wycinanka ludowa
Brak bezpośrednich źródeł opisujących antropologię
słowiańską zmusza do korzystania z ogólnych modeli
kultur ludowych Słowiańszczyzny, spójrzmy więc, jaką
wizję człowieka zawiera folklor. Ze względów kosmologicznych
w człowieku mieszka zarówno życie i tężyzna,
jak i choroby, wprowadzone do jego ciała na mocy
„podwójnego stworzenia” i pozostające w stanie utajonym. To, w którą stronę będzie podążać jego ciało, zależy
od „woli bożej”, czyli w istocie od jego doli, tego co mu wyznaczono. Dusza może także podlegać działaniom
różnych sił, może się wzruszyć albo przestraszyć
i odejść na jakiś czas, może zostać zaatakowana przez
demony choroby, a w konsekwencji zostać zraniona
i boleć, może też piszczeć.
Dzięki działaniom magicznym i sztuce znachorskiej można skłonić siły kosmiczne do wygnania z ciała chorób, zaniedbania zaś
w działaniach rytualnych prowadzą do ujawnienia się sił
chaotycznych w całej okazałości. Ich synonimem na poziomie
antropologicznym jest
kołtun. Nie chodzi tu bynajmniej
o skłębione, nieczesane włosy, jest to jedynie
zewnętrzna oznaka kołtuna, który z reguły „siedzi wewnątrz” i sprawia, że wnętrzności stają się skręcone,
powikłane i poplątane, łamie je i wykrzywia.
Innym terminem
na oznaczenie choroby jest
postrzał, gdzie chodzi o nagły, kłujący ból, za którego przyczynę podaje się
ukąszenie choroby (w postaci np. jadowitego węża).
Przybrać mogą postać robaków, żab, jaszczurek i węży,
ale też drobnych gryzoni (tzw.
łaska – łasica). Choć choroby
te mogą być leczone przez Boga lub jego przedstawicieli:
św. Ilję czy Jerzego, są też choroby, najcięższe
i najstraszliwsze, które zsyła Bóg jako
dopust w charakterze
klęski żywiołowej albo wskazania na danego człowieka.
Dlatego ci, którzy zmarli z powodu epidemii,
podobnie jak rażeni piorunem i kobiety zmarłe w czasie
połogu, idą bezpośrednio do nieba.
Analizy semantyczne pokazują, że najczęstszym synonimem
duszy jest serce i jemu najczęściej przypisuje
się siedzibę duszy (np. mówi się, że 40 dni po śmierci
rozpada się serce, dlatego tego dnia dusza ostatecznie
odchodzi z tego świata). Rzadziej wspomina się żołądek,
głowę, oczy i kości, sporadycznie – wątrobę, płuca,
krew. Niekiedy utożsamia się duszę z siłą życiową, organy,
które tracą duszę – zamierają (np. uschnięte palce,
kończyny itd.). Zawsze jednak wyjście duszy następuje
przez usta. O umierających mówi się, że mają ją na języku,
w zębach, w gardle, w ustach czy nosie. Istnieje
możliwość wyjścia odbytem, czyli odwrócenia normalnego
układu, dotyczy to jednak albo sytuacji granicznej,
straszliwego lęku, albo osób związanych z tamtym światem:
czarownic, wiedźm, wilkołaków itd.
Thietmar stwierdza, że: „w przekonaniu Słowian ze
śmiercią wszystko się kończy”, chodziło mu jednak prawdopodobnie o to, że nie ma u nich pojęcia pośmiertnej
kary i nagrody. Wbrew Thietmarowi można być bowiem
pewnym, że śmierć oznaczała u Słowian konieczność odejścia duszy, dechu w takie miejsce, z którego niegdyś
przybyła ona „na ten świat”. Zdaniem autorytetów opisane przez podróżników arabskich obrzędy pogrzebowe
Słowian wschodnich czynią wrażenie jakby nałożenia
na siebie dwóch kompleksów wierzeniowych, z których
jeden, wyraźnie zorientowany na moce chtoniczne, związany
jest z pochówkiem w ziemi jako łonie kosmicznej
matki, drugi zaś, wyrażający się w kremacji i obecności
zwierząt solarnych (koń, kogut), odnosi się do idei niebiańskich
zaświatów i pobytu we władzy Peruna.
wycinanka kurpiowska - leluja
Idee
te wiązane są przez archeologów z rozpowszechnieniem
się obrządku ciałopalenia obecnego na wschodzie Europy
od kilku tysięcy lat. Moim zdaniem można mówić
o wielości pierwiastków duchowych, nierównomiernie
związanych ze światem. Jeden jako cień stanowi zagrożenie
dla żywych i jest odsyłany bądź odchodzi jak najwcześniej
„do Matki-Ziemi”, by zjednoczyć się z zamieszkującymi
Nawь przodkami, drugi jako iskra boża
(Peruna?, Swaroga?) stanowi reinkarnowany element
życia w puli rodu i powraca po słupie czy drzewie rodowym
na ten świat. Pozostałością tego wierzenia jest tradycja
nadawania wnukowi imienia dziadka.
Z tego układu wynika pewien, bardzo prawdopodobny,
w świetle analogii antropologicznych, wniosek, że
u Słowian elementów duchowych w człowieku było więcej
niż jeden i ich losy pośmiertne były różne. Poniekąd
jest to poświadczone w folklorze słowiańskim dotyczącym
upiorów i wilkołaków. Ci, którzy przyszli na świat
z zębami (bądź innymi oznakami odmienności), mają nie
jedną, lecz dwie dusze (jedna z nich jest „ludzka”, druga
„zwierzęca”) i dwa serca, stąd określani są przez Słowian wschodnich jako
dwodusznyki,
dwadusznie itd. Co
ciekawe, dwie dusze (swoją i dziecka) ma także kobieta
w ciąży, stąd szczególne traktowanie zmarłych w połogu
i przed wywiedzeniem.
Po śmierci pierwsza dusza
idzie do nieba lub do piekła. Drugi duch pozostaje w ciele
zmarłego i po jego pochówku wyprowadza ciało z mogiły,
stając się
strzygą,
bubą,
upiorem itp. Podobnie ci,
którzy zginęli, zjedzeni przez dzikie zwierzęta, zwłaszcza
wilka, nie mogli dostać się do nieba. W innej interpretacji
ci, którzy zmarli w sposób naturalny, tworzą grupę
przodków opiekuńczych, podczas gdy samobójcy,
zamordowani lub zaginieni i zaczarowani, zmieniają się
w duchy złe i zawistne. To, w którą stronę udawał się
główny duch, zależne było od pozycji zwłok. Aby dusza
dostała się do górnej sfery, niezbędne było ułożenie zwłok
„plecami do ziemi, fujarą do nieba”. Aby ustrzec się
wilkołaka, powinno się go pochować „odwrotnie”. Śladem
myślenia o przemianie, jaką przechodzi nieboszczyk,
jest podanie serbskie o zmianie płci tych, którzy
„przeszli pod tęczą”.
Wezwanie nie zawsze jest związane ze śmiercią i pełnym
przejściem na tamtą stronę. Czasami wystarczy zatrzymanie
się wpół drogi, „na pograniczu światów” i powrót.
Znachor,
wiedźma,
czarownica,
płanetnik są przykładami
takich ludzi. Ich zadaniem jest zachowywanie
i przywracanie naruszonej równowagi w kontaktach z zaświatami,
w relacjach między tym, co destrukcyjne,
i tym, co życiodajne w kosmosie.
Płanetnicy, czyli
chmurnicy
w zmaganiach z siłami żywiołów usiłują skłonić
pogodę do posłuszeństwa rolnikom.
Znachorzy i
zaklinacze
próbują okiełznać demoniczne siły tkwiące w człowieku i narzucające się z zewnątrz. Wszystkim im
w działaniach towarzyszą zwykle duchowi pomocnicy.
Można ich było dziedziczyć po poprzedniku, zdobyć
własnym wysiłkiem i przemyślnością, a nawet kupić.
W Zamojszczyźnie umierający owczarz uściskiem dłoni
przekazywał swego „złego” następcy, podobnie jak
w Bylinach Swiatogor przekazuje swoją siłę Ilji. Folklor
dotyczący domowych duchów także nawiązuje do
idei ducha pomocniczego albo zoomorficznego (wąż, łasicowaty,
ptak), albo przybierającego postać zminiaturyzowanego
sobowtóra gospodarza. Innymi słowy, u Słowian
obecny jest kompleks szamańskich duchów opiekuńczych
– przewodników i pomocników w działaniach
magiczno-religijnych.
Badacze rekonstruujący słowiańską antropologię przedchrześcijańską zwracają uwagę na terminy, jakich używano na określenie ducha zmarłego. Poza wymienionymi już
lal(k)ami czy
łątkami bardzo wcześnie w piśmiennictwie pojawia się określenie
nawie,
navi,
nawki od prasł. *nawb „trup", „zmarły".
Powieść doroczna wspomina o
nawiach jako personifikacji zarazy trapiącej Połock w 1092 roku. W zaklęciach bułgarskich występuje „dwanaście nawi", widzianych jako przemierzające świat złe duchy, wysysające krew położnic i sprowadzające zarazy. Południowosłowiańskie
navije lub
navje widuje się w postaci ptaków, prześladujących kobiety w ciąży i w trakcie porodu. U wschodnich Słowian tzw. „nawia kość" używana była w magii śmierci. U Długosza prawdopodobnie spotykamy jakieś echo tego kojarzenia
nawi z podziemną krainą zmarłych w formie
Nyja, określanej przez niego jako władcę Hadesu: „Plutona nazywali Niją [oryg.
Nya], uważając go za boga podziemi i stróża, i opiekuna dusz, gdy ciała opuszczą. Do niego modlili się o to, aby wprowadzeni byli po śmierci do lepszych siedzib w podziemiach". Niezależnie od źródeł, z których czerpał Długosz: czy z akt synodów (gdzie w 1440 roku spotykamy wzmiankę, że „Nya był bożkiem Polaków"), czy bezpośrednio z współczesnego sobie folkloru, źródłosłów tej formy wydaje się wiązać z pojęciem
nawi albo
nyti „niknąć, nędznieć, zanikać, umierać".
wycinanka ludowa
Jakie są pośmiertne losy duszy, zależy przede wszystkim
od rodzaju śmierci, obecności obrzędów pogrzebowych
oraz charakteru danej postaci. Ci, którzy za życia
byli wybrani na płanetników lub znachorów, mieli silne
dusze i zaświatowych pomocników, co sprawiało, że po
śmierci część ich elementów duchowych pozostawała
na tym świecie, zwłaszcza „zwierzęca” dusza. Podobna
sytuacja dotyczy tych, którzy zmarli śmiercią gwałtowną:
topielców, zamordowanych, zaginionych w lesie, ich
dusze bowiem porywane są przez demony należące do
odpowiedniej sfery, co jest znakiem przyswojenia ich
siły życiowej przez otoczenie przyrodnicze. Nawie zmarłych
gwałtowną śmiercią pojawiały się czasem na ziemi
w formie ptaków, motyli, owadów lub wilkołaków, upiorów
itp. Z ich potocznego określenia nawki zrodziło się
prawdopodobnie pojęcie
mawki // majki, przetransponowane
następnie na rusałki i wszelkie istoty demoniczne, których głos rozlegający się w kominach, na brzegach
i we mgle rzuca czar.
Specjalny status przysługuje duchowi zmarłego, który
nie został jeszcze pogrzebany; południowi Słowianie
nazywają ten stan
vedogon. Zmarły wówczas tęskni za
swoim poprzednim życiem, towarzyszy zwłokom, błąka
się po miejscach przebywania za życia, zwłaszcza po
domostwie. Dopiero po obrzędach pogrzebowych traci
swój związek z tym światem i odchodzi. Prasł. *,opir wiązało
się z ideą nadymania, dmuchania; chodzi prawdopodobnie
o ciało wypełnione obcym duchem, animowane
od wewnątrz. Wywodzą się od niego określenia wampir,
a właściwie
wąpierz i
upiór (upyrъ). Istoty takie obdarzone
są możnością czerpania sił życiowych (krwi)
w porze nocnej, od żywych. Pozwalało to wampirom
utrzymywać ciało w stanie pseudożycia kosztem, rzecz
jasna, swych ofiar.
Także obrzędowość dorocznych świąt w rodzaju
Dziadów,
Zaduszek wskazuje na przekonanie o obecności
zmarłych przodków w życiu żywych. W
Kronice Kosmasa
mamy wzmiankę o utrzymującym się w Czechach
w czasach Brzetysława (XI/XII w.) obyczaju pochówków
w lasach i na polach, oraz sporządzaniu „budek,
które pogańskim obrządkiem stawiali na rozdrożach,
jakoby na miejsce odpoczynku dla dusz”. Ku czci zmarłych
„igrzyska pogańskie odprawiali nad owymi zmarłymi,
przyzywając cienie przodków i tańcząc, wdziawszy
na twarz maski”.
Kazania Trzemieszeńskie Michała
z Janowa z XV wieku mówią, że w Wielki Czwartek
palono „gromadki” na grobach, wierząc, że dusze zmarłych
przychodzą aby się ogrzać.
Późniejsze dane etnograficzne wskazują na kontynuację
tych idei w postaci choćby białoruskich
dziadów
rozsławionych przez Mickiewicza albo bułgarskiej
stopanowej
gozby, czyli „strawy dla gospodarza”.
Stopan
to bułgarski duch domowy, jego „gospodarz”, wiązany
ze zmarłym przodkiem, który w jakiś sposób się odznaczył
za życia: był wspaniałym pieśniarzem, herosem itp.
Wyobrażano go sobie w postaci duszka podobnego z wyglądu
do aktualnego gospodarza, był więc jego
alter ego
i zarazem duchem opiekuńczym.
Gozba ku jego czci
odbywała się nieregularnie, wtedy, kiedy poirytowany
brakiem szacunku gospodarz zaczynał nocami hałasować,
zsyłał złe sny i choroby. Najstarsza kobieta w rodzie
zabijała wówczas czarną kurę i spuszczała jej krew
do jamy wygrzebanej w popiele ogniska domowego.
Upieczoną kurę i ciasto (
mlin „pieróg”) wynoszono na
strych „dla stopana”, rozkładając w czterech kątach,
kobieta zaś lała w ogień wino ze słowami: „Raduj się,
stopanie, wesel się chato!”. Jeśli po dwóch tygodniach
kobieta znajdzie nadgryzione jadło, oznaczało to, że stopan
przyjął ofiarę.
Dziady białoruskie odprawiano regularnie, prawdopodobnie
na wiosnę i na jesieni. Domownicy zbierali się
wówczas na uroczystej wieczerzy.
Domowy przybywa
na wezwanie po drodze wyścielonej białym obrusem lub
ręcznikiem. Ofiarowuje mu się mleko, chleb, sól i najlepsze
cząstki dań. Część obrzędów odbywała się też na
cmentarzach, między innymi ofiarowanie pokarmu
wszystkim duszom przodków, tj. specjalnie upieczonych
chlebków oraz palenie im ogni, by mogły się ogrzać.
Zostawiano im też pisanki – gotowane kraszone jajka, jako symboliczny pokarm umarłych, odwołujący się do
idei zmartwychwstania i nowego życia. Ściany grobów
miały pękać jak skorupy jaj, a zmarli odrodzić się jak
pisklęta. Jaja turlano też po zboczach wzgórz i z kurhanów
grobowych.
Dziady białoruskie
Wygląda na to, że w okresie przedchrześcijańskim
istniały co najmniej dwa święta szczególnie związane
ze zmarłymi i przodkami, jedno wiosenne, którego echem
jest ludowa oprawa Wielkiego Czwartku i Zielonych
Świąt, drugie zaś jesienne, co przechwyciło chrześcijaństwo
w formie Wszystkich Świętych. „Święci spuszczają
się po promieniach Słońca na Ziemię, by po właściwych
miejscach porozmieszczać dusze pokutujące, po
czym powracają do nieba; Bóg ustanawia na ich pamiątkę
święto Wszystkich Świętych”. Być może wyznaczały
je daty równonocy lub dwóch głównych świąt celtyckich:
Beltaine i
Samhain (1 maja i 1 listopada).
Wypływa z tego wniosek, iż obrzędowość dotycząca
duchów przodków wskazuje na co najmniej czasowe
przebywanie duchów zmarłych na ziemi i ich możność
wspomagania potomków.
Dziady są obrzędem żywienia
przebywających czasowo na ziemi dusz oraz zjednoczenia
społeczności żywych ze zmarłymi w jedną całość
(
gromadę,
stado).
Nie należy jednak zapominać, że obrzędowość
dotycząca zmarłych jest zwykle rozdarta między
dwoma zasadami, opisanymi przez Lévi-Straussa
jako „życzliwy umarły” i „gniewny umarły”. Lękiem
przed gniewnym zmarłym tłumaczy się wynoszenie zwłok przez dziurę w dachu lub przez okno, kluczenie
z trumną w drodze na cmentarz, zacieranie śladów żałobników,
wreszcie kładzenie pod progiem domu po powrocie
ostrego, metalowego narzędzia. Aby ułatwić duszy
odejście od żywych, otwierano szeroko wszystkie
drzwi. Aby z kolei zyskać pomoc życzliwych zmarłych,
palono im na grobach znicze i zostawiano poczęstunek.
Najjaskrawszym przypadkiem gniewnego umarłego jest
upir//wąpi(e)r(z), życzliwego zaś wszelkiego typu duchy
domowe.