Słowo „zen" wywodzi się z indyjskiego "dhyana" i znaczyło pierwotnie „medytacja". Chińczycy zapisywali to słowo za pomocą znaku, który wymawiano jako "ch'an", a którego używano już w taoizmie. Znak ten składa się z elementów "Bóg" i "jeden" lub "pojedynczy", znaczy więc "jedno z Bogiem". Z biegiem czasu słowo "zen" nabrało szerszego znaczenia i zawiera dzisiaj wszystko, co w jakikolwiek sposób jest związane z tą formą medytacji.
Należy do tego na przykład znana ceremonia picia herbaty, jak również sztuka strzelania z łuku (kyudo, czyli droga łuku). To samo tyczy szermierki, dżudo, karate, kaligrafowania pędzlem i układania kwiatów (ikebana). Są to nie tylko dyscypliny sportu czy gałęzie sztuki, lecz drogi - drogi życia. Tchną one niejako duchem zen, to znaczy zawierają specyficzne dla zen duchowe nastawienie do życia. Są w szerszym znaczeniu religijne i odnoszą się nie tylko do jakiejś części człowieka, lecz do człowieka jako całości, jego całej osoby. Wrażenie to nasuwa się również jeszcze dzisiaj w spotkaniu z prawdziwymi mistrzami tych sztuk. Dorównują oni rzeczywistym mistrzom zen. Taki sam jest również stosunek mistrza do ucznia. Wszystkie te drogi zen mniej lub bardziej zna dziś i praktykuje wielu ludzi na Zachodzie. Wszystkie mają swe własne reguły, szczególne znaczenie i skutki. Omówienie wszystkich zajęłoby zbyt dużo miejsca. Podstawową i najskuteczniejszą z tych dróg jest i pozostanie zazen, czyli medytacja zen.
Uprawianie medytacji zen (zazen)
"Zazen" znaczy "medytacja w postawie siedzącej”, co już wskazuje, że ważną rolę odgrywa w niej pozycja siedząca. Na początku zechciejmy sobie uzmysłowić, na czym polega medytacja zen, jak się ją uprawia i co się na nią składa. Należą do niej trzy rzeczy: postawa ciała, oddychanie i wewnętrzne nastawienie.
1. Postawa ciała
Podczas medytacji siedzi się na poduszce grubości około 5 cm, która leży bezpośrednio na podłodze lub na kocu. Prawą stopę kładzie się na lewym udzie, a lewą na prawym. Tułów łącznie z głową powinien być wyprostowany jak świeca, ale całkowicie odprężony. Ramiona zwisają swobodnie. Dłonie leżą płasko jedna na drugiej, zewnętrzną stroną skierowane na dół, przy czym kciuki lekko się stykają. Półotwarte oczy są skierowane w punkt na podłodze odległy o około jednego metra. Tę postawę siedzącą nazywa się "postawą lotosu". Kiedy położy się tylko jedną stopę na udzie drugiej nogi, natomiast druga stopa leży na podłodze, postawa ta zwie się "postawą pół lotosu". Postawa lotosu została przejęta niemal bez zmian z jogi. W jodze nie używa się jednak poduszki. Siedzi się na samej na podłodze, co niekiedy jest również praktykowane w zen. Używana w zen poduszka ułatwia postawę lotosu.
2. Oddychanie
Oddychać należy z reguły przez nos i głęboko, czyli przeponą. Oddychanie klatką piersiową jest w medytacji zen mniej korzystne. Oddech powinien być głęboki i spokojny. Pomiędzy wdechem i wydechem nie należy robić dłuższej przerwy. Oddechu nie można wstrzymywać. Opisana postawa i oddech wspomagają krążenie krwi i uspokajają nerwy. Po uspokojeniu ciała łatwiej również osiągnąć spokój ducha, co jest koniecznym warunkiem medytacji.
3. Wewnętrzne nastawienie
To najważniejszy czynnik i bezpośredni cel postawy ciała oraz oddychania. Wewnętrzne nastawienie trudniej opisać niż obydwa pozostałe elementy zazen. Mistrz Dogen (1200-1252), założyciel japońskiej szkoły (sekty) soto, mówi: "Myśl o nie-myśleniu". Ale takie niemyślenie nie jest równoznaczne ze stanem drzemki. Innym używanym wyrażeniem jest: "Bez pojęć i bez myśli" (munen-muso). Zazen jest medytacją bez przedmiotu czy tematu. W chrześcijaństwie, gdy rozmyślamy czy medytujemy, przywykliśmy do skupiania się na jednej z prawd wiary lub na urywku z Pisma Świętego. W zen jest inaczej. Nie rozmyśla się o czymś, nawet nie o nauce buddyjskiej. Dawny mistrz chiński Eisaim, założyciel szkoły rinzai, mówi: "Usuwaj każdą przeszkodę z drogi... Jeśli Budda spotka cię na tej drodze, zabij Buddę! Jeśli spotkasz swoich przodków, zabij przodków! Jeśli spotkasz ojca i matkę, zabij ojca i matkę! Jeśli spotkasz uczniów Buddy, zabij uczniów Buddy! Jeśli spotkasz swoich krewnych, zabij krewnych! Tylko tak osiągniesz wyzwolenie, tylko tak wymkniesz się z sieci i będziesz wolny". To znaczy: Jeśli ci się nasunie podczas zazen myśl o Buddzie, to odrzuć tę myśl, itd. To, że ten stan niemyślenia nie jest bezczynnością umysłu, potwierdziły obserwacje fal mózgu i odruchów skóry podczas medytacji. U osób zaawansowanych w zen, np. mnichów zen, występują po krótkim czasie fale alfa, później też fale teta.
Inaczej mówiąc: wewnętrzne nastawienie uprawiających zazen polega na zaniechaniu wszelkich czynności kierowanych przez „ja". „Ja" musi być bierne, innymi słowy receptywne, czyli otwarte. Nie chodzi tutaj o mówienie, lecz o postawę słuchania, jednak nie w tym sensie, żeby chciało się czegoś słuchać; byłoby to znowu czynnością kierowaną przez „ja”, w tym wypadku życzeniem. Jeśli myśli mimo to napływają spontanicznie, nie szkodzi to zen, dopóki nie zwraca się na nie uwagi. Innymi słowy: należy dotrzeć do głębszych warstw świadomości. Tego jednak nie można wymusić, lecz trzeba na to pozwolić.
Środki do osiągnięcia wewnętrznego nastawienia
W zazen są praktykowane trzy różne sposoby postępowania:
1. Koncentrowanie się na oddechu;
2. Zajmowanie się tak zwanym koanem;
3. Siedzenie po prostu bez jakichkolwiek pomocy.
1. Koncentracja na oddechu
Koncentracja ta może odbywać się w wieloraki sposób. Z reguły zaczyna się liczeniem oddechów, a więc od jednego do dziesięciu, potem znowu począwszy od jednego. Wdech liczy się liczbami nieparzystymi, a wydech parzystymi. Oddycha się spokojnie i głęboko, jednak bez wymuszania oddechu. Inny sposób koncentracji na oddechu polega na tym, aby w duchu śledzić oddech bez liczenia. Koncentracja na oddechu pomaga ograniczyć napływ myśli. W dotarciu do głębszych warstw świadomości nie przeszkadza, ponieważ stanowi bardzo prostą czynność. Niekiedy liczy się tylko wdechy lub tylko wydechy. To pierwsze pomaga uniknąć wielu roztargnień, drugie – przezwyciężyć senność.
Metoda koncentrowania się na oddechu nie została wynaleziona przez zen, lecz pochodzi z czasów przedbuddyjskich. Budda ją przejął. Początkowo była nie tylko techniczną pomocą, lecz miała głębszy sens. Oddech to życie. Człowiek może przez dłuższy czas pościć bez obawy śmierci. Jeśli jednak na parę minut przestanie oddychać, umiera. Pierwotny człowiek uważał, że oddech jest bliski temu, co duchowe. Na oznaczenie oddechu i tego, co duchowe, używał tego samego słowa. Chyba dlatego biblijne opowiadanie o stworzeniu mówi. że Bóg tchnął człowiekowi w nozdrza tchnienie życia, po uformowaniu jego ciała z ziemi (Rdz 2,7). Dusza, to znaczy to, co czyni człowieka człowiekiem, daje mu w pewnym sensie udział w duchu Bożym. O głębszym sensie oddechu nie należy w zazen rozmyślać. Ale świadomość tych powiązań może uczynić sympatyczniejszym owo liczenie oddechów. W każdym razie zaleca się liczenie na początku oddechów podczas zazen. Prędzej zaś czy później powinno się przejść do śledzenia oddechu w duchu, bez liczenia. Przy wdechu myśli się wtedy o wdychaniu, przy wydechu o wydychaniu.
2. Koncentracja na koanie
Koan jest chińskim słowem i oznacza - według znaków używanych do jego zapisu - "publiczne obwieszczenie". W rzeczywistości ma jednak inne znaczenie. W zen jest znanych tysiąc siedemset koanów. Większość z nich to rozmowy między mistrzem a uczniem, zwane "mondo" (pytanie i odpowiedź). Sam tekst koanu jest z reguły krótki i zawiera sprzeczność lub paradoks, których nie jest w stanie rozwikłać rozum. Co prawda dodaje się do niego objaśnienie, lecz i ono nie jest od razu zrozumiałe, jeśli nie wniknęło się już głębiej w zen.
Parę przykładów:
Pewien mnich zapytał kiedyś Mistrza Czao Czu, czy pies ma też naturę buddy. Czao Czu odpowiedział: "Mu" (nic). Lub: Pewien mnich prosił Czao Czu: "Mistrzu, jestem nowicjuszem, wskaż mi drogę". Czao Czu powiedział: "Skończyłeś już śniadanie?" Mnich odpowiedział: "Skończyłem". Na to Czao Czu: "To idź i wytrzyj półmiski!" Wtenczas mnich doznał olśnienia.
Japoński mistrz Hakuin zaklaskał, potem podniósł jedną rękę i powiedział: "Słuchaj dźwięku jednej ręki".
Wielu osiągnęło za pomocą koanu oświecenie. Proces od koanu do oświecenia można sobie wyobrazić następująco: Najpierw uczeń usiłuje znaleźć logiczne rozwiązanie. Po jakimś czasie uświadamia sobie, że na tej drodze rozwiązania nie ma. Wtedy rezygnuje z logicznego myślenia. Tymczasem jednak tak się tym problemem zajął, iż nie jest w stanie go porzucić. Do tego dochodzi ciągłe wzywanie go przez mistrza i ponaglanie do znalezienia odpowiedzi. Znajduje się w stanie kogoś, kto połknął rozżarzoną kulę i chciałby ją wypluć, lecz nie może. To stan "wielkiego wątpienia", o którym często jest mowa w zen. Koan bezustannie towarzyszy uprawiającemu medytację, prześladuje go. Dniem i nocą jest on zajęty koanem. Pewnego dnia lub nocy ma uczucie, że sam stał się tym problemem. On sam jest owym nic mistrza Czao Czu lub ową jedną ręką, o której mówi Hakuin. Własne „ja" zniknęło bez śladu. Jeśli będzie niestrudzenie ćwiczył dalej, nagle zniknie z jego świadomości i koan. Dzięki temu powstanie doskonała pustka świadomości i zostanie spełniony warunek oświecenia. Często wystarczy już tylko błahe zmysłowe spostrzeżenie, np. bicie dzwonu w świątyni lub ledwo słyszalne spadnięcie liścia z pobliskiego drzewa, i duch się otwiera, nadchodzi wielkie przeżycie.
Koan, mimo dobrych doświadczeń, jakie dzięki niemu zdobywano, to tylko środek do celu, a nie istota zen. Jego zastosowanie bywa różne w zależności od szkół czy sekt zen oraz od poszczególnych mistrzów. Spośród dwóch wielkich sekt, soto i rinzai, pierwsza nie używa koanu w ogóle, natomiast druga stosuje go szeroko. Kto chce więc w niej zostać mistrzem zen, musi rozwiązać wszystkie koany, co naturalnie zajmuje wiele lat. W ten sposób oświecenie pogłębia się coraz bardziej.
3. „Wystarczy siedzieć" (shikantaza)
Mówi się, że „wystarczy siedzieć", ponieważ w rzeczy samej tylko się siedzi i oddycha, tak jak jest to nakazane, nie używając żadnych środków pomocniczych, ani koncentracji na oddechu, ani na koanie. Przychodzących myśli nie należy ani śledzić, ani odganiać. Mistrz nowszych czasów, Sogaku Harada, przedstawił to w następujący sposób: "Zazen jest jak góra Fudżi, stojąca majestatycznie nad morzem. Porównanie to jest jednak zbyt słabe. Właściwie trzeba by powiedzieć: Zazen to uczucie tak potężne, jak gdyby poduszka, na której się siedzi, stała się kulą ziemską, a wszechświat wypełniał podbrzusze. Zamiast uprawiać zazen, drzemać, to jakby ugniatać krowie łajno. Byłby to całkowicie martwy zen i niepodobny w ogóle do zazen. Jeśli ktoś wolałby to inaczej wyrazić, mógłby powiedzieć: »Bez ruchu stoją zielone góry. - Białe obłoki nadchodzą i odchodzą«. - Albo słowami Tesshu Yamaoki: »Czy niebo jest pochmurne, czy pogodne, w każdym wypadku jest dobrze. Góra jest ciągle ta sama i nie zmienia się jej pierwotny kształt». - To śpiew zen, śpiew prawdy, rzeczywiście nasz śpiew. W notatniku zen (zazengi) wyraża się to słowem »hishiryo« (niemyślenie). Dokładniej powiedziawszy: »Myśl o niemyśleniu« to klucz do zazen, to nerw jego życia".
We wszystkich trzech sposobach postępowania nie ma tematu, o którym się rozmyśla, jak to z reguły ma miejsce w rozmyślaniach chrześcijańskich. Z początku jest to trudne. Albo napływa wiele myśli, albo ogarnia nas senność. Jeśli do tego dojdą jeszcze silne bóle w nogach z powodu innej niż zwykle pozycji siedzącej, trzeba dużo cierpliwości, aby wytrzymać przewidziany na medytację czas. Początkujący odczuwa często tak silne bóle, że już z samego tego powodu nie może myśleć. Ale to jeszcze nie jest niemyślenie, o którym tutaj mowa. Spostrzega się to dopiero wtedy, gdy bóle staną się znośniejsze lub całkowicie zanikną. Teraz bowiem myśli napływają gromadami.
4. Kij ostrzegawczy
Uczniom zen ma on pomagać w ich staraniach. Kij ten jest wykonany z drewna, ma od dwóch do trzech stóp długości, na jednym końcu jest spłaszczony. Jeden z mnichów uderza nim, spłaszczonym końcem, od czasu do czasu uczniów zen w barki. Z reguły zdarza się to tylko podczas zazen. Ten kij ostrzegawczy od stuleci należy do żelaznego wyposażenia japońskich sal zen. Uderza się częściej bądź rzadziej, mocniej bądź lżej. Europejczyk biorący po raz pierwszy udział w kursie medytacji, może się tym oburzać i uważać, że takie metody nie przystają do obecnych czasów. Ale wkrótce stwierdzi, że uderzenie tym kijem działa rozluźniająco. Zesztywniałe ciało zostaje odświeżone, a sen pierzcha. To, że takie uderzenie nie jest karą, lecz oddaniem posługi, wynika choćby z ceremonii, która temu towarzyszy. Mnich bierze kij z ołtarza Buddy (na którym kij z reguły leży), przedtem głęboko się kłaniając. Zanim uderzy kogoś z ćwiczących, kłania się przed nim głęboko podczas gdy ten składa ręce jak do modlitwy. Dopiero wtedy mnich uderza go jeden lub parę razy w barki. Następnie odbywają się te same, co przedtem rytualne czynności i mnich podchodzi do następnego, gdzie powtarza się ta sama ceremonia. Przed zakończeniem ćwiczenia kij zostaje uroczyście położony z powrotem na ołtarzu Buddy.
*