Najstarsze rodzime wierzenia mieszkańców Półwyspu Koreańskiego wiążą się z szamanizmem. Panuje pogląd, że zakorzenił się na tych terenach już w okresie paleolitu (100 000 p.n.e.-20 000 p.n.e.). Źródła chińskie -
Sankuoczy (
Kronika Trzech Królestw) - zawierają informacje o obrzędach, tańcach i ucztach odprawianych przez przodków Koreańczyków (plemię Mahan) pod przewodem czhonguna (mistrza ceremonii) dla oddania czci Niebu.
Koreańskie źródła pisane
Samguk sagi i
Samguk jusa dostarczają informacji o władcach - szamanach. Mityczny protoplasta narodu koreańskiego, Tangun, może być uważany za wielkiego szamana działającego w trzecim tysiącleciu p.n.e. Drugi król państwa Silla panujący w latach 4-24 był szamanem. a drugi król państwa Kogurjo, Juri, w 1 roku p.n.e., gdy zachorował, zwrócił się o pomoc do szamana, co wskazuje na rolę szamana jako "uzdrawiacza”.
Korona władców królestwa Silla Co więcej, wykopaliska archeologiczne potwierdzają istnienie szamanizmu w państwach Kaja i Silla. Są podstawy by twierdzić, że Silla była w pewnym okresie państwem teokratycznym. Wskazują na to wydobyte z grobowców i eksponowane na wystawach w wielu krajach świata złote korony władców Silli i Kaji. Kształtem i ornamentyką (stylizowane drzewka kosmiczne, rogi jelenie, skrzydła, wisiorki w kształcie tygrysich pazurów) przypominają „korony” używane przez szamanów syberyjskich. Nie ulega wątpliwości, że koreański szamanizm łączą ścisłe związki z szamanizmem ludów ałtajskich.
Przodkowie dzisiejszych Koreańczyków czcili Niebo jako najwyższe bóstwo, mianując je Hananim, czcili bóstwa słońca, księżyca i gwiazd, duchy ziemi thosin, a spośród nich szczególną czcią otaczali bóstwo gór Sansin. Przy wejściu do osad ludzkich umieszczali specjalne słupy z twarzami ludzkimi, które miały zabezpieczać przed złem. Uważano, że jeziora i rzeki zamieszkują duchy wodne - susin; najważniejsze z nich symbolizował smok. Bóstwom zbóż i ziemi oddawano cześć składając ofiary na ,,ołtarzach ziemi i zbiorów”.
Aby uniknąć kłopotów w życiu codziennym, składano ofiary wędrującym duchom - kwisin, a szczególnie duszom nieszczęśliwie zmarłych. Wiele bóstw natury (przyrody) identyfikowano z postaciami z chińskiego i buddyjskiego panteonu, co świadczy o daleko posuniętym synkretyzmie religijnym.
Ważnym przejawem życia religijnego był kult przodków. W specjalnych świątyńkach przodków (sadang) umieszczano wzorem Chińczyków drewniane tabliczki z nazwiskiem i imieniem zmarłego. Przy mogiłach odprawiano kilka razy do roku odpowiednie obrzędy.
Tak jak i w północnej Azji, szamanizm był pierwotnie religią klanu, a przywódca klanu był równocześnie szamanem. Gdy powstały pierwsze organizmy państwowe, główny przywódca religijny działał jako władca i stopniowo przekazywał swe funkcje sakralne „zawodowym” szamanom, którzy wywierali wielki wpływ na postępowanie króla. Dopiero rozpowszechnienie się buddyzmu i konfucjanizmu zepchnęło szamanów do niższych kręgów społecznych. Najpóźniej przyjęło buddyzm państwo Silla - w roku 527.
Współczesna szamanka (mudang)
Dziś w Korei Południowej działają przeważnie szamanki (mudang), stosunkowo niewielu jest szamanów. Specyficzną pozycję zajmują tylko phansu - ślepi wróżbici. Zawód szamanki może być dziedziczny, ale zwykle kobieta staje się szamanką w rezultacie tak zwanej choroby szamańskiej (mubjong), która objawia się specyficznymi snami lub halucynacjami.
Szamanka na początku swej kariery, jeszcze przed odprawieniem obrzędu inicjacji (nerimkut lub kangsinkut - "przywoływania duchów”) i otrzymaniem swego osobistego ducha opiekuńczego (momdzu), W sposób mistyczny i magiczny wchodzi w posiadanie najważniejszych obiektów kultowych - „narzędzi pracy”: zakrzywionego miecza (woldo), zwierciadła (mjongdo) i bębna (dzanggo).
Główne obrzędy (kut) mają na celu wypędzenie złych duchów (dzapkwi), sprowadzenie deszczu, podziękowanie za zbiory, zapewnienie sobie opieki bóstw. Szamanka wpada w trans i przemawia głosem ducha. Takie obrzędy odbywają się zazwyczaj pod drzewami duchów (tongsin-namu) albo przed skalami duchów (tongsin-pawi) - o których sądzi się, że są siedliskami duchów. Przebiegają one według porządku ustalonego przed wiekami.
O sile oddziaływania szamanizmu mogą świadczyć statystyki, według których od końca XIX wieku stale rosła liczba szamanek. O ile w roku 1834 było ich zarejestrowanych około 2600, o tyle w 1930 już 12 380, w 1960 - 21932, a w 1966 roku już 63 000 (dwie ostatnie liczby odnoszą się tylko do połowy kraju, ponieważ w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej szamanizm konsekwentnie zwalczano). W takiej sytuacji trudno się dziwić, że szamanizm wywiera przemożny wpływ na sposób myślenia i zachowania się większości społeczeństwa Korei Południowej, przy czym szczególnie Wyraźnie odczuwa się jego oddziaływanie na wyspie Dzedzu.
koreańskie duchy i demony
Koreańscy wyznawcy szamanizmu wierzą, że wszelkie zjawiska natury, a także skały, drzewa, rzeki itp. posiadają swe duchy, którym należy oddawać cześć. Wierzą, że wszechświat składa się z trzech ,,pięter”: podziemnego, ziemskiego i niebieskiego. W niebie przebywają niebiańscy bogowie i dobre duchy, na ziemi - ludzie i inne istoty żyjące, a pod ziemią złe duchy. Tylko szamanki dzięki swej magicznej sile mogą komunikować się z wszystkimi tymi światami, przechodzić w czasie transu od jednego do drugiego.
Niezliczona jest liczba bóstw czczonych przez szamanki. Na wyspie Dzedzu oddaje się cześć osiemnastu tysiącom różnych bóstw i duchów. W całej Korei istnieje około dwustu siedemdziesięciu rodzajów bóstw szamanistycznych, które można podzielić na cztery główne kategorie: bogów niebiańskich, ziemskich, ludzkich i złe duchy.
Szamani uważają, że istota ludzka składa się z trzech elementów - życia, ciała i duszy. Gdy ktoś umiera, jego życie wygasa, ciało niszczeje, a tylko dusza udaje się do innego świata - jest to swoista doktryna o nieśmiertelności duszy. Wierzą też, że dusza z tamtego świata może czasem wrócić na ten świat, a w zależności od tego, jaką kto zmarł śmiercią, może się stać dobrym lub złym duchem.
Koreański szamanizm niejednokrotnie określano jako kult demonów, niekoniecznie złych, ale na ogół wrogich człowiekowi, mściwych i kapryśnych. Stąd konieczność odprawiania różnego rodzaju obrzędów w celu zapewnienia sobie przychylności tych bezcielesnych istot - wytworów koreańskiej fantazji.
Tygrys W muzeach, szczególnie tych, które wiele uwagi poświęcają folklorowi, można napotkać różnego typu malowidła przedstawiające najważniejsze bóstwa szamanistyczne. Przede wszystkim godne uwagi są wizerunki bóstwa gór, przedstawianego zwykle pod postacią starca z długą białą brodą, o przenikliwym spojrzeniu, odzianego w szaty urzędnika i dosiadającego tygrysa. Poszczególne wizerunki Sansina różnią się znacznie. Część z nich ukazuje starca z białą brodą siedzącego w lesie, pod sosną. W tle widać wodospad. Starzec trzyma w jednej ręce laskę podróżną, a w drugiej wachlarz. W zależności od tego, czy malarz wyobrażał sobie to bóstwo na sposób konfucjański, taoistyczny czy też czysto szamanistyczny, różny bywa kształt wachlarza i rodzaj nakrycia głowy. Nieodstępnym towarzyszem Sansina jest tygrys. Zazwyczaj leży obok starca, czasem niemal owija go swym ciałem. Bóstwo gór wygląda raczej dobrotliwie, a jego tygrys to sama poczciwość - nie ma w nim nie z właściwej temu zwierzęciu dzikości i krwiożerczości.
Tygrys, uważany powszechnie w Korei za wysłannika bóstwa gór, traktowany też bywał jako jego wcielenie. Sansin zawiadywał wszystkim, co znajdowało się na powierzchni gór i w ich wnętrzu. Władał więc drzewami i innymi roślinami, zwierzętami, ptakami, ale także i bogactwem ukrytym pod ziemią - a więc drogimi kamieniami, szlachetnymi metalami itd. By zyskać jego przychylność i pomoc, składali mu ofiary poszukiwacze ziół leczniczych i korzeni jadalnych, a szczególnie poszukiwacze insamu - korzenia życia. Składali mu ofiary również myśliwi oraz podróżnicy i górnicy. Czcili go też rolnicy obsiewający pola leżące u podnóża gór - a więc w zasięgu władzy Sansina. Jeśli weźmie się pod uwagę, że siedemdziesiąt pięć procent terytorium Korei to góry, można sobie wyobrazić, jak potężnym bóstwem był Sansin. Warto jeszcze dodać, że składały mu ofiary i kobiety - młodsze prosząc o potomka (najskuteczniejsze miało być nocne czuwanie w świątyńce poświęconej Sansinowi; zdarzało się, że kobieta spędzała tam nawet sto nocy!), starsze - o długie życie, o pomyślność.
Wizerunki Sansina można również spotkać w większości klasztorów i świątyń buddyjskich. Na terenie wielu świątyń buddyjskich w Korei znajduje się osobny budynek zwany Samsong-gak - świątyńka Trzech Bóstw. Jednym z nich jest właśnie Sansin. Drugie bóstwo to Toksong ~ samotnik. Przedstawiany jest jako dojrzały, starszy już mężczyzna siedzący samotnie na tle górskiego krajobrazu, zatopiony w medytacjach. Na niektórych wizerunkach towarzyszą mu uczniowie. Trzecie bóstwo to bóstwo siedmiu gwiazd konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy. Malowidła, w zależności od fantazji malarza, przedstawiają siedmiu buddów, siedmiu taoistów, siedmiu szamanów albo po prostu siedem gwiazd. Bóstwo to ma wywierać przemożny wpływ na losy poszczególnych ludzi.
Sansin
W Opisie Korei wydanym w 1900 roku przez kancelarię Ministerstwa Finansów Rosji czytamy:
,,[. . .] według wierzeń Koreańczyków, niezliczone demony wypełniają ziemię, powietrze i morze. Mieszkają pod każdym cienistym drzewem, w każdym ciemnym parowie, przejrzystym strumyku i górskim wąwozie. Znajdują się na każdym dachu, suficie, W palenisku i w kłodach drzewa. Pełne ich są kominy, poddasza, pokoje mieszkalne, kuchnia. Zamieszkują każdą półkę i każdy dzban. Wszystkie kąty koreańskiego domostwa podlegają demonom. Towarzyszą one Koreańczykowi we wszystkich etapach jego życia i od zaskarbienia sobie ich łask zależy cała jego pomyślność. [...] Legiony demonów, którymi wyobraźnia Koreańczyka zaludnia świat można podzielić na dwie kategorie. Jedna całkowicie odpowiada naszemu pojęciu demona. Są to bądź samodzielnie egzystujące demony, niewidzialni wrogowie człowieka, których zamiary zawsze są złe i szkodliwe, bądź dusze ludzi zmarłych w nędzy i cierpieniach. Dusze te błądzą po świecie głodne, obdarte i sprowadzają niezliczone nieszczęścia na tych, którzy nie zaspokoją ich potrzeb. [...] Druga kategoria składa się z samodzielnych duchów, którym nie jest obca dobroć, a także z cieni szczęśliwych i cnotliwych ludzi. Ale i te duchy są bardzo kapryśne i łatwo się obrażają. Tylko za pomocą składanych im ofiar można zyskać ich przychylność i zaskarbić pomoc w osiągnięciu swych zamierzeń i obronę przed zemstą złych duchów”.
Relacja ta pochodzi z końca XIX wieku, ale potwierdzenie mnogości duchów, którymi wyobraźnia Koreańczyka zaludnia całe swe otoczenie, można znaleźć i u współczesnych nam badaczy, jak choćby w pracy Alexandre”a Guillemoza
Les Algues, Les Anciens, Les Dieux. La Vie et la religion d'un village de pêcheurs-agriculteurs Coreens z 1983 roku. Na przykład jeden z najważniejszych duchów w obrębie domu to duch (bóstwo?) zamieszkujący główna belkę podtrzymującą dach. Jeśli zostanie zlekceważony, może spowodować zawalenie się dachu. Drugi w hierarchii, to opiekuńczy duch narodzin - babcia Samsin. Patronuje pracy akuszerek, zawiaduje poczęciem, rodzeniem i noworodkami. Obecność jej w pomieszczeniu zaznaczano białym papierem lub kilkoma kawałkami sznura ze słomy. Wierzono, że pomyślność danego domu uzależniona jest od wyboru szczęśliwego miejsca na jego postawienie - a to z kolei zależało od ducha tego kawałka ziemi. Kuchnia opiekować się miał duch kuchni, bramą - duch bramy, opiekuńcze bóstwo stajni lub spichrza wcielało się W mieszkające tam małe zwierzęta: ropuchę, żółtą mysz, węża. Zabicie takiego ulubieńca bóstwa powodowało ruinę domu.
Postrachem żyjących były duchy ludzi, którzy zmarli gwałtowną śmiercią, a szczególnie topielców. Starały się one wciągnąć pod wodę innych, aby móc wyjść na ląd i zaznać spokoju. Czyhać miały na żywych nie tylko w morzach i rzekach, ale i w stawach, na moczarach, w kanałach. Najważniejszym bóstwem wodnego żywiołu był smok - władca mórz. Żeglarze udając się w drogę zwykle na początku wyprawy składali mu w ofierze młodą, piękną dziewczynę, co miało im zapewnić bezpieczną podróż. Znana jest szeroko w Korei wzruszająca opowieść o tym, jak dobra i piękna Simczhong zgodziła się zostać oblubienicą smoka po to tylko, aby jej ślepy ojciec mógł złożyć odpowiednio wysoką ofiarę w klasztorze buddyjskim i dzięki łaskawości Buddy odzyskać wzrok. Simczhong popłynęła z kupcami w podróż i we wskazanym miejscu skoczyła do morza. Odrodziła się jednak w kwiecie lotosu, została żoną księcia i odszukała ojca, który oszukany przez chciwych mnichów wciąż był niewidomy. Przejrzał dopiero po ponownym spotkaniu z córką. Historia ta, śpiewana przez szamanki, stała się kanwą powieści, a potem opery narodowej.
Żeglarze w obawie przed duchami, które mogłyby uczepić się łodzi lub statku i później je zatopić, rozpoczynali podróż niezwykle hałaśliwą muzyką, która zwabiała duchy. Spuszczano wtedy na wodę wiązki słomy z ofiarami dla duchów, podpalano je i odpływano. Duchy zajęte ofiarami nie zwracały uwagi na ludzi.
Jednym z najgroźniejszych demonów zagrażających ludziom na lądzie, a szczególnie niebezpiecznym dla młodych dziewcząt, była Songakssi. Stawała się nim dziewczyna, która zmarła, zanim zdążyła wyjść za mąż. Chwytano się różnych sposobów, by uchronić się przed Songakssi. Wykopywano często dla dziewcząt zmarłych w takich okolicznościach głębokie groby pośrodku uczęszczanej drogi, a dla zabezpieczenia się przed wyjściem ducha z mogiły głowę zmarłej przykrywano dachówką. Czasem ciało dziewczyny, odzianej w dodatku w męski strój, układano w trumnie w odwrotnej niż zwykle się to robi pozycji, wokół trumny umieszczano cierniste gałęzie, bywały też wypadki, że ciało dziewczyny grzebano razem z ciałem mężczyzny. Można też było próbować pocieszyć i ułagodzić tego demona składając ofiary przed umieszczonym na półce koszykiem z jedwabną odzieżą weselna. Jeśli już jakiś dom nawiedziła Songakssi, to dziewczęta z tej rodziny miały bardzo nikłe szanse na zamążpójście, wierzono bowiem, że mogłyby przywlec ze sobą demona i sprowadzić nieszczęście na dom przyszłego męża.
O ile młode dziewczęta najbardziej bały się Songakssi, o tyle kobiety, które poślubiły wdowców, obawiały się duchów poprzednich żon swych mężów.
Wierzono, że każdą chorobę wywołuje określony demon, trzeba więc było wypracować cały system zabezpieczeń przed nim. Grozę budził szczególnie demon czarnej ospy, nazywany Mama. Nie próbowano go odpędzać, lecz udawano, że wszyscy cieszą się z jego przybycia. Po zaobserwowaniu pierwszych przypadków zachorowań, mieszkańcy danej wioski, osady czy dzielnicy miasta polewali sobie kilka razy dziennie głowę wodą morską z nowych czarek, a wezwana Szamanka odprawiała powitalne obrzędy. Przed wejściem do każdego domu ustawiano dla demona ospy stół ze smakołykami. Jeśli w domu ktoś już zachorował - co znaczyło, że dom został nawiedzony przez Mamę - mazano drzwi żółtą gliną, aby przypadkiem nie niepokoić strasznego gościa. Starano się, by żaden obcy przybysz, żaden zbędny hałas z sąsiedztwa nie naruszył jego spokoju. Do samego chorego odnoszono się z czcią wierząc, że nawiedzony przez ospę posiadł moc widzenia i słyszenia na odległość. Po upływie dwunastu dni ponownie wzywano szamankę i wyprawiano ucztę pożegnalną. Na sporządzoną ze słomy kukiełkę konia ładowano jadło oraz pieniądze dla demona i do słów pożegnania dołączano życzenia szczęśliwego powrotu do miejsca, skąd przybył. Demony mniej groźnych chorób traktowano zupełnie inaczej. Otwierano boczną bramę, a szczelnie zamykano główną. Uważano, że demon wyjdzie sobie bocznym wyjściem i nie mogąc wrócić głównym nie nawiedzi innych członków rodziny.
Sporządzano też ze słomy miniaturowe mary ze słomianą kukiełką człowieka i wystawiano na drogę przed domem - demon widząc, że szykuje się W tym domu pogrzeb, nie powinien w nim szukać dalszych ofiar.
Cały świat zdawał się być pełen demonów zagrażających człowiekowi, wystrzegano się zatem wychodzenia z domu po zapadnięciu ciemności. Noc to pora, gdy duchy poczynają sobie śmielej niż w dzień. Za szczególnie niebezpieczną uważano noc z szesnastego na siedemnastego pierwszego miesiąca księżycowego. Nazywano ją nocą duchów. Sito zawieszone na drzwiach mogło ustrzec mieszkańców domu przed złem - demon nie zdąży do świtu policzyć dziur w sicie, nie dostanie się więc do środka.
Często jednak nie można było uniknąć nocnych podróży i zdarzało się, że śmiałek przeżywał ciężkie chwile, szczególnie gdy zadrwiły sobie z niego tokkebi - koreańskie diabły. Potrafiły być bardzo dokuczliwe, ale ograniczały się raczej do przykrych psot, nie wyrządzając ludziom większej krzywdy. Tokkebi miały odznaczać się wysokim wzrostem, wielką siłą, niekiedy poruszały się na jednej nodze, a zdarzało się, że w ogóle nie miały nóg. Lubiły ciemność i wilgoć. W czasie śnieżnych lub deszczowych nocy można się było spodziewać, że coś spsocą. Wierzono, że mogą się wcielić w polana przygotowane do wrzucenia w ogień. Przytacza się opisy zaciętych walk dzielnych wędrowców z gromadą tych diabłów, a gdy napadnięty je W końcu pokonywał i związywał, następnego dnia rano znajdował na tym miejscu wiązkę chrustu. Miejsca, gdzie najłatwiej było spotkać tokkebi, to opuszczone świątynie, wyschnięte studnie, groty w górach, wykroty pod starymi drzewami, dzikie wąwozy. Wierzono też, że lubią wcielać się w długo nie używane przedmioty, szczególnie jeżeli splamione były ludzką krwią. Jeśli upodobały sobie dom zamieszkany przez ludzi, mogły nocnymi harcami zmusić mieszkańców do porzucenia tego miejsca. Czasem bywały ludziom przychylne i przynosiły im szczęście. I tak, jeśli ktoś wzbogacił się nagle w niepojęty sposób, mówiono: "widocznie pokumał się z tokkebi”.
Tokkebi
Broniono się przed demonami hałasem (biciem w bębny, gongi, strzelaniem), spalaniem atrap domostwa lub konkretnych przedmiotów, które zostały opanowane przez demona, naklejaniem lub malowaniem na bramie symboli odpędzających złe duchy itp. Ponieważ Wierzono, że wędrują w linii prostej, starano się budować kręte drogi, by utrudnić im przenoszenie się z wioski do wioski. Przy odgałęzieniach głównych dróg ustawiano słupy z rzeźbami ptaków, które wskazywały demonom drogi w innym niż prowadzącym do wioski kierunku. U wejścia do osiedli ludzkich umieszczano drewniane lub kamienne słupy z wyrzeźbionymi twarzami ludzkimi o groźnym wyglądzie - miały one bronić wstępu złośliwym demonom. Najważniejszą jednak rolę w tych zmaganiach ludzi z demonami odgrywały i odgrywają szamanki.
Tradycje kultu przodków, sięgające w Korei okresu przed wprowadzeniem konfucjanizmu, świadczą o tym, że mieszkańcy półwyspu przekonani byli o dalszym istnieniu duszy po śmierci człowieka. Wskazywać na to mogą setki dolmenów różnej wielkości i rozmaitych kształtów znajdywane w dolinach rzek Tedong, Han i Naktong. Tradycja nakazywała ofiarowywać duszy zmarłego przez trzy lata po jego śmierci dwa posiłki dziennie. Na honorowym miejscu w domu - u bogaczy było to osobne pomieszczenie - znajdował się ołtarzyk dla duszy, gdzie przed portretem lub tabliczką z wypisanym imieniem zmarłego składano ofiary. Później ołtarzyk usuwano i ofiary składano raz do roku. Obowiązek ten spoczywał tylko na potomkach w linii męskiej, a zlekceważenie go mogło spowodować gniew przodków i sprowadzić nieszczęścia na rodzinę, na przykład bezpłodność kobiet lub narodziny kalekich dzieci.
Dusze królów, bohaterów narodowych i mędrców uważano za duchy opiekuńcze i oddawano im cześć. W czasach panowania dynastii Li (1392-1910) najpopularniejszy był kult Konfucjusza. W ośrodkach administracyjnych każdej prowincji wzniesiono specjalne świątyńki ku jego czci i składano mu tam regularnie ofiary.
W feudalnym państwie koreańskim, w którym rolnictwo stanowiło podstawę całej gospodarki, niezwykle ważne było pozyskanie przychylności bóstw ,,zawiadujących” rolnictwem. Uważano, że jeśli piętnastego dnia pierwszego miesiąca księżycowego złoży się ofiary bóstwu ryżu, ochroni ono pola ryżowe przed szkodnikami. Należało mu również oddać cześć piętnastego dnia ósmego miesiąca księżycowego składając w ofierze ciastka ryżowe sporządzone ze świeżo zebranego ryżu. Wierzono też, że bóstwo zbóż, które miało pod swą opieką pięć gatunków zbóż, zstępuje na ziemię o świcie siódmego dnia siódmego miesiąca księżycowego, aby zbadać stan zasiewów w danym roku. Ze względu na znaczenie dobrych plonów dla losu całego państwa, król osobiście w określonych dniach każdego roku przewodził składaniu ofiar bóstwu pięciu zbóż w intencji dobrych zbiorów. Aby uzyskać dobre kokony, a następnie piękny jedwab, najstarsza kobieta w domu piątego dnia piątego miesiąca księżycowego musiała złożyć ofiary (wino i ciastka ryżowe) bóstwu opiekującemu się hodowlą jedwabników.
Często jednak, tak w sprawach ogółu jak i osobistych, szukano pomocy i rady u tych, którzy łatwiej i częściej obcowali z duchami- u szamanów i szamanek.
*