Kiedy Celtowie przybyli do Europy wraz z innymi ludami indoeuropejskimi jeszcze przed drugim tysiącleciem p.n.e. z bliżej nie określonych terenów stepowych Eurazji, stanowili ruchliwą społeczność pasterską o wojowniczym usposobieniu. Natrafili tu na stare ludy osiadłe, od zamierzchłych czasów trudniące się rolnictwem i hodowlą bydła. Ludy te, wyrosłe w tradycjach matrylinearnych, zachowały wysokie wyobrażenie o społecznej roli kobiety, znajdujące wyraz także w pozycji bóstw kobiecych.
W wierzeniach tych ludów ziemia-żywicielka była identyfikowana z życiodajnym pierwiastkiem kobiecym. Lunarny cykl miesięczny nieodparcie kojarzył się z powtarzalnością okresów płodności. Księżyc, rządzący tym systemem nawrotów, urastał do roli najważniejszego ciała niebieskiego, a jego kształt w pierwszej i ostatniej kwadrze nasuwał skojarzenia z rogami bydła, stając się niebiańsko-ziemskim atrybutem kultowym.
Taki system wierzeń był szeroko rozpowszechniony i ugruntowany wszędzie tam, gdzie kwitły najstarsze kultury rolnicze i dostrzegalny jest spod warstwy późniejszych wierzeń społeczeństw cywilizowanych.
celtycka bransoleta
Celtowie nie zniszczyli ludów, które zastali na obszarach zachodniej Europy. Zdominowali je współżyjąc z nimi, tworząc wierzenia i obyczaje, w których można dostrzec niezatarty ślad oddziaływań przedindoeuropejskich. Zaważyły one na jednej z bardzo istotnych i urzekających cech cywilizacji celtyckiej, jaką była pozycja kobiety. Zwracało to uwagę już autorów starożytnych, przez kontrast z małą rolą kobiety w cywilizacjach śródziemnomorskich.
U Celtów kobieta cieszyła się stosunkowo dużą niezależnością od mężczyzny, także w małżeństwie. Mogła dysponować dobrami osobistymi, które prawo celtyckie odróżniało od dóbr wspólnych. Małżeństwo nie było, w założeniu, instytucją dożywotnią, lecz rodzajem umowy, która mogła być rozwiązana za obopólną zgodą. Pozycja małżonków pozostających w związku zależała od stanu posiadania każdego z nich. Jeśli mężczyzna wniósł więcej zarządzał wspólnym majątkiem, bez zasięgania zdania kobiety. Gdy oboje wnosili proporcjonalnie - wiązała ich konieczność wspólnej decyzji. Gdy większy był majątek kobiety - nie pytała męża o zdanie w gospodarstwie. Przez małżeństwo kobieta nie wchodziła do rodziny męża, lecz należała nadal do swego rodu.
Istniał także - zwłaszcza w rodach królewskich - zwyczaj dziedziczenia w linii macierzystej lub częściej, po bracie kobiety. Bohater średniowiecznej legendy celtyckiej Tristan był dziedzicem swego wuja (czyli brata matki), króla Marka. Dzieci mogły dziedziczyć tak po linii ojca, jak i matki. Również w życiu społecznym kobieta odgrywała poważną rolę. Historia i legenda przynoszą nam wiele imion królowych i księżniczek celtyckich. Królowe bretońskie Boudicca i Cartimandua wyróżniały się mądrością, uzdolnieniami i autorytetem.
Epopeja irlandzka, w wersji z IX wieku, wspomina mityczną królową Medb z Connachtu w Irlandii. Była ona ucieleśnieniem tej władzy i zwierzchności nadprzyrodzonej, która w mniemaniu celtyckim wiązała się z pierwiastkiem kobiecym. Nie tylko jej małżonek, król Ailill, ale także liczni kochankowie doznawali „przyjaźni jej ud", jak poetycko świadczą stare teksty. Nie tylko nie obniżało to jej prestiżu, lecz podnosiło autorytet u współczesnych.
W eposie arturiańskim wielką rolę odgrywa żona króla Artura, Ginewra. Właściwe imię jej brzmi w starych tekstach walijskich Gwenhwyfar, co znaczy Biały Duch. Wokół niej, błyszczącej urodą i dworskim dostojeństwem, toczy się barwny żywot rycerzy okrągłego stołu, zabiegających o jej łaski i prześcigających się w okazywaniu swoich cnót i sprawności rycerskich. Stoi ona jak słońce na wysokim niebie w centrum dworu, opromieniając swym blaskiem rycerską społeczność. Jeden z czołowych bohaterów legendy, rycerz Lancelot przyznaje, że wszystkie jego walory płyną z miłości, którą świadczy mu Ginewra.
Wielkie heroiny legend celtyckich przeniosły w średniowiecze pamięć pradawnego bóstwa kobiecego, którego władza nad światem i mężczyzną wypływa nie tylko z sił naturalnych kobiety, z uosobienia najistotniejszych mocy przyrody, ale także ze zniewalającej siły miłości, jaką wzbudza ona w mężczyźnie. Wątek ten przewija się często w baśni i legendzie według ustalonego schematu. Młodzieńcy przebywają na pustyni, odczuwając głód i pragnienie. Zjawia się stara kobieta o odrażającym wyglądzie i proponuje napój temu z nich, który zechce ją pocałować. Przerażeni jej wyglądem wszyscy odmawiają, z wyjątkiem jednego, najmłodszego. Ten składa na jej wargach pocałunek, który przekształca ją w młodą dziewczynę olśniewającej urody. Mówi ona do młodzieńca: „Ja jestem Władzą. Zdobyłeś mnie gestem twej przyjaźni".
Pomnik Boudiccy w Westminster
A oto król Artur dostaje się w niewolę potwora, a życie jego zależy od odpowiedzi na pytanie: czego pragną kobiety? Wszystkie damy dworu ujawniają królowi swe najskrytsze pragnienia, ale odpowiedzi nie zadowalają potwora. Życie króla zawisło na włosku. Wtedy pojawia się siostra potwora, czarownica stara i odrażającej postaci. Jeśli młody i piękny rycerz zechce ją poślubić i objąć w małżeńskiej łożnicy, zdradzi królowi tajemnicę i uratuje królestwo od zguby. Rycerz najpiękniejszy, pan Lancelot, zgadza się pojąć czarownicę za żonę i wprowadzić do swego łoża. Kiedy to się staje, odrażająca starucha przekształca się w objęciach rycerza w piękną młodą dziewczynę. Wyjawia mu tajemnicę - kobiety najbardziej pragną korzystać ze swej władzy. Król Artur jest uratowany, radość wraca w granice królestwa.
W starych legendach celtyckich zbiegają się pojęcia zwierzchności, władzy i pierwiastka kobiecego. Zwierzchność wciela się w postać starej kobiety, ale jej władza wyczerpuje się, wymaga regeneracji. Tylko młody mężczyzna może jej przywrócić blask młodości. W wyobrażeniach celtyckich, sięgających najdawniejszej warstwy ich tradycji, kobieta jest czynnikiem inicjującym, wprowadzającym mężczyznę w wyższe regiony życia i świata. Z niej czerpie mężczyzna wszystkie swe siły twórcze do życia i działania, ona opromienia jego czyny i wprowadza go na szczeble wyższych sfer rzeczywistości. Ale zarazem ów czynnik kobiecy, upostaciowany w najstarszych bóstwach kobiecych, przedstawia sobą nie tylko urodzajność i pierwiastki twórcze. Kryje on także siły destrukcyjne, angażuje ciemne moce niszczycielskie, może zdruzgotać i unicestwić wszystko.
Mity i legendy celtyckie, które dotarły do nas w późnych wersjach, pokazują świat zdominowany przez mężczyznę, a ściślej mówiąc - mężczyznę w trakcie nieustannej walki o zdobycie dominacji. Ujawnia to stara legenda walijska z cyklu Mabinogion. Arianrod, córka Dona, odmawia uznania syna, który narodził się ze związku z jej bratem Gwyddonem, i rzuca na dziecko potrójną klątwę. Nie będzie miało imienia, dopóki ona mu go nie nada. Nie będzie jej syn miał broni, jeśli ona mu jej nie dostarczy. Nie będzie też miał żony spośród istot rodzaju ludzkiego.
Znaczy to, że owo uchylenie się od obowiązków macierzyńskich pozbawia dziecko wszelkich podstaw legalnego istnienia. Tylko matka bowiem może wprowadzić syna do społeczności, może uczynić go członkiem wspólnoty. Gwyddon postanawia walczyć przeciw klątwie swej siostry. Z pomocą wuja, czarownika imieniem Math, powoduje, że Arianrod wymawia imię dziecka. Brzmi ono Lieu Liaw Gyffes, co znaczy Mały o Pewnej Dłoni. Podobnymi zabiegami magicznymi Gwyddon i Math sprawiają, że Arianrod dostarcza synowi oręża. Wreszcie - mocą czarów - z kwiatów i roślin tworzą dziewczynę, która ma być żoną Lleu. Dziewczyna została nazwana Blodeuwedd, co znaczy Zrodzona z Kwiatów.
Tu jednak kończy się moc męska i ojcowska Gwyddona. Dziewczyna poślubiona Lleu spotyka innego mężczyznę, zakochuje się w nim i zabija swego męża, by umknąć z kochankiem. Dalsza część legendy przedstawia zemstę Gwyddona. Czarodziejskimi zabiegami wskrzesza zabitego Lleu. Ten zabija kochanka swej żony i rusza za nią w pościg. Tu jednak sprawa dodatkowo się komplikuje. Blodeuwedd jest stworzona przez Gwyddona - jest tworem jego myśli i ducha. Nie może jej więc zniszczyć, gdyż to spowodowałoby zniszczenie jego samego. O pełnej zemście nie może być mowy. Zostają półśrodki. Gwyddon zamienia swą zbrodniczą synową w sowę i każe jej zniknąć w mrokach nocy.
Legenda Mabinogion symbolizuje drogę przemian, jakie zaszły w pozycji kobiety od starożytności po średniowiecze. Zdominowana przez mężczyznę, próbuje wyrwać się do świata wolności i niezależnego bytu, zgodnego z nakazem serca i woli. Ale droga jest zamknięta. Mężczyzna, nie mogąc wyzwolić się od kobiety: matki, żony czy kochanki, nakłada na nią brzemię nakazów i zakazów, zakładających apriorycznie jej winę zawsze i wszędzie. A jednocześnie nie gdzie indziej, jak właśnie u Celtów daje się wyczuć w micie i legendzie tęsknotę za dawnym, utraconym światem, w którym kobieta jaśniała na piedestale rodziny i społeczeństwa.
Kobieta celtycka, zdjęta z tego piedestału, podporządkowana, osnuta mrokiem zapomnienia jak żar ogniska pod płaszczem
popiołów, jest ciągle taka sama – piękna i tajemnicza, gotowa wynurzyć się pewnego dnia z owych mroków i błysnąć pełnym blaskiem, świadoma swej potęgi. Tę gotowość ilustruje legenda bretońska znana w późnej wersji, ujętej w konwencji myślenia chrześcijańskiego. Jest to legenda o przedziwnym mieście Ys na dnie morza (słowo ys oznacza coś niskiego albo coś, co jest na dole lub na dnie).
Bohaterką tej legendy jest kobieta imieniem Dahud, co znaczy Dobra Czarownica. Dahud była córką króla Gradlona w celtyckiej Kornwalii. Kazała sobie wybudować miasto niezwykle piękne, na niskim brzegu morza. Cudowne miasto Ys chroniła przed niebezpieczeństwem fal morskich potężna tama. Tu, w swoim mieście, Dahud wiodła życie bujne i rozwiązłe, co spowodowało gniew Boga i ludzi. Gdy przebrała się miara bożego i społecznego gniewu, spiętrzone fale morskie przerwały tamę i pogrążyły cudowne miasto na dnie morza. Ale Dahud nie zginęła. Żyje ciągle w podwodnym mieście, w komnatach pięknego pałacu, oczekując właściwej chwili, kiedy będzie mogła pojawić się na powierzchni. Wtedy miasto Ys stanie się znów najpiękniejszym i najbogatszym z miast świata.
Évariste Vital Luminais - Ucieczka króla Gradlona
Symbolika tej legendy jest dość przejrzysta. Władza kobieca jest stłumiona, pogrążona na dnie wód, w mrokach zapomnienia. Gdy jednak objawi się znów w pełnym blasku dnia, światu zostanie przywrócona harmonia.
Gdzieś na dalekim oceanie jest Wyspa Jabłoni, zwana przez niektórych Avalonem. Rosną tam drzewa, które owocują przez cały rok, a choroby i śmierć nie mają dostępu do jej brzegów. Harmonia i piękno, świeżość i barwa, żyzność i bogactwo królują na tej wyspie. Wyspa szczęścia i beztroski zamieszkana jest przez kobiety. Są to piękne czarodziejki, bóstwa z pradawnych czasów, oczekujące przybycia bohatera, który spędził życie dokonując najbardziej niewiarygodnych czynów. Mężczyźni zaś trawią czas i siły w poszukiwaniu cudownego Avalonu. Każda przygoda z legendy i mitu celtyckiego znajduje swój kres u brzegu tej wyspy, szczęśliwej Wyspy Kobiet.
Przytoczyłem tu kilka legend i mitów ze schyłkowego okresu pogaństwa celtyckiego, by zwrócić uwagę na zjawisko, które leży głęboko w odległej przeszłości tego ludu. Wydaje się ono jednak kluczowe dla zrozumienia niektórych pozornie paradoksalnych stron wierzeń celtyckich i pewnych ich cech odrębnych. Jest to występowanie u bóstw kobiecych atrybutów, które u innych ludów indoeuropejskich są związane z bóstwami męskimi. U tych ludów dawny substrat wierzeń matriarchalnych został dość szczelnie przykryty przez męskie bóstwa fazy patriarchalnej.
U Celtów zjawisko to nigdy nie wystąpiło z taką ostrością, nie doprowadziło do absolutnej dominacji pierwiastka męskiego. Stąd też najstarsze teksty pisarzy starożytnych, którzy donoszą nam o religii i obrzędach celtyckich na terenie Galii, wspominają często o kapłankach, bóstwach żeńskich, a nawet o żeńskich wspólnotach wierzeniowych. Strabon pisał w I wieku p.n.e., że taka właśnie wspólnota zajęła wyspę znajdującą się na morzu u ujścia Loary. Na wyspie tej znajdowała się świątynia związana z kultem nie znanego nam z imienia bóstwa kobiecego, a mężczyźni nie mieli tam dostępu. Nie był to zakon w formie występującej w świecie chrześcijańskim, gdyż kobiety te miały mężów na lądzie stałym i od czasu do czasu ich odwiedzały. Obrzędy związane z kultem nakazywały świątobliwym niewiastom raz do roku zdjąć dach ze świątyni i tegoż dnia pokryć budowę nowym dachem. Jeśli któraś z nich upuściła niesiony budulec na ziemię, współtowarzyszki rozszarpywały ją. Nakazywały tak zapewne okrutne reguły bliżej nam nie znanego kultu.
Sądząc ze strzępów informacji, jakie dotarły do nas ze starożytności, w matriarchalnych kultach chtonicznych zawiera się zasadnicza sprzeczność: narodziny, wzrost i rozwój - z jednej strony, i zniszczenie, unicestwienie - z drugiej. Stąd kulty i obrzędy o cechach matriarchalnych czy matrylinearnych obfitują w wiele zabiegów okrutnych i krwawych, przy których patriarchalna surowość wydaje się łagodniejsza.
Bywały też żeńskie zrzeszenia kultowe bardziej przypominające zakony średniowieczne. Pomponiusz Mela, geograf rzymski z I wieku n.e. wspomina, że wyspę Senę (dzisiejszą Ile-de-Seine u południowo-zachodniego krańca Bretanii) zamieszkiwało dziewięć kapłanek, zwanych Gallizenae, które wiązał ślub wiecznego dziewictwa. Kobiety te znały wszelkie czary i wyposażone były w moce magiczne. Potrafiły wzniecać burze, przybierać dowolne postacie zwierzęce, sprowadzać choroby i uzdrawiać oraz przepowiadać przyszłość, toteż odwiedzali je żeglarze, żądni poznania swych przyszłych losów lub zabiegający o sprzyjającą pogodę.
Do najstarszych wierzeń celtyckich związanych z kultami chtonicznymi, z pradawną Ziemią Matką, należą matrony. Starożytne źródła łacińskie nazywają je matres lub matronae, ale właściwa archaiczna nazwa celtycka brzmi mathair. Kult ich poświadczają znaleziska archeologiczne, jak posągi, wyobrażenia na ołtarzach i inskrypcje, na rozległym obszarze zasiedlonym przez Celtów, głównie zresztą na terenie Galii. Imiona ich były wiązane z obszarem plemiennym przez dodawanie określeń wyodrębniających w nazwie rejon geograficzny.
Znamy więc Matres Dervonnae z Dervo koło Mediolanu, Matres Nemausicae z Nimes, Matres Treverae plemienia Trewerów, Matronae Masanae z Mersen koło Maastrichtu, Matronae Eburnicae z dawnego Eburacum, czyli Yorku. Znamy też inne określenia matron, jak na przykład Matres Mediotautche z Kolonii, przy czym nazwa ta oznacza Matrony Śródmieścia, lub - także z Nadrenii - Matres Ollotoutis, co znaczy Matrony Całego Ludu.
W sztuce celtyckiej i galo-rzymskiej owe matrony przedstawiane były jako trzy siedzące postacie dojrzałych kobiet, karmiących niemowlęta lub trzymających rogi obfitości albo kosze pełne owoców. Ta przejrzysta symbolika wiedzie nas ku pojęciom sytości, obfitości i spełnienia - tego wszystkiego, co najlepsze u starych bóstw kobiecych.
Nie wiemy prawie nic o samym kulcie matron, chociaż był rozpowszechniony w świecie celtyckim i trwały. Wydaje się, że zbliżonym typem bóstw, związanym z bardzo ważnym u Celtów kultem wód, były nimfy. Zachowały się liczne inskrypcje, które - w podobny sposób jak w przypadku matron - wiążą imiona nimf z nazwami lokalnymi.
Innym starym i ważnym bóstwem celtyckim jest Epona, bogini, której imię urobione jest od słowa celtyckiego oznaczającego klacz. W sztuce przedstawiano ją jako kobietę siedzącą na koniu lub wiodącą dwa konie. Odziana bywa zazwyczaj w długą szatę z rękawami, na głowie miewa okrągłe nakrycie lub rodzaj zawoju. Czasami wyobrażano ją nago. Gdy występuje w pozycji siedzącej, trzyma podobne atrybuty jak matrony: róg obfitości, owoce, dziecko u piersi lub jedno czy dwoje dzieci u boku. Gdy jest przedstawiona na koniu, dzierży niekiedy kwitnącą gałąź drzewa, zapewne jabłoni.
Koń, będący ulubionym zwierzęciem Celtów, symbolizuje u wszystkich ludów indoeuropejskich kult słońca i zazwyczaj jest związany z bóstwami męskimi, jak na przykład w Grecji z Apollinem. Tutaj mamy do czynienia z przedziwną i jedyną w swoim rodzaju symbiozą atrybutów solarnych z matriarchalno-chtonicznymi, gdyż bogini Epona prezentuje się nam nieomal jako jedna z matron. Należała też Epona do bóstw, które Celtowie szczególnie czcili w swych wcześniejszych dziejach, o czym świadczy występowanie jej podobizn na całym prawie obszarze osadnictwa celtyckiego.
Najwięcej przedstawień figuralnych tej bogini (zwykle nie oznaczonych jej imieniem) pochodzi z Galii, z obszaru między Saoną a Loarą, zasiedlonego przez plemię Eduów. Była więc zapewne pierwotnie bóstwem plemiennym lub jedną z lokalnych matron, zanim jej kult rozszerzył się na cały świat celtycki. Mimo ogromnej popularności Epony także i jej imienia nie wspomina Julius Cezar, gdy wylicza w zromanizowanej wersji bóstwa celtyckie.
W takiej jak u Celtów sytuacji, kiedy ogólnonarodowe bóstwa zyskują nazwy lokalne i stają się tym samym bóstwami plemiennymi, możemy przypuszczać, iż pod rozmaitymi imionami występuje to samo bóstwo. W istocie, około 30 bóstw kobiecych bywa uważanych za lokalne wcielenia Epony bądź jej późniejsze transformacje.
Do takich należy zwłaszcza Rosmerta. Inskrypcje z jej imieniem występują 21 razy na obszarze świata celtyckiego, dowodząc zarazem jej popularności, o której nic nie wiemy ze źródeł pisanych. Rdzeń celtycki jej imienia smer znaczy „przypominać" lub „przewidywać", ale rdzeń dłuższy smert kojarzy się ze słowiańskim słowem „śmierć" i wyrażałby tę cechę bóstwa kobiecego, której nie widzimy w symbolice Epony - śmierć i zniszczenie. Była ona małżonką boga imieniem Smertius lub Smertullos, uważanego za boga śmierci i zarazem płodności.
Innym wcieleniem Epony była, być może, bogini Nehalennia, co znaczy Niewzywana, której imienia nie należy wzywać. Oddawano jej cześć w Domburgu na wyspie Walcheren, na terenie dzisiejszej Holandii. Niektórzy badacze sądzą, że Epona występuje również pod innymi imionami, jak iryjska Anu czy też Maia – identyfikowana również z Rosmertą, niekiedy pod wspólnym imieniem Maia Rosmerta.
Kapłanki bóstw kobiecych brały udział w straszliwych, krwawych obrzędach, co wydaje się poświadczać ów niszczycielski, związany ze śmiercią aspekt bóstwa kobiecego. Oddajmy tu głos Strabonowi, który tak pisze:
„[...] i szły za nimi wróżbitki, które przepowiadały przyszłość. Te kapłanki o białych włosach, biało odziane, nosiły płaszcze wełniane, spięte agrafami i pasem z miedzi. Szły boso, z mieczem w dłoni, przed więźniami. Po ozdobieniu ich wieńcami prowadziły ich do basenu, który mógł zawierać 20 amfor, tam wchodziły po schodkach, podnosiły każdego więźnia aż na brzeg basenu, podcinały mu gardło i według tego, jak ściekała krew - wróżyły. Inne kapłanki otwierały ciało i wróżyły z wnętrzności, oznajmiając zwycięstwo ich armii. Podczas bitwy uderzały w skóry pokrywające ich wozy, co robiło straszny hałas".
Obrzędy i wróżby związane z bóstwami kobiecymi nie były więc idylliczne i łagodne. Łagodność nie była wszakże cechą mieszkanek celtyckiej Galii, skoro w IV wieku n.e. Ammianus Marcellinus tak pisał:
„Cały zastęp obcych nie zdoła sprostać jednemu Galowi, jeśli przyzwie on na pomoc żonę, która jest zazwyczaj bardzo silna i niebieskooka - zwłaszcza gdy wyprężywszy kark, zgrzytając zębami, wymachując swymi białymi a olbrzymimi rękami, zaczyna wymierzać ciosy, do których dołącza kopnięcia niby lawinę pocisków miotanych z katapulty".
Mitologia iryjska nie zna imienia Epony, ale wspomina ważne bóstwo, matkę generacji bóstw zwanych Plemię Bogini Danu (Tuatha De Danann). Imię bogini Danu zawiera w sobie pojęcie obfitości i jest ona uosobieniem żyzności i urodzaju, tego co wzrasta i rozwija się, podobnie jak jej grecka odpowiedniczka - Demeter. Danu jest też bóstwem podziemnym, królową piekieł, jednocząc w sobie tę zadziwiającą dwoistość: płodność, obfitość i bogactwo oraz śmierć, zniszczenie i nędzę.
Wielowarstwowość mitologii Irlandii celtyckiej - do której powrócę jeszcze dalej - pozwala zaliczyć to bóstwo do starszej warstwy wierzeń mieszkańców wyspy. Badacze kultów dawnej Irlandii przypuszczają, że składano jej ofiary ludzkie. Podobne cechy jednoczy w sobie żeńskie bóstwo Celtów brytyjskich Riannon, nieśmiertelna małżonka śmiertelnika Pwylla. Imię jej znaczeniowo wywodzi się od określenia Rigantona, co znaczy Wielka Królowa. W późnych wersjach legend iryjskich i walijskich bóstwa żeńskie zatracają wiele ze wzniosłej nadnaturalności.
Vanora, żona króla Artura (Pictish stone)
Boginie poślubiają śmiertelnych królów i herosów, a spłodzone z nimi dzieci dają mityczny początek rodom królewskim średniowiecznego świata celtyckiego. Legenda, mit - odrywają się coraz bardziej od pierwotnego podłoża religijnego.
Wciąż dalekie od wyjaśnienia pozostaje zagadnienie totemizmu (zarówno zwierzęcego jak roślinnego) w dawnych wierzeniach celtyckich. Przekonanie o pochodzeniu rodu lub plemienia od wspólnego przodka zwierzęcego lub roślinnego należy do szeroko rozpowszechnionych wyobrażeń w religiach pierwotnych wielu ludów świata. Nie można przeto wykluczyć totemizmu u Celtów, mimo że nasze wiadomości o ich życiu i kulturze dotyczą znacznie wyższego etapu rozwoju także w zakresie religii.
Wiele śladów wskazuje na fakt, iż w wyżej zorganizowanej formie wierzeń przetrwały - jeszcze w Galii podbitej przez Rzymian - relikty pradawnych kultów totemicznych. Możemy je odnaleźć nawet w postaci Epony, bogini-klaczy, często przedstawianej w sztuce na koniu lub z koniem czy z końmi. Kultywowane w średniowiecznej Irlandii i Walii obrzędy ludowe związane z białą klaczą, pradawne wyobrażenia białego konia, zachowane do dziś m. in. w Kornwalii, świadczą o przetrwaniu niektórych obyczajów. Związek Epony z ogierem czy klaczą i rozpowszechnienie jej kultu w świecie celtyckim wydają się wskazywać, że nastąpiło tu wczesne skojarzenie bóstwa żeńskiego chtonicznego z końskim totemem. Ślady kultu niedźwiedzia lub niedźwiedzicy też odnajdujemy w przedstawieniach figuralnych. Bóstwo czczone w dzisiejszym Beaucroissant (dep. Isere, Francja), identyfikowane w czasach rzymskich z Merkurym, nosiło imię Artaios, co ma związek z iryjskim art i bretońskim arth, czyli „niedźwiedź".
Bogini niedźwiedzica Artio miała ołtarz w Bernie. Z tamtejszego sanktuarium pochodzi scena figuralna z brązu, przedstawiająca tę boginię w pozycji siedzącej na tronie, a przed nią, wspartego tylnymi łapami o drzewo, wpatrzonego w nią niedźwiedzia. Reliktem innego ważnego totemu jest bóstwo związane lub utożsamione z dzikiem. Można je odnaleźć na dedykacji z Langres pod mieniem Mercurio Moccos od galijskiego słowa moch, czyli „wieprz". Wydaje się także, że imiona bóstw i nazwy miejscowe z członem eburo wiążą się z nazwą dzika, która po galijsku brzmiała epro. Również bogini Arduina miała za atrybut dzika. Totemiczną rolę dzika w jeszcze większym stopniu poświadcza obfitość przedstawień i wyobrażeń figuralnych tego zwierzęcia w sztuce związanej z kultem i wierzeniami.
Rolę totemu spełniał również byk. Potwierdza to wyobrażenie byka trzema żurawiami na grzbiecie, który pod imieniem Tarvos Trigaranus występuje na ołtarzu odnalezionym pod katedrą Notre-Dame w Paryżu. Figurka trójrogiego byka została znaleziona w Avrigney. Temuż bóstwu zapewne były poświęcone miejscowości Tarvodunnum (dzisiejsze Thurso w Szkocji) i Tarodunnum (dzisiejsze Zarten w Badenii).
Wreszcie relikty kultu jelenia odnajdujemy w osobie bóstwa zwanego Cernunnos, przedstawionego na ołtarzu w Reims, na ołtarzu z Notre-Dame w Paryżu i na płaskorzeźbie z Vendoeuvres (dep. Indre) we Francji. Podobny motyw bóstwa o rogach jelenich pojawia się także wśród wyobrażeń na kotle z Gundestrup w Danii i na ołtarzu z Saintes. Tak więc ogier lub klacz, niedźwiedź, dzik i jeleń były totemami u Celtów jeszcze przed wykształceniem się wyżej zorganizowanej religii i pozostały w niej nadal bądź kojarząc się z bóstwami antropomorficznymi, bądź też schodząc do roli ich atrybutów. Nie tylko jednak zwierzęta pełniły rolę totemów w najdawniejszych wierzeniach celtyckich. Można sądzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, iż totemami były niektóre rośliny, szczególnie zaś drzewa. Wiemy, że w praktykach liturgicznych druidów ważne miejsce zajmowały zwłaszcza dąb i cis. Wydaje się zresztą, iż dąb należy do tych drzew, które czciły wszystkie ludy indoeuropejskie; święte dęby i dąbrowy przetrwały długo także w obrzędowości ludowej u Słowian. Zwracałem uwagę już wcześniej na to, że w kulcie Epony spotykamy wyobrażenia jabłoni, jej kwitnącej gałęzi lub jabłek. Można domniemywać, iż drzewo to cieszyło się poważaniem u Celtów, stanowiąc symbol urodzaju i obfitości. Pośród bóstw znanych z czasów galo-rzymskich spotykamy bóstwa rozmaitych drzew, jak na przykład deo Fago - bóstwo buka - na terenach pirenejskich (Tibiran, Ladivert). J. Vendryes, wybitny znawca wierzeń celtyckich sądzi, że niektóre rody i plemiona celtyckie mogły wyprowadzać swe mityczne pochodzenie od drzew. Mogą o tym świadczyć takie nazwiska, jak galijskie Guidgen, co znaczy Syn Lasu, Guerngnen syn Olchy, lub iryjskie Mac Cairthin - Syn Głogu, Mac Cuill – Syn Orzecha.
Do sięgających głębokiej starożytności wierzeń celtyckich, wyrastających niewątpliwie ze starego rdzenia indoeuropejskiego, należy kult wody, zwłaszcza rzek i źródeł. Kult ten poświadczają zarówno najdawniejsze przekazy pisane, jak i dane epigraficzne, badania toponomastyczne i archeologiczne. W celtyckim kulcie wody jednoczą się dwa ważne elementy, znane także w wierzeniach irańskich i wedyjskich: uzdrawiający i zapładniający.
Rzeki bywały zazwyczaj deifikowane w postaci bóstw męskich lub żeńskich, którym poświęcano świątynie lub miejsca święte w pobliżu źródeł. Tak to bogini Icaunis miała sanktuarium u źródeł rzeki Yonne, Sequana była czczona w świątyni u źródeł Sekwany. Matronie oddawano cześć u źródeł rzeki Marny, w Balesmes. Souconna, bogini rzeki Saony, miała świątynię w dzisiejszym Chalons-Sur-Marne. Bóg Arar, który według legendy rzucił się do rzeki z rozpaczy po śmierci swego brata Celtibera, nadał jej swe imię. Rzeka ta kiedyś miała się nazywać Brigulis, czyli Zasilający Wysokie Brzegi.
Źródła, zwłaszcza te, z których wytryskują gorące wody, były obiektami szczególnej czci i bywały identyfikowane z bogami, boginiami lub parami bóstw. Bogini Divona lub Devona ma dedykacje przy takich źródłach w Bordeaux, Cahors, Loudun i Tonnerre. Imię to wiąże się z określeniem „boska", od indoeuropejskiego rdzenia deiwo, oznaczającego bóstwo. Bóstwem eponimicznym miejscowości Avanches (dep. Vaud, Francja) jest Aventia, której imię, podobnie jak bóstwa Aponusa czczonego u źródła w Abano (Włochy), wywodzi się od indoeuropejskiego rdzenia apa lub aqua. Od innego rdzenia indoeuropejskiego na oznaczenie wody – uer lub ur - pochodzi imię bogini Ura lub Urnia, występujące w dedykacji z czasów rzymskich u źródeł rzeki Ournie w St Felix-de-Pallieres. Bogini Vesunna, co zapewne znaczy Dobra - od słowa vesu o takim samym znaczeniu, była adorowana w Perigueux u źródła, które dziś nazywane jest źródłem Św. Sabiny. Naczelnym bóstwem gorących źródeł był u Celtów Belenos albo bóstwa Borvo lub Bormo, wszystkie w czasach rzymskich identyfikowane w Galii z Apollinem.
Skoro próbujemy rekonstruować najstarsze wierzenia celtyckie, nalezy zwrócić uwagę na sprawę kalendarza i najważniejszych świąt celtyckich. Pierwotny kalendarz był bowiem oparty na cyklu księżycowym, a dopiero później zsynchronizowano go z cyklem słonecznym (pór roku), niewątpliwie pod wpływem greckim i rzymskim. Cykle księżycowe należą do starszej warstwy wierzeń, wraz z bóstwami kobiecymi i kultami chtonicznymi. W roku 1897 znaleziono na terenie winnicy w miejscowości Coligny (dep. Ain, Francja) kilka fragmentów brązowej tablicy, która okazała się najstarszym znanym kalendarzem celtyckim datowanym na I wiek n.e. Zawiera ona zarazem najdłuższy tekst w języku galijskim, jaki dotrwał do naszych czasów. Rok składał się z dwunastu miesięcy księżycowych. Siedem z nich liczyło po 30 dni, a pięć - po 29 dni. Każdy z tych miesięcy dzielił się na „jasną" i „ciemną" połowę w systemie 15+15 lub 15+14. Miesiące trzydziestodniowe były uważane za pomyślne, a dwudziestodziewięciodniowe za feralne. Na siódmy, ósmy i dziewiąty dzień miesiąca przypadała pełnia księżyca. W późniejszych czasach, aby dostosować ten system księżycowy do roku słonecznego, dodawano co trzy lata jeden miesiąc trzydziestodniowy. W miesiącu tym poszczególne dni nosiły nazwy kolejnych miesięcy księżycowego kalendarza i wszystkie były feralne. Także w szczęśliwych miesiącach bywały dni złe, a w feralnych dobre.
Podobnie jak doba zaczynała się od nocy, rok zaczynał się z początkiem zimy - l listopada - i dzielił się na dwie zasadnicze części: zimową i letnią, dodatkowo podzielone na połowy odpowiadające kwartałom. Podział ten w zimie przypadał l lutego, a letni sezon otwierał dzień l maja. Połowa sezonu letniego przypadała l sierpnia. Sezon zimowy nazywał się geimhredh, a letni - samradh. Otwarcie każdego sezonu i kwartału było uroczystym świętem o charakterze liturgicznym, obchodzonym w wigilię początku sezonu.
Najważniejszym świętem było Samhain (Samain, Samhuin) - co po iryjsku można tłumaczyć sam e fuin, czyli „koniec lata", ale w istocie oznacza „zgromadzenie", „zebranie" - którego obrzędy odbywały się 31 października i miały charakter noworoczny. W dniu tym wygaszano święty ogień na ołtarzach i zapalano nowy, symbolizujący otwarcie nowego roku. Święto miało charakter wysoce zróżnicowany i wiązało rozmaite kulty i czynności liturgiczne oraz praktyki magiczne. Nie brakowało tam krwawych ofiar, także ludzkich, które miały zapewnić przyszłe sukcesy w ryzykownych przedsięwzięciach. Były także obrzędy orgiastyczne, których istotny sens wypływał z kultu płodności. Przypuszcza się, że w Irlandii jeszcze we wczesnym średniowieczu, za czasów św. Patryka (V w. n.e.), w miejscu zwanym Mag Slecht ofiarowywano tego dnia bogowi Cromm Cruaich, czyli Głowa Grobowca lub Głowa Skrwawiona, to co pierworodne z wszelkiego przyrodzenia lub co trzeciego syna. Niezbyt jasny tekst nie w pełni wyjaśnia, czy chodzi tu o zwierzynę i ludzi, czy też o same zwierzęta. W czasie święta Samhain królowi zadawano symboliczną śmierć rytualną, aby mógł odrodzić się dnia następnego, a jego dom podpalano. Zmarli, duchy, upiory powracały do świata żywych na tę jedną noc, a wszelki autorytet ziemski ulegał zawieszeniu. Połowę sezonu zimowego otwierało święto Imbolc obchodzone w wigilię l lutego. Wiązało się ono zapewne z początkiem mleczności owiec, ale poświęcone było obrzędom oczyszczenia przez ogień i wodę.
Wielkim świętem było otwarcie sezonu letniego w wigilię l maja. Zwało się ono Beltaine, co można by tłumaczyć jako Ognie Belenosa, tego, którego później identyfikowano ze słonecznym bogiem Apollinem w mitologii grecko-rzymskiej. Dzień ten był także dniem gaszenia starych i rozpalania nowych ognisk, które druidowie niecili polanami z dziewięciu rodzajów drzew. Ogień, symbolizujący letnie słońce i odgrywał tu rolę zasadniczą.
W połowie sezonu letniego, w wigilię l sierpnia, obchodzone było święto Lugnasad, czyli święto boga Luga (o którym będzie jeszcze mowa w dalszych rozdziałach). O święcie tym wiemy, że odbywało się w Mide w Irlandii i miało wiele aspektów mitycznych, których sens nie jest zupełnie jasny. Zwano je tam także Bron Trogain, co znaczy Gniew Trogaina i było dniem ku czci boga Belego (Belenosa), ofiarowanym na rzecz nowej generacji wszelkiego stworzenia. Wszystkie te święta w mniejszym lub większym stopniu wiązały się także z kultem przodków. O wielkiej roli dusz zmarłych w święcie Samhain wspominaliśmy już wyżej. Wszystkie inne zawierały także rozmaite elementy zaduszkowe. Wiele obrzędów sprawowano na plemiennych cmentarzyskach, na kurhanach czy przy kamieniach, uważanych za siedziby dusz zmarłych herosów. Kult przodków, a zwłaszcza wybitnych jednostek, królów i wodzów, odgrywał poważną rolę w wierzeniach celtyckich i stanowił jeden z ich najtrwalszych składników, wkraczających aż w epokę chrześcijańską.
Wielu autorów starożytnych pisze o sakralnych ofiarach z ludzi. Cezar wspomina, iż Galowie uważali, że bogów można przebłagać jedynie ofiarą krwi ludzkiej i tą drogą, poświęcając jedno
życie, ratować inne. Najczęściej do tego celu używano przestępców i jeńców, lecz gdy tych brakowało, poświęcano osobę niewinną. Poświadczają to i inni pisarze starożytni: Cyceron, Dionizjos z Halikarnasu, Justyn i Swetoniusz. Obyczaje takie w Brytanii wspomina Pliniusz. O rytualnym zabijaniu jeńców wojennych u Bretonów pisze Tacyt, a u Skordysków - Ammianus Marcellinus.
Uprawiano także rytualny kanibalizm, o którym wspomina wielu autorów i który przetrwał aż do progu średniowiecza. Św. Hieronim pisał na początku V wieku: „Cóż mam rzec innych ludach, skoro ja sam, będąc jeszcze pacholęciem, widziałem w Galii Szkotów, plemię brytyjskie, spożywających mięso ludzkie? A gdy w gęstwinie leśnej natykali się na stada, wycinali pośladki pasterzom i piersi kobietom, uważając je za szczególny przysmak". Wspominają także pisarze starożytni o rytualnym piciu ludzkiej krwi, zwłaszcza nieprzyjaciół, ale również krwi świeżo zmarłych rodziców w rytuale zbliżonym do komunii. Kult obciętych głów ludzkich, umiejętność preparowania i konserwowania głów zabitych nieprzyjaciół poświadczają zarówno łacińskie teksty autorów starożytnych, jak i wyobrażenia w sztuce i znaleziska archeologiczne.
Krwawe ofiary, w których poświęcano także ludzi, ludożerstwo liturgiczne, picie krwi itp. nie były właściwe tylko Celtom, ale należało do praktyk sakralnych również i innych ludów dawnej Europy. Specyficznie celtyckie, sięgające bardzo starej warstwy wierzeń, wydają się kult i obrzędy związane z obciętą głową ludzką.
*