrakeszu".
Derwisze, asceci i dredy
We współczesnych Indiach i Pakistanie miejsca pochówku założycieli bractw sufickich, poetów i pirów są wciąż miejscem pielgrzymek. Najhuczniej obchodzonym świętem jest urs, czyli rocznica śmierci sufiego. Zgodnie z tradycją po śmierci łączy się on z Allachem, więc jest to okazja do świętowania, a nie rozpaczania. Do grobowców ciągną wtedy tłumy, które wierzą, że święty spełni ich życzenia. Ludzie przynoszą ze sobą kwiaty, szale i wyszywane proporce, które składają na grobie.
Wokół meczetu, gdzie pochowany jest sufi, odbywają się całonocne koncerty, podczas których dźwięki qawwali i bębnów toną w oparach haszyszu. Zjawiają się ubodzy derwisze z miską żebraczą, asceci, którzy zgodnie z sufickimi ideałami odrzucają dobra doczesne. Ich dredy często nie ustępują długością tym rastamańskim. Biały, który zjawia się na ursie, traktowany jest jako gość zmarłego świętego i w jego imieniu jest podejmowany przez wiernych. Wystarczy przepchnąć się przez zanarkotyzowany tłum spoconych młodzieńców w religijnym transie i usiąść z muzykami, aby poczuć suficką radość życia dla Boga. Podobnie jak setki lat temu ta forma sufizmu, która najbardziej odpowiada przybyszowi z Zachodu. Ale mistyczny islam to zawsze coś dużo więcej. Jak pisał pewien pir (czyli zwierzchnik bractwa sufickiego): "słowa zawsze pozostaną na brzegu oceanu mistycznego doświadczenia".
Taniec jak modlitwa
Turyści odwiedzający Turcję mają dziś szansę obejrzeć w Konyi komercyjne spektakle wirujących derwiszów. Odziani w szerokie biały szaty, z wysokimi czapkami na głowach tańczą przy dźwiękach muzyki. To kontynuatorzy tradycji Dżalaluddina Rumiego, XIII-wiecznego poety, którego książki są w Stanach Zjednoczonych bestsellerami.
derwisz
Urodzony w Afganistanie Rumi był wykształconym, ortodoksyjnym muzułmaninem. Do Turcji przybył, aby szerzyć islam. W Konyi, gdzie znajduje się teraz jego grobowiec, poznał jednak tajemniczego Szamsa z Tabrizu. Ten wędrowny asceta i poeta wyrzucił książki Rumiego do wody i pokazał mu, że Allacha można wielbić na inne sposoby. "Mądrość głupców, sufizm, to stan osiągany nie przez regularne modlitwy, ale przez miłość do świata i hojność duszy" jak mawiał jeden z irackich pirów. Po spotkaniu z Szamsem Dżalaluddin Rumi zmienił swoje podejście do religii, stał się właśnie sufim. Uznał, że od studiowania ksiąg lepszym sposobem na zbliżenie się do Boga jest miłość wyrażana między innymi w samie, czyli ekstatycznym tańcu, podczas którego można doświadczyć absolutu bezpośrednio. Jednak wielu mistrzów sufickich dowodziło, że tylko po latach medytacji i modlitw można brać udział w samie. Dla nieprzygotowanych duchowo Europejczyków będzie to czysto zmysłowe przeżycie.
W rytmie serca
Jednak sama pozostaje symbolem sufizmu dzięki działalności pakistańskiego artysty Nusrata Fateh Ali Khana. Na pograniczu dzisiejszych Indii i Pakistanu wyrazem wiary jest muzyka qawwali. Podczas koncertu używane jest harmonium oraz bębenki Đ tabla.
Głównemu wokaliście wtóruje chór, który również klaszcze do rytmu. Teksty to sufickie poezje i pieśni na cześć poszczególnych mistrzów.
Nusrat Fateh Ali Khan
O nieżyjącym już Nusracie mówiono, że jego serce podczas występu bije w rytmie muzyki. On sam pozostaje mistrzem dla artystów z azjatyckiej sceny klubowej tworzących w Londynie i Nowym Jorku, remiksy jego utworów można usłyszeć nawet w Warszawie. Niestety niewiele osób rozumie ich prawdziwe znaczenie. Podobnie jest z tekstami Dżalaluddina Rumiego. Dla zachodnich słuchaczy czy czytelników poeta jest często symbolem "liberalnego muzułmanina". Niektóre z jego utworów to erotyki, których jednak nie należy interpretować dosłownie. Kiedy poeta mówi o "moim ukochanym", ma po prostu na myśli Allacha. Kiedy artyści qawwali śpiewają o "złodzieju, który ukradł mi serce", również chodzi im o Najwyższego, a nie kochanka czy kochankę. Niektóre z tłumaczeń poezji Rumiego swój sukces zawdzięczają pomijaniu kontekstu muzułmańskiego.
Islam bez islamu
Idries Shah
Jednym z tych, którzy propagowali sufizm jako filozofię ponadreligijną, był Idries Shah, którego interesujące kompilacje sufickich przypowieści (często równie podchwytliwych jak koany Zen) zostały także wydane w Polsce.
Shah pojawił się na publicznej arenie na początku lat 60. XX wieku w Anglii, twierdząc, że jest wysłannikiem Strażników Tradycji Afganistanu. Swoją karierę rozpoczął od paru afer finansowych, aby po latach zostać uznanym guru i wydawcą. Uniwersyteccy specjaliści od islamu.
Max Cegielski
Strona ta pochodzi z internetowych stron wydawnictwa Drzewo Babel
Artykuły i wywiady: Café, październik 2003, Max Cegielski