Legenda o kapłanie Janie
Dzięki wyprawom krzyżowym narody europejskie poznały bliżej Azję, której tajemnicze oblicze zaczyna wyłaniać się spod piasków rozległych pustyń. Już wówczas olbrzymi ten kontynent uchodził za krainę magicznych cudów i czarodziejskich, rozumem nie objętych zjawisk. Krucjaty przyczyniły się do rozpowszechnienia wschodnich podań i baśni w poezji Zachodu, do przejęcia licznych wątków legend indyjskich. Wprowadzenie do opowieści lwów, wężów, postaci czarowników, mędrców i żeglarzy, jak np. Sindbada, świadczy o tym, że Europejczyk stał pełen strachu i zdumienia wobec tego zagadkowego, obcego świata.
Gdy następnie stwierdzono istnienie silnych wpływów chrześcijańskich na islam, gdy z Indii, Persji, Abisynii i innych dalekich krajów zaczęli napływać do Ziemi Świętej pielgrzymi chrześcijańscy, to tylko jednym krokiem dalej po tej drodze było powstanie owego na wpół chrześcijańskiego, na wpół magicznego mitu, według którego w niedostępnych górach i olbrzymich pustyniach Azji Środkowej żył tajemniczy kapłan-król Jan.
Kapłan Jan
Weltchronik - Hartmann Schedel 1493 Po ukrzyżowaniu Chrystusa miał on, „który śmierci nie widział i którego uważano bądź za św. Jana Chrzciciela, bądź to za umiłowanego ucznia Jezusa, udać się niepoznany do Azji i tam, nie trapiony śmiercią ni starością, założył rozległe państwo chrześcijańskie, którego sam był królem i najwyższym kapłanem.
Podłożem tej baśni była wieść, że w roku 1122 zjawił się u papieża Kaliksta II w Rzymie rzekomy biskup Jan, patriarcha Indii, i opowiadał o wielu cudownych rzeczach. Legendę tę rozpowszechnił mądry, uczony człowiek, biskup Otto von Freising, jeden z najsłynniejszych dziejopisarzy średniowiecza.
Papież Eugeniusz III wezwał go w jesieni 1145 roku na konferencję do Viterbo we Włoszech i podczas swego pobytu na dworze papieskim Otto von Freising poznał biskupa Antiochii w Syrii.
Ten książę Kościoła - tak przekazał to Otto von Freising potomności - opowiadał mu, że przed niewielu laty niejaki Jan, który żyje jeszcze gdzieś za granicami Persji i Armenii na najdalszym Wschodzie, jest królem i kapłanem zarazem i wraz ze swoim ludem wyznaje wiarę chrześcijańską, prowadził wojnę z królami Persów i Medów i zdobył ich stolicę Ekbatanę. Brzmi to jak bajka, ale wiadomość o wielkiej bitwie stoczonej na Wschodzie przynoszą także źródła arabskie, podając jako jej datę rok 536 według hedżry (1141).
Główne wydarzenie, opowiedziane przez Ottona Freisinga, tj. wielka bitwa na Wschodzie, jest więc prawdziwe. Bliski stąd wniosek, że także wzmianka o zwycięskim wodzu-chrześcijaninie polega na prawdzie.
Kim był ów kapłan Jan? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Możliwe, że kapłani-królowie chrześcijan św. Tomasza posłużyli za wzór dla mitu o kapłanie Janie, możliwe, że legenda ta odnosiła się do chrześcijańskich władców Abisynii, a możliwe też, i to jest chyba najbardziej prawdopodobne, że chodzi tu o Ji-lü-ta-szi, wodza Khara-Kitajów, szczepu turkmeńskiego, zamieszkałego z początkiem XII wieku na północy Tien-szanu. Khara-Kitajowie wyznawali częściowo chrześcijaństwo nestoriańskie, a częściowo buddyzm. Ich król Ji-lü-ta-szi, któremu w latach 1125-1144 udało się wznieść wielkie państwo, był podobno także nestorianinem.
W roku 1141 przyszło między nim a Seldżukami mahometańskimi niedaleko Samarkandy do wielkiej bitwy, w której wyznawcy Mahometa ponieśli druzgocącą klęskę. Cały Turkiestan znalazł się wskutek tego pod władzą Khara-Kitajów, a król ich miał podobno zamiar wyruszyć na Zachód, jak przed nim Hunowie, a po nim Dżyngischan.
Do tego jednak z jakichś nie znanych nam bliżej powodów nie doszło. W 1144 roku Ji-lü-ta-szi zmarł, a z jego śmiercią rozpadło się stworzone przezeń państwo, tak jak rozprysły się niby bańki mydlane państwa Cyrusa i Dariusza, mocarstwo Hunów, imperia Turków, Sasanidów perskich i Mongołów. `
Powtarzamy: nie jest wcale pewne, czy ten rzekomo chrześcijański, a może buddyjski król Turkmenów był rzeczywiście prawzorem legendy o kapłanie Janie. Za słusznością takiego przypuszczenia przemawia okoliczność, że wieść o ciężkiej klęsce, zadanej islamowi przez chrześcijańskiego króla królów, nadeszła do Europy właśnie w czasie, gdy po sukcesach pierwszej wyprawy krzyżowej Arabowie gotowali się do potężnego przeciwuderzenia na najeźdźcze wojska Zachodu.
W pierwszym dniu Bożego Narodzenia 1144 roku mahometanie zdobywają z powrotem Edessę; jest to bolesna strata, a wobec bardzo niemiłych stosunków panujących w Ziemi Świętej wydaje się ona tylko wstępem do dalszych dotkliwych niepowodzeń. Gdy w krótki czas potem nadchodzą do Europy pierwsze niejasne pogłoski, a następnie pewniejsze dane o bitwie pod Samarkandą, świadomość, że jakiś chrześcijański władca W odległej Azji pobił na głowę straszliwych i podziwianych wyznawców proroka, wywołuje głębokie wrażenie. Daleki, obcy Włodarz, któremu się to udało, wydaje się zesłany przez samego Boga i tak, być może, w chwili rozpaczy i nadziei rodzi się legenda o kapłanie Janie.
W tej sytuacji - a po nieudanej drugiej krucjacie W latach 1147 i 1148 położenie staje się jeszcze bardziej krytyczne - wybucha nagle ogromna sensacja poruszając kancelarie wszystkich możnych tego świata: Manuel I, cesarz Bizancjum, Fryderyk Barbarossa, cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, i papież otrzymują listy od kapłana-króla Jana. Pisma niesłychanie butne i zarozumiałe! Oświadcza on w nich najwyższym przedstawicielom trzech ówczesnych mocarstw świata dobitnie, że ich potęga i bogactwo są marnością wobec skończonej doskonałości kapłana Jana.
„Jeżeli jednak Ty, Manuelu, chcesz rzeczywiście poznać Moją Wielkość i Doskonałość i chcesz wiedzieć, gdzie na ziemi panuje Nasza Wszechmoc, to musisz uznać i bez żadnej wątpliwości uwierzyć, że Ja, Kaplan Jan, jestem Panem władców i że wszystkich królów całej ziemi przewyższam bogactwem, łaską i wszechmocą. Aż siedemdziesięciu dwóch królów składa Nam haracz.
W tym stylu ciągnie kapłan Jan dalej przez wiele stronic. Opisuje obszernie cuda swego kraju, olbrzymie mnóstwo złota i drogich kamieni w rzekach, przepych królewskiego pałacu, urodzajność swych niw i ogrodów -- ale pisze też, że w jego państwie nie ma wojny, nie ma własności prywatnej, a tym samym ubóstwa, a na koniec podkreśla, że mimo swej skończonej doskonałości jest przed Bogiem zwykłym tylko, pokornym kapłanem:
,,Z jakiego powodu Nasza Czcigodność nie pozwala nazywać się żadnym godniejszym imieniem jak tylko imieniem kapłana, rozsądkowi Twojemu nie będzie dziwne. Na dworze Naszym mamy wielu dostojników, którzy piastują wyższe urzędy duchowne i godności. Nasz podstoli na przykład jest prymasem i królem, Nasz podczaszy królem i arcybiskupem, Nasz podkomorzy biskupem i królem, Nasz marszałek królem i archimandrytą, Nasz kuchmistrz królem i opatem.
I dlatego nie przystoi Naszej Wysokości nazywać się takimi samymi imionami i nosić takie same tytuły, jakich jest pełno w naszym pałacu. Nasza Dostojność woli więc z pokory być nazywana niższym imieniem i tytułem.“
Sprawa tego osobliwego listu pozostała do tej pory nie wyjaśniona. Na ogół sadzono, że chodziło o mistyfikację szaleńca. Przed kilku laty wysunięto jednak pogląd, że to powierzchowne wytłumaczenie nie wystarcza. Tajemniczy dokument jest raczej utopią polityczną, a autor jej zamierzał ukazać zwierciadło możnym tego świata. Fantastyka obrazu i wyniosły ton listu byłyby zatem tylko obliczoną na efekt sztuczką publicystyczną.
Rzekomy list kapłana Jana został przełożony na wszystkie języki europejskie i tym sposobem nieznany jego autor miał niewątpliwie możność wytknięcia przed forum Zachodu szkód i niedomagań swej epoki; podobnie uczynił dwieście lat później Mikołaj Chryffts, znany nam jako Mikołaj z Kuzy, który sformułował demokratyczny pogląd na państwo, oparty na prawie natury.
Średniowieczni cesarze, zgodnie ze starożytnym zwyczajem, kazali nazywać się i czcić jako dívi, boscy, lecz bez porównania potężniejszy od nich kapłan-król Jan oświadcza, że jest śmiertelnym człowiekiem i mimo swej prawie boskiej Wszechmocy poprzestaje na skromnym kapłaństwie. I gdy gospodarka pieniężna, rozpoczynająca się wówczas na Zachodzie, dotkliwie pogłębia ustanowione przez Boga różnice między rycerzem i mieszczaninem z jednej strony a obdzieranym ze skóry chłopem i pozbawionym praw wyrobnikiem z drugiej - chrześcijańsko-komunistyczny autor królewskiego listu głosi, że w nieskończenie rozległej i bogatej krainie nie ma własności prywatnej, albowiem wszelka własność należy do Boga i jego najwyższego kapłana. I wreszcie: gdy na Zachodzie w XII wieku srożą się wojny, panuje rozłam, niezgoda, zawiść, zabójstwo i gwałt, kraje kapłana Jana Żyją w błogim pokoju, w uporządkowanych stosunkach prawnych, wolne od wszelkiej bojaźni prócz bojaźni Boga najwyższego.
Wydaje się, że nieznanemu autorowi tajemniczego listu udało się rzucić na skrwawioną arenę swej skłóconej epoki obraz idealnego władcy świata, jakiego średniowiecze spodziewało się i wyczekiwało.
Jeśli to przypuszczenie jest trafne, to zrozumiałe staje się zarazem, dlaczego dziwny list został skierowany do trzech antagonistów XII wieku, do Fryderyka Barbarossy, do cesarza wschodniorzymskiego i do papieża, i dlaczego z tej „wielkiej trójki“ tylko papież przejawił chęć bliższego zainteresowania się tym pismem.
Dwaj najwyżsi przedstawiciele władzy świeckiej w Europie pozostawili list rzekomego kapłana Jana bez odpowiedzi. Mógł to uczynić także papież - że tego nie uczynił, lecz obszernie na list odpowiedział, zdaje się przemawiać za tezą, że Watykan zorientował się już wtedy w jego utopijno-propagandowyrn charakterze.
Nie jest więc wcale absurdem, że papież odpisał obszernie „najukochańszemu synowi w Chrystusie, sławnemu i wspaniałemu królowi Indów, wielce świątobliwemu kapłanowi Janowi , choć nie znał jego adresu i nikt nie mógł mu powiedzieć, gdzie ma szukać świątobliwego króla. Papież musiał mu odpisać, by wobec niezwykle szerokiego rozpowszechnienia kapłańsko-królewskiego manifestu podkreślić zasady panujące na chrześcijańskim Zachodzie od prawie tysiąca dwustu lat.
Ale i papieska kancelaria nie uważała swego pisma za jakąś ważną akcję państwową. Zostało ono zredagowane dosadnie i tłumaczy kapłanowi Janowi, że istnieje tylko jeden następca św. Piotra, a mianowicie papież rzymski, i że on, kapłan Jan, może liczyć na życzliwe poparcie Rzymu tylko wtedy, jeżeli weźmie to sobie do serca.
Wobec człowieka, który chlubił się, że siedemdziesięciu dwóch królów płaci mu haracz i że królowie, książęta i hrabiowie usługują mu do stołu, był to język dość szorstki. Mimo to jednak lejbmedykowi papieża, magistrowi Filipowi, powierzono w 1177 roku zadanie, by list swego pana, Aleksandra III, doręczył kapłanowi Janowi. Mistrz Filip wyruszył też istotnie w tej dyplomatycznej misji w drogę, ale nic więcej już o nim nie słyszano. Także kapłan Jan nie dał więcej o sobie znaku życia.
Jak potężne wrażenie wywarło na szerokiej opinii publicznej Zachodu orędzie kapłana Jana do potentatów europejskich, świadczą liczne przekłady tego listu. Z tłumaczeń na język niemiecki należy wymienić na pierwszym miejscu przekład kanonika z Metzu, Ottona von Diemeringen, pochodzący z początku XIV wieku i przekształcający tekst oryginalny w swego rodzaju książkę ludową. Przytaczamy z niego kilka ustępów, aby pokazać, jak wyglądał geograficzny obraz świata w oczach uczonego Europejczyka XIV wieku.
A Więc najpierw daleka kraina cudów - Indie, o których rycerze krzyżowi, powracający z Jerozolimy, tyle słyszeli i opowiadali.
,,Indie są bardzo wielkim i rozległym krajem i jest w Indiach więcej ziemi niż we wszystkich innych krajach na całym świecie, i wyprawiali się tam królowie Babilonu, jak Kserkses perski i Aleksander, i Rzymianie."
Znajdujemy opowiadanie o cudownym ptaku sidicus, o którym krzyżowcy wszędzie podają, że umie mówić jak człowiek. Chodzi o papugę, która była dotąd na Zachodzie nie znana i o której Otto von Diemeringen tak pisze:
„Pełno tam różnych skarbów i żyje tam sidicus, który jest bardzo pięknym ptakiem. I rozumie mowę ludzką i mówi, i odpowiada całkiem jak człowiek, jeden drugiemu, takie są pojętne... Ptak ten jest na całym ciele zielony z wyjątkiem nóg i dzioba, te są czerwone, i ma ten ptak długi czub i ma czerwone podgardle, i ma język jak człowiek, i jest długi i wąski, niewiele większy od dzięcioła...“
Po tych i tym podobnych zabawnych relacjach we wstępnych rozdziałach Otto von Díemeringen przystępuje do właściwego tematu:
„Kapłan Jan ma pod sobą 72 królów, którzy są tak wielkimi panami, że każdy ma pod sobą innych królów... Kapłan Jan ma swą siedzibę w kraju Pentexorie, tak samo jak Wielki Chan w Kataju, i ma za żonę córkę Wielkiego Chana... I mieszka przeważnie w mieście, które nazywa się Suza, i ma przy sobie stale 12 arcybiskupów i 20 innych biskupów, a oni wszyscy są możnymi panami jak królowie i książęta. I wśród jego służby dworskiej i w jego kraju jest wielu dobrych chrześcijan, którzy wierzą w Trójcę Święta, choć nie wierzą w wiele artykułów, które my mamy. Nie wiedzą też wiele o świecie chrześcijańskim, ani o naszej wierze, ani też o naszym papieżu... Mają swojego patriarchę, tak jak my mamy papieża, temu są posłuszni i także kapłan Jan... A gdy kapłan Jan prowadzi gdzieś wojnę, to każe nieść przed sobą tylko krzyż drewniany, czyni to z pobożnej pokory, i każe też nieść stale przed sobą złotą misę pełną ziemi... na znak, że władztwo jego jest ziemskie i że ciało jego musi gnić w ziemi, chociaż jest takim wielkim panem. I to jest wielka mądrość.
Po tym opisie, po drobiazgowym przedstawieniu kosztowności w pałacu kapłana Jana Otto von Diemeringen opowiada o cudach Azji. Ucieszna jest dla nas naiwność kanonika z Metzu.
,,W państwie kapłana Jana są kraje o różnych zwyczajach ludzi i zwierząt i w jednym z jego krajów znajduje się morze piasku; jest to morze pokryte płynącymi piaskami i jest tego piasku tak wiele i jest on tak bezdenny, że doprawdy nie wiadomo, czy jest pod nim woda, czy nie. Z niektórych jego końców wynurzają się zwierzęta jako ryby; nie są jednak podobne do prawdziwych ryb. I są dobre do jedzenia... Morze ciągnie się aż do pustyni Indii i nikt nie może tam dotrzeć. Około trzy dni drogi od morza w puszczy i w pustyni leżą góry, a z tych gór wypływa woda, gdzie rosną drogie kamienie, jak jest napisane. A po drugiej stronie wody jest wielka, szeroka, piaszczysta równina. A takie jest jej przyrodzenie, że każdego dnia, gdy słońce wschodzi, wyrastają z ziemi młode małe drzewka, a z zachodem słońca znikają znów pod ziemią aż do następnego poranka, kiedy znowu wychodzą... Jest też na pustyni wiele cudów, te są od urodzenia. Gdyż jest tam bardzo wiele dzikich ludzi, którzy mają rogi na głowie i są cali porośnięci i kudłaci i nie znają żadnej mowy, lecz wyją i chrząkają jak świnie. W tej okolicy są także ptaki sidicus, to są papugi, które w polu lecą do ludzi i mówią, i witają ich prawdziwą mową, jakby mówiły ludzkim językiem. Kapłan Jan ma też góry złota i innych kruszców, gdyż myszy i mrówki, i inne zwierzęta wygrzebują złoto, tak że znajduje się je piękne i czyste i nie jest to taka wielka praca jak w naszym kraju.
Na tym kończymy cytaty z opisu Ottona von Diemeringen. Wątki różnego rodzaju podań antycznych, jak historia o myszach i mrówkach wygrzebujących złoto, mieszają się tu z rysami nowoczesnymi, np. z wiadomością, że kapłan Jan ma za żonę córkę Wielkiego Chana.
Nie brak rozważań z dziedziny przyrodniczej, jak o papudze, geomorfologicznych informacji, jak o indyjskim morzu piasku - pierwsze dane o pustyniach Azji Środkowej z ich wydłużonymi wydmami - a nad wszystkim góruje także u Diemeringena pogląd, że królowie i wielcy panowie tego świata są przecież tylko śmiertelnymi ludźmi: sięgająca wyraźnie w przyszłość koncepcja demokratyzmu, opartego na prawie natury.
Z tym łączy się również - jak byśmy to dzisiaj określili - „ładunek uczuciowy“ jego opisów, zupełnie inny niż u Kosmasa Indikopleustesa lub u mnicha Fidelisa, Dla Diemeringena sama ziemia i jej cuda, podróże i przygody, nieskończona dal świata są zdumiewające i godne opisywania. Nowy typ człowieka, nowa postawa duchowa zapowiada się już na Zachodzie. Mimo to jednak Otto von Diemeringen jest jeszcze człowiekiem średniowiecza, dzieckiem swego czasu. Albowiem obok tych nielicznych, jaśniejących dziwnym blaskiem epizodów, znajdują się w jego obszernej książce ludowej duże partie utrzymane całkowicie w stylu średniowiecznych opowieści o cudach, dla nas zupełnie nie interesujące.
Mimo rozczarowania, które kapłan Jan sprawił czekającej nań Europie, żyła jeszcze długo w sercach ludzi nadzieja, że hen, w Azji rządzi potężny władca chrześcijański. Nawet gdy poznano już opisy Marka Polo, z których wynikało, że wielki władca noszący imię kapłana Jana dawno już umarł ._ nie zagasła nadzieja na pomoc chrześcijańską z Dalekiego Wschodu. Jeszcze w XV wieku Zachód wyczekiwał wschodniego króla królów. Potem i kapłan Jan znalazł nareszcie spokój.
*
Fragment książki: Paul Herrmann - Siódma minęła, ósma przemija. Przygody najwcześniejszych odkryć