Kaligula i Żydzi
Kaligula (ur. 12 n.e. - zm. 41 n.e.) Pewien problem natury zewnętrznej, którego zagmatwany charakter przybierał od roku coraz bardziej dramatyczne proporcje, przydał owym kwestiom religijnym całkiem niepotrzebnego rozgłosu. Wszystko zaczęło się od rywalizacji pomiędzy Grekami i Żydami aleksandryjskimi o ich przywileje i prawa w mieście, rywalizacji, która przeradzała się nawet w uliczne starcia i pogromy, a była to kwestia, którą cesarz musiał w końcu sam rozstrzygnąć, skoro każda ze stron odwoływała się do jego poczucia sprawiedliwości.
Ani chronologia, ani szczegóły wydarzeń nie są niestety nazbyt jasne. Z grubsza rzecz biorąc, wydaje się, że Grecy, którzy mieli w osobie wyzwoleńca Helikona skutecznego rzecznika swych interesów u dworu, oskarżyli swoich przeciwników o to, iż odmawiają oni cesarzowi podstawowych oznak powinnej mu czci, utrzymując, że w całym cesarstwie jedynie Żydzi nie zgadzają się składać mu przysięgi na wierność.
Faktem jest, iż zimą 39/40 r. - w wyniku prowokacji, w której urzędnicy rzymscy mieli też swoją rolę do odegrania - Żydzi popełnili tę nieostrożność, że zniszczyli ołtarz wzniesiony ku czci Kaliguli. Grecy zaś wykorzystując ten incydent, dotknęli jego czułej struny.
Cesarz poczytał to sobie za akt rebelii i zareagował, zgodnie ze swym zwyczajem, niczym nie znający miłosierdzia pan, który karze buntowników w ten sam sposób, w jaki zgrzeszyli: rozkazał umieścić - jeśli zajdzie taka potrzeba to nawet siłą - swój posąg ogromnych rozmiarów w Świątyni Jerozolimskiej. Ni mniej, ni więcej.
P. Petroniusz, świeżo mianowany namiestnikiem Syrii na miejsce Witeliusza, obarczony został misją wykonania tego niecodziennego, rozkazu i przybył do Palestyny, prowadząc ze sobą liczne zastępy wojsk, by móc stawić czoło każdej ewentualności. Owe środki ostrożności okazały się przydatne, napotkał bowiem na miejscu zażarty opór: podobne świętokradztwo nie mogło nie wzbudzić sprzeciwu w sercach ludu tak nieprzejednanie monoteistycznego.
Żydzi słali do Petroniusza deputacje, poruszali wszystkie sprężyny swoich wpływów, gromadnie stawali przed jego obliczem, gotowi raczej umrzeć aniżeli dobrowolnie wyprzeć się swojej wiary. I faktycznie zaprzestali już nawet uprawiać ziemię. Rozumiejąc, że natknie się na rozpaczliwy opór, który trzeba będzie krwawo zdławić, a może też z innych powodów, Petroniusz sporządził raport i podkreślając katastrofalne skutki ekonomiczne i niepewny, z militarnego punktu widzenia, charakter całego przedsięwzięcia, podjął ryzyko, by poprosić o potwierdzenie otrzymanych rozkazów - co mocno pachniało wypowiedzeniem posłuszeństwa.
Jest jednak rzeczą mało prawdopodobną, by jego wstawiennictwo odniosło większy skutek, cesarz bowiem po powrocie z Galii nie zdradzał gotowości do zmiany zdania. Można to wnosić po przyjęciu, jakie zgotował poselstwu żydowskiemu (na czele owego poselstwa stał Filon, filozof i brat wysokiego dygnitarza aleksandryjskiego), które przybyło do Rzymu bronić żydowskiej sprawy.
Istotnie, udzielił mu audiencji podczas dokonywania w ogrodach Lamii i Meseny inspekcji pawilonów, jakie zamierzał tam urządzić. Tak iż posłowie, przedstawiając swe problemy, musieli podążać za nim z jednej sali do drugiej, z piętra na piętro, cesarz bowiem nie ominął najmniejszego zakątka budowy. To krytykując, to znów chwaląc rozkład pomieszczeń, stawiał im pytania na temat obyczajów żydowskich lub też sam czynił uwagi. Towarzyszyły im salwy śmiechu jego świty, w skład której wchodzili aleksandryjscy Grecy, którzy nie posiadali się z radości widząc, jak kiepsko, stoją sprawy przeciwników. Poprosił wreszcie posłów, by mówić zaczęli o sprawach zasadniczych. Lecz stało się to w chwili, gdy zdecydował się właśnie nagle przejść do wielkiej sali, gdzie zarządził, obszedłszy ją dokoła, by „wyłożono okna zewsząd przezroczystymi kamieniami w rodzaju szkła okiennego" - co naturalnie sprawiło, że zgubił wątek argumentacji. Poprosił więc delegację, by mu jeszcze raz przedstawiła sprawę. Ale wtedy przeszedł do następnego pomieszczenia. A to, by kazać tam pozawieszać obrazy...
Ostatecznie wszystkich odprawił, zanim skończyli swe wywody. Łatwo pojąć zakłopotanie i oburzenie posłów, którzy oczekiwali w Rzymie na to posłuchanie od ponad pół roku, ponieważ cesarz przebywał wśród swych żołnierzy. W rzeczywistości zaś, pod płaszczykiem całej tej świadomie przez Kaligulę wyreżyserowanej maskarady - zapewne nieco ubarwionej przez Filona będącego jednocześnie sędzią i stroną - cesarz chciał ukarać ludzi, których jako buntowników nie nosił w sercu, ale przede wszystkim z całą powagą próbował wyrobić sobie zdanie.
Fakt, iż skrócił widzenie, o niczym nie świadczy: znał on na pamięć niektóre aspekty sprawy, dzięki raportom Petroniusza. Zadawał nader precyzyjne pytania na temat żądań aleksandryjskich Żydów (spór z Grekami dotyczył między innymi kwestii praw miejskich) i starał się uzyskać informacje o rytuale i wierze żydowskiej, czyniąc mianowicie taką uwagę, że jeśli dobrze rozumie, Żydzi, kiedy składają ofiarę cesarzowi, składają ją jednocześnie swojemu bogu, i że wydaje mu się to co najmniej dwuznaczne.
Pod koniec audiencji przyznał, iż nie można ich nawet oskarżyć o złą wolę, ponieważ są oni „nie tyle przewrotni, co nieszczęśliwi i głupi, skoro nie wierzą, iż odziedziczył naturę boską". Spotkanie to nie zmieniłoby zapewne biegu rzeczy i posąg cesarza umieszczono by siłą w Świątyni Jerozolimskiej - doprowadzając do wybuchu wojny na śmierć i życie, co zresztą później nastąpiło - gdyby nie przytomność umysłu jednego człowieka, który wszystko uratował. Był nim Agryppa, z którym się już wcześniej zetknęliśmy.
Jeśli wierzyć historykowi żydowskiemu Józefowi Flawiuszowi, sprawy przybrać miały następujący obrót: Agryppa wydał na cześć cesarza tak wystawną ucztę, że ten, wzruszony tyloma względami, zaproponował mu w zamian, by zażądał, czego tylko zapragnie. Po wielce zawiłej przemowie Agryppa począł go błagać, by odwołał wydany Petroniuszowi rozkaz umieszczenia cesarskiego posągu w Świątyni Jerozolimskiej - co też Kaligula uczynił, nie chcąc łamać danego słowa. Wersja to zapewne nader romantyczna...
Kaligula nie należał do ludzi, którzy rezygnują z raz obranej linii politycznej, by zrobić przyjemność przyjacielowi. Jeśli odwołał swoją decyzję, to oczywiście dlatego, iż Agryppa - jak twierdzi Filon - wyjawił mu powody i właściwą naturę sprzeciwu, z jakim naród żydowski przyjąłby owo świętokradztwo, oraz wynikające stąd niebezpieczeństwo.
W sprawie tej cesarz miał, jak widać, na tyle zdrowego rozsądku, by zmienić zdanie, zanim sytuacja przybierze katastrofalny obrót. Z drugiej zaś strony, i jest to nader istotne, podejmując ów absurdalny zamiar, nie kierował się ślepą obsesją swej boskości. Na coś, co uważał za akt wypowiedzenia posłuszeństwa, zareagował posunięciem, które miało znaczenie politycznego symbolu.
Łatwo więc przyszło jego wrogom w Rzymie podkreślać niezdrowe i szaleńcze aspekty całej afery: cesarz zachowywał się niczym nieodpowiedzialny despota, etc. Zresztą surowość Kaliguli da się prawdopodobnie wyjaśnić częściowo nie ujawnionymi szczegółami sprawy i jest rzeczą możliwą - jak sugerowano - że podejrzewał on Petroniusza o przekupstwo.
Korupcja tego wysokiego dygnitarza miała spotęgować jego gniew i - według Józefa Flawiusza - miał doń jakby napisać pod koniec roku 40 takie oto słowa: „Skoro droższe ci były podarki, które ci Żydzi złożyli, nad moje rozkazy i skoro w ogóle, aby im dogodzić, ośmieliłeś się postąpić wbrew temu, co ci poleciłem, rozkazuję, abyś sam był swoim sędzią i sam rozstrzygnął, co masz uczynić, skoroś zasłużył na mój gniew. Będziesz więc służył za przykład dla wszystkich współczesnych i potomnych, aby nie lekceważyli rozkazów Cezara."
Wszystko to tylko hipoteza. Rzeczą pewną jest natomiast, iż cesarz - gdy tylko poczuł, że autorytet jego narażony został na szwank (a przecież, powiedzmy to raz jeszcze, o to właśnie chodziło w całej tej sprawie) - reagował z przesadną gwałtownością i zatracał poczucie miary. O tym wszakże od dawna już wiedziano.
*
Fragment książki:Roland Auguet - Kaligula czyli władza w ręku dwudziestolatka