Zabobony
Niniejsze moje przemyślenia są dalszym ciągiem demaskowania pułapek szatana - kłusownika. Poprzednią pułapkę nazwałem: URAZY. Obecna to zabobony, ale nie zabobony funkcjonujące w świecie lecz „zabobony chrześcijańskie”.
Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie: czym są zabobony w ogóle? Według Słownika języka polskiego, zabobon to: „Wiara w tajemnicze, nadprzyrodzone związki między zjawiskami, w magiczną moc słów, przesąd”. Z dzieciństwa pamiętam jak starsi ludzie ostrzegali przed dalszą podróżą, jeśli drogą przeleciał czarny kot, albo przeszła drogę kobieta z pustymi wiadrami. Zapowiadano nieszczęście jeśli zakrakał kruk, wrona albo sójka.
Widok kominiarza powodował, że chwytano się za guziki, bo podobno przynosiło to szczęście. W okresie, gdy rozpoczynało się kukanie kukułek obowiązkowo trzeba było nosić przy sobie pieniądze, bo ich brak w tym momencie zapowiadał ubóstwo przez cały kolejny rok.
Niektórzy do dziś przyczepiają w swoich samochodach koniczynki lub podkowy, bo ponoć przynosi to szczęście. Inni jak ognia boją się liczby 13, albo niektórych dni. Tego rodzaju pogańskie, zabobonne wierzenia powodowały strach, niepewność i przerażenie. Ludzie żyli w stresie przed rzuceniem na nich zaklęć, uroków itd. Niektórzy byli w pogardzie i izolacji, gdyż posądzano ich o ściągnięcie zaklęcia powodującego nieszczęścia, np. braku plonów itp. Z kolei inni cieszyli się opinią dobroczyńców, ponieważ uważani byli za neutralizujących uroki i zaklęcia.
Nie myślmy, że to o czym piszę jest kroniką rodem z ciemnego, zabobonnego średniowiecza. Do dziś w wielu regionach naszego, chrześcijańskiego społeczeństwa (zwłaszcza na wsi), wierzy się w tego rodzaju praktyki.
Należałoby więc spodziewać się i oczekiwać, że po nawróceniu się i uznaniu Jezusa Panem, tego rodzaju absurdy definitywnie ustaną. Okazuje się jednak, że nie zawsze. Czasem przybierają one bowiem tylko inną formę, pozornie biblijną. Dokładniejsze jednak skonfrontowanie ich ze Słowem Bożym ujawnia, że jest to swego rodzaju „chrześcijański” zabobon. Weźmy na przykład coraz częściej stosowaną praktykę prześwietlania przeszłości i to nawet tej najodleglejszej, by uwolnić się od wpływów okultyzmu, któremu być może poddali się prarodzice. Proszę w tym momencie nie postrzegać mnie jako agnostyka, niewierzącego w moc demonów, albo ignorującego skutki okultyzmu. Moje wykłady na temat demonologii, a także ostatnia książka pt. „Nieprzyjaciele” jest dowodem mojej świadomości niebezpieczeństw i zagrożenia ze strony duchów ciemności. Ale jestem świadomy i drugiej strony medalu. Tej mianowicie, że wróg kusi albo do niewiary, albo do fanatyzmu. I jedna i druga postawa są równie niebezpieczne.
Chciałbym więc pokornie zapytać: gdzie i kto w Nowym Testamencie prowadził wnikliwe dochodzenie, by dowiedzieć się o kontaktach okultystycznych przodków? Czy Pan Jezus pytał Piotra, Jana, Jakuba, albo kogokolwiek innego o powiązania okultystyczne dziadków, pradziadków itd.? Czy nakazał swoim uczniom inwigilację przeszłości tych, którzy na ich usługiwanie będą się nawracać? Czy apostoł Paweł z kimkolwiek prowadził sesje sprawdzające relacje przodków do okultyzmu? Odpowiedź na te pytania jest tylko jedna: NIE! Praktyki te są absolutnie obce przesłaniu Nowego Testamentu, tchną natomiast fanatyzmem z pogranicza „chrześcijańskiego” zabobonu. Zapytam dalej: a co jeśli ktoś nic nie wie o losie swoich przodków? Jak więc wówczas może wyliczać i wyznawać grzechy o których nie ma najmniejszego pojęcia ?
Zauważa się, że tego rodzaju przekonania – podobnie jak wiara w zabobony - związuje ludzi. Niektórzy z nich już w końcu nie wiedzą, czy są nowym stworzeniem w Chrystusie, czy nie. Czy stare przeminęło, czy ciągle są pod jego przekleństwem? Czy są przeniesieni do Królestwa Światłości, czy ciągle tkwią w królestwie ciemności? Czy Panem ich jest Jezus, czy ciemna przeszłość? Czy większy jest Ten, który jest w nich, czy ten, który sieje terror strasząc niezbadaną przeszłością? Dalej, zauważa się, że przekonani do takich praktyk, rozumiejących inaczej traktują jako niedorozwiniętych w poznaniu prawd, którymi oni się fascynują. W oczywisty sposób powoduje to duchowy rozdźwięk w Kościele. A jeśli zwraca się im na to uwagę, albo nie akceptuje ich nauczania, przyjmują postawę cierpiętników za prawdę.
Przypomnijmy sobie więc raz jeszcze, co mówi Biblia o tych, którzy są w Chrystusie. A więc przede wszystkim mówi ona, że zostaliśmy wyrwani z mocy ciemności, a przeniesieni do Królestwa Światłości (Kol. 1,12-13). Wszystkie uczynki diabła w naszym życiu zostały przez Chrystusa zniweczone (1 J. 3,8). „Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). Skoro „wszystko” to rozumiem, że wszystko, a nie tylko niektóre praktyki ze starego życia. Apostoł Piotr uświadamia nam, że: „...nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa...” (1 P. 1,18). Trzeba więc sobie zadać wreszcie pytanie: zostałem, czy nie zostałem wykupiony z przekleństwa dziedziczności? Piotr zapewnia, że tak! Osobiście mam do tego zapewnienia więcej przekonania niż do współczesnych nauczycieli lub książek mówiących inaczej, bo wiele z nich to nic innego jak szukanie sensacji, albo zwykły populizm.
Wiara w tego rodzaju zapewnienia Biblii, wyzwala, uwalnia, udziela nam pokoju i poczucia bezpieczeństwa. Wreszcie, trzeba zaniechać powątpiewania w doskonałość dzieła Chrystusa, który „wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia” (Hbr. 9,12). A to oznacza nie mniej nie więcej, ale i rozprawienie się z naszą przeszłością! A co oznacza w takim razie stwierdzenie Pawła, że: „Chrystus wykupił nas od przekleństwa...”? (Gal. 3,13).
Nasi ojcowie wiary, nie mieli pojęcia o współczesnych praktykach, a byli wolni i wolność tę w mocy Ducha innym zwiastowali. Ale tak jak w wielu innych dziedzinach chrześcijańskiego życia tak i w tym względzie zapanowała moda na „amerykanizm”. Uwierzmy wreszcie w doskonałe odkupienie przez moc krwi Chrystusa. Nie poddawajmy jej mocy w wątpliwość i nie deprecjonujmy jej skutków. Kończąc, chcę raz jeszcze zacytować apostoła Pawła: „Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” (Gal. 5,1).