Rok 966, rok oficjalnego przyjęcia przez Polskę chrześcijaństwa, jakkolwiek z pewnością w życiu religijnym przełomowy, nie był żelazną, szczelną przegrodą między przeszłością a przyszłością. Z jednej strony chrześcijaństwo przenikało na ziemie Polski od dziesiątków lat, z drugiej strony pogaństwo utrzymywało się jeszcze bardzo długo po roku 966. Wszak należy się liczyć z przenikaniem chrześcijaństwa do Małopolski już koło 880 roku, jak się to wnosi ze wzmianki w
Żywocie św. Metodego; musimy się z nim liczyć także na Śląsku, który, podobnie jak Małopolska, należał jakiś czas do chrześcijańskich Czech, zanim został podbity przez Piastów. A zatem jakieś elementy wierzeń i kultu chrześcijańskiego mogły już przed rokiem 966 zakorzenić się dosyć mocno wśród plemion południowopolskich, przekształcając czy powiększając tradycyjny zapas wierzeń i obrzędów.
Całkowitą czy prawie całkowitą nowością mogło być chrześcijaństwo w 966 r. dla plemion wielkopolskich, mazowieckich i pomorskich. Oficjalnie przyjęte chrześcijaństwo naruszyło oczywiście najpierw poglądy wyższych warstw społecznych, tego wszystkiego, co było lepiej widoczne z tronu książęcego i biskupiego; wpłynęło też z pewnością na mieszkańców grodów i podgrodzi bez względu na ich pozycję społeczną, bo i oni łatwiej podlegali kontroli władzy. Pogaństwo zaś utrzymywało się najłatwiej na wsi i na odległych peryferiach państwa. W roku 1038 zerwało się ostatni raz do beznadziejnej walki z nową wiarą.
Słowianie między VII a IX wiekiem
Nas interesuje oczywiście ten świat wierzeń, który się kruszył w ciągu X i XI w. pod działaniem misji chrześcijańskiej. Chodzi o przedstawienie wszystkiego, co na ten temat wiemy. Nie ma powodu ukrywać, że wiemy stosunkowo niewiele i że dawne stosunki rekonstruujemy z wielkim trudem, najczęściej w sposób hipotetyczny. Że tak jest, nauka nic nie winna. Podstawą przecież historycznej rekonstrukcji są źródła, a tych nam właśnie los poskąpił.
Nasza wiedza o tamtych czasach oparta jest głównie na rocznikach, te zaś ograniczały się niestety do suchych wiadomości o zdarzeniach zewnętrznych, o bitwach, wielkich klęskach żywiołowych, o śmierci sławnych ludzi, czasem o drobiazgach z najbliższego otoczenia rocznikarza. Gdy nawet rocznik zapisze, że Polska się ochrzciła, ani słówkiem nie wspomni o świecie wierzeń, który przez ten fakt został skazany na śmierć. Milczą na ten temat i inne źródła, jak Żywoty św. Wojciecha. Niemiecki kronikarz Thietmar, bardzo interesujący się Polską, widocznie nic nie słyszał o przeżytkach pogaństwa w Polsce, bo chyba przez prostą złośliwość byłby o tym opowiedział.
Gdy Gall koło 1113 r. pisał swoje dzieło, było już właśnie za późno. Pogaństwo mogło wtedy istnieć tylko w postaci wiary w jakieś podrzędne demony i w zabobon. Pamięć o bogach wyższych zaginęła, bo w nią przede wszystkim godziła propaganda chrześcijańska. W jeszcze trudniejszej sytuacji był Kadłubek, a tym bardziej Długosz.
Długosz jednak pojmował swoje zadanie w sposób bardziej naukowy niż jego poprzednicy. Jemu zależało na pełnym obrazie kraju i jego kultury od samego początku. W źródłach, które tak pilnie zbierał, znalazł wzmianki o bogach ruskich, może i pomorskich, to go zaś skłoniło do próby rekonstrukcji polskiego pogaństwa. Złożyło się przy tym tak szczęśliwie, że we współcześnie krążących zbiorach kazań i ustawach synodalnych znalazły się po imieniu wymienione jakby autentyczne polskie bóstwa. Długosz poddał je jeszcze swoiście naukowej obróbce, tworząc z pomocą mitologii klasycznej polski olimp.
Na wykrycie pomyłki trzeba było czekać przeszło 500 lat, na Aleksandra Brucknera, który udowodnił, że mało zrozumiałe okrzyki z pieśni ludowych naiwni duchowni wzięli za imiona pogańskich bogów. U następców Długosza wytwór jego uczoności spotykał się z pełnym zrozumieniem. Listę bogów i demonów powiększono, czerpiąc w znakomitej części z tego samego źródła, tj. z niezrozumiałych przyśpiewek, w mniejszej części z autentycznych wierzeń ludowych. Czym późniejszy autor, czym dalszy od okresu pogańskiego, tym więcej ma do powiedzenia na temat pogaństwa.
Tymczasem cóż miał do powiedzenia wiek XVI o wierze przodków sprzed pół tysiąca lat? O tzw. wyższej religii, tj. o bogach mogli wiedzieć akurat tyle, co dzisiejszy analfabeta o zdarzeniach za życia Długosza, np. o poglądach husytów. Mogli oni byli zebrać przykłady ludowego zabobonu, gdyby byli mieli zmysł naukowy etnografa. Na to zdobył się dopiero wiek XIX. Właśnie zapiski etnografów XIX i XX w. są jedną z podstaw do rekonstrukcji wierzeń naszych przodków. Jest to zresztą źródło nieraz zmącone z winy zbieraczy, czasem nie dość systematycznych, nie dość starannych, czasem dyletantów-fantastów.
Nowoczesny krytyczny etnograf ma wiele trudności z oddzieleniem prawdy od zanieczyszczeń; osobną trudność stanowi odróżnienie wierzeń rodzimych (rodzimych w tym przynajmniej sensie, że istniały u nas nie później jak w chwili przyjęcia chrześcijaństwa) od obcych, nowszych naleciałości. Nie ulega przecież żadnej wątpliwości, że wiele wątków wierzeniowych przyszło z kolonizacją niemiecką, z literaturą straganową XVI i XVII w. ba! nawet średniowieczni duchowni chrześcijańscy swoimi kazaniami zaszczepili niejeden włoski, francuski czy niemiecki zabobon. Krytyczna ocena i krytyczne wyzyskanie źródeł etnograficznych dla historii kultury nie jest jeszcze ukończone.
Drugi zespół źródeł — to wzmianki historyczne o wierzeniach sąsiednich Słowian, a takich nie brak. Są to wzmianki o bóstwach Słowian pomorskich i ruskich. O pogaństwie na Rusi mówią krótkie ustępy w rękopisach kroniki tzw. Nestora, wstawki interpolowane przez kopistów do przekładów z literatury greckiej oraz kazania, rzucające gromy na przeżytki pogaństwa.
Dla nas najważniejsze są źródła pomorskie, bo dotyczą naszych najbliższych pobratymców językowych, którzy po części byli kiedyś obywatelami państwa piastowskiego, a obecnie ziemia przez nich zamieszkała wchodzi w skład naszego państwa. Oto ważniejsze z nich. Najstarsze — to kronika Thietmara, biskupa merseburskiego, który wiele mówi o sprawach pomorskich i polskich. Przekazał on wiadomość o czci oddawanej przez Ślązaków górze Sobótce, a przede wszystkim opisał świątynię Swarożyca w Radogoszczu (około 100 km na zachód od Szczecina).
Bardzo cenne są trzy zachowane żywoty św. Ottona, apostoła Pomorzan (wyprawy misyjne w roku 1124 i 1128), które przedstawiają stosunki w Szczecinie, Wolinie, Białogrodzie, Kołobrzegu, a także na Pomorzu za Odrą. One to mówią o kulcie Trzygłowa w Szczecinie i Wolinie, a Jarowita w Ołogoszczu za Odrą. Nieco później żył Helmold, proboszcz słowiańskiej wsi w Holsztynie, autor kilku subtelnych spostrzeżeń (pisał koło roku 1168).
Słowianie Zachodni między IX a X wiekiem
Ostatnim z serii kronikarzy był Duńczyk, Sakson Gramatyk, który odmalował upadek Arkony. Jakkolwiek każdy z nich pozostawił bardzo cenne informacje, to jednak żaden nie starał się o bezstronny i pełny obraz wierzeń i obrzędów. Z luźnych wzmianek musimy sami dokonać rekonstrukcji tego, co minęło.
Tu jednak mogą się nasunąć wątpliwości, czy mamy prawo rozciągać te informacje także na ziemie polskie. Wszak mogły być różnice, tak jak i dziś istnieją pomiędzy Słowianami poważne różnice kulturalne. Niektórzy autorzy są zdania, iż właśnie w okresie zetknięcia się z chrześcijaństwem i pod jego wpływem wierzenia i obrzędy Słowian weszły w stadium szybkich przemian. Na ten czas przerzucają niektórzy m. in. powstanie pojęcia bóstw wyższych. Pojęcie boga miało jakoby powstać w związku z rozwojem państw feudalnych — jeden władca feudalny miał być wzorem dla koncepcji jednego boga i w ogóle boga wyższego rzędu. Gdyby tak było, to istotnie mógł ten rozwój inaczej przebiegać u Słowian ruskich, inaczej u pomorskich, a jeszcze inaczej u polskich.
Takie stanowisko jest z pewnością zbyt pesymistyczne. Miesza się tu pojęcia boga z pojęciem jedynego czy najwyższego boga narodowego. Że pojęcie boga istniało już w okresie indoeuropejskim, to wynika z porównawczej historii religijnej. Już wtedy ponad demonami, tj. istotami mitycznymi, człekokształtnymi, stosunkowo słabymi, wyrastali bogowie, tj, istoty o wielkiej mocy, stałym charakterze, wybitnie zindywidualizowane, wyższe ponad prawa natury.
Wyraźnie o takim bogu wspomina historyk grecki Prokopiusz (w VI wieku przedstawiając wierzenia bałkańskich Słowian; o takim mówi w odniesieniu do Pomorzan kronikarz Helmold. Oni obaj przeciwstawiają bóstwa wyższe niższym, czyli demonom. Myślę, że to wszystko razem jest dostateczną podstawą do przyznania wszystkim Słowianom, w tym rzędzie i plemionom polskim, tego pojęcia. Prawdopodobnie był to tzw. henoteizm, tzn. dominowanie jednego boga ponad innymi. Henoteizm można by uważać za stadium pośrednie między politeizmem a monoteizmem.
Religia Słowian uległa w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia p.n.e. poważnym przekształceniom pod wpływem kultury ludów irańskich, które żyły nad Morzem Czarnym. Zaginęły stare terminy religijne, np. pierwotny indoeuropejski wyraz oznaczający pojęcie boga, ten sam, co występuje w litewskim
dievas, łacińskim deus, greckim
Dzeus, oznaczający personifikowaną jasność nieba. Jego miejsce zajął termin
bóg, który pierwotnie oznaczał bogactwo, szczęśliwy los.
Przesunięcie znaczenia z bogactwa na boga, tj. dawcę szczęśliwego losu, które stwierdzono w językach irańskich i w słowiańskich, zaszło zapewne najpierw w irańskich, a pod ich wpływem — w prasłowiańskim. Podobne przesunięcie znaczeniowe — od świeckiego do religijnego — zaszło zgodnie w pewnej ilości wyrazów w językach irańskich i prasłowiańskim, i to jest podstawa do opinii, że wierzenia Irańczyków oddziałały na świat wierzeń Prasłowian.
Są poważne podstawy aby twierdzić, że bogiem, wybijającym się ponad inne, był bóg, personifikacja jasnego nieba, słońca i ognia. Jeszcze do ostatnich czasów słońce i ogień otoczone były u chłopów religijną czcią. Również w historycznych źródłach wyraźnie rysują się objawy kultu słońca, ognia i piorunu, bóstwa zaś, które się w źródłach wysuwają przed inne, dadzą się powiązać właśnie czy to z niebem, czy ze słońcem, piorunem lub ogniem. Są to
Swaróg,
Swarożyc,
Dadzbóg i
Perun.
Szczegóły wiary nie są jasne; źródła podają wiadomości mętne, czasem sprzeczne. Nie powinno to dziwić. Nasi przodkowie nie byli teologami, dzielącymi włos na czworo, wszystkie zaś wiadomości pochodzą od ludzi obcych, nieżyczliwych pogaństwu, mało znających świat słowiańskich wierzeń albo, co gorsza, powstały w czasach, kiedy pogaństwo istniało w formie reliktu, ukrywającego się po lasach, niechętnie przyznającego się do istnienia i niechętnie mówiącego o sobie.
Na szczególną uwagę zasługuje Swarożyc, jedyne bóstwo wspomniane tak przez źródła zachodniosłowiańskie, jak ruskie. Pisze o nim najszczegółowiej Thietmar (VI23): „Jest w kraju Redarów pewien gród [...] zwany Radogoszcz [...]. W grodzie tym znajduje się tylko jedna świątynia, zbudowana misternie z drzewa i spoczywająca na fundamencie z rogów dzikich zwierząt. Jej ściany zewnętrzne zdobią różne wizerunki bogów i bogiń — jak można zauważyć patrząc z bliska — w przedziwny rzeźbione sposób; wewnątrz zaś stoją bogowie zrobieni ludzką ręką w straszliwych hełmach i pancerzach, każdy z wyrytym u spodu imieniem. Pierwszy pośród nich nazywa się Swarożyc i szczególnej doznaje czci u wszystkich pogan. Znajdują się tam również sztandary, których nigdzie stąd nie zabierają, chyba że są potrzebne na wyprawę wojenną i wówczas niosą je piesi wojownicy".
Rekonstrukcja świątyni w Radogoszczy
Uczeni nie chcą wierzyć ani w bogate wyposażenie świątyni, ani tym bardziej w podpisy pod posągami — wszak Słowianie nie posiadali sztuki pisania. Nas w tej chwili martwi to, że o samym Swarożycu nie podał kronikarz nic poza wiadomością, że miał pierwsze miejsce przed innymi (przykład henoteizmu). Nie mówi, czego był bogiem, co o nim opowiadali wierzący. W rezultacie musimy się odwołać do źródeł ruskich, co jest połączone z pewnym ryzykiem, bo przecież nie mamy pewności, że wierzenia ruskie były w tym wypadku identyczne.
Tak zwane
Słowo Christolubca mówi o złych chrześcijanach, dwuwiercach, którzy się modlą do ognia, zwąc go Swarożycem. Również
Słowo św. Grigorija króciutko pisze: „ogniowi Swarożycowi modlą się". W dalszym ciągu Słowa znajduje się zdanie, które jest jakby uzasadnieniem tego kultu: „ogień stwarza urodzaj, suszy i daje dojrzałość (war.: ogień bóg, gdy schnie zboże, wtedy stwarza urodzaj), dlatego czczą przeklęci południe i biją pokłony, zwróciwszy się na południe".
Językoznawcza analiza imienia podsuwa nowe skojarzenia. Swarożyc — to syn Swaroga, a sławna interpolacja w kronice Malali mówi dziwnym trafem, że Swaróg (utożsamiony przez kronikę z Hefajstosem) miał syna słońce, zwanego Dadzbogiem. Mielibyśmy więc prawo uważać, że
Dadzbóg i
Swarożyc to dwa nazwania tego samego boga.
Swarożyc w tym rozumieniu nie byłby właściwym imieniem, lecz określeniem odojcowskim. Jest to wprawdzie tylko hipoteza, ale kontrargumentu dotąd nie znaleziono.
Pogląd odmienny, że
Swarożyc jest pieszczotliwą namiastką
Swaroga jest o tyle słabo uzasadniony, że spieszczająca funkcja przyrostka -ic byłaby czymś wyjątkowym. Analogia z
księżycem, którą podaje Bruckner, jest wątłym oparciem, bo etymologia
księżyca nie jest w szczegółach jasna: czy to jest „mały książę" wobec słońca — „dużego księcia", czy też księżyc jest tu rozumiany jako „syn słońca — dużego księcia". Gdyby nawet pierwsza możliwość była faktem, to i tak byłby to fakt jednostkowy, odosobniony i późny (bo ogólnosłowiańska nazwa — to
miesiąc), podczas gdy patronimika na -ic są niesłychanie liczne. Wybierając więc to, co uzasadnione licznymi przykładami, ponad przypuszczenie oparte na wyjątkowym przykładzie, uważam Swarożyca za syna Swaroga, identycznego z Dadzbogiem, jak twierdzi kronika Malali. Równocześnie w opowieści interpolatora tej kroniki o związku rodzinnym zachodzącym między Swarogiem i Dadzbogiem można widzieć nikły ślad słowiańskiej mitologii.
Zajmując takie stanowisko, przyjmuję równocześnie, że był czas, kiedy nasi przodkowie wierzyli nie tylko w Swarożyca, ale i w Swaroga, bóstwo osobne, czy jednak jego kult i imię dochowały się do czasów Mieszka I, tego powiedzieć nie można, ponieważ brak jakichkolwiek na to dowodów. Aby uzasadnić kult Swaroga na ziemiach polskich powoływano się na nazwy miejscowe, jak
Swarożyn,
Swaryszewo i in„ jednak po pierwsze nie wiemy na pewno, czy te nazwy rzeczywiście pochodzą od imienia bóstwa, a nie powstały niezależnie od niego od jakiegoś wyrazu pospolitego, po wtóre nie wiemy, z jakiego one pochodzą czasu.
Etymologia imienia
Swaróg nie jest jasna. Część uczonych wywodzi je po prostu od słowiańskiego czasownika swarzyć się. Bóg
Swaróg byłby w tej interpretacji bogiem gniewającym się, bogiem gniewnego, burzliwego nieba. Przeważa jednak inna opinia, według której imię boga, zapewne z samą koncepcją bóstwa, zostało przejęte od jakiegoś szczepu irańskiego. Podstawą imienia byłby rdzeń
swar-, znany nam z sanskrytu jako swar „blask, niebo, słońce" i z języka Awesty
hwar „światło nieba, słońce". Pożyczka taka jest o tyle prawdopodobna, że na losach podstawowego terminu bóg zaważył właśnie wpływ irański.
Wobec tego, że
Dadzbóg jest tylko drugim imieniem Swarożyca, musimy go uważać również za boga ognia, ognia ziemskiego i może niebieskiego. Drugie imię uwydatnia zapewne jakąś szczególną i charakterystyczną cechę: etymologowie, którzy przyjmują rodzime pochodzenie tego imienia, wykładają je jako „dawca bogactwa", „dawca szczęścia" lub „bóg dawca". Gdy sobie, przypomnimy, że cytowane źródło ruskie nazywa ogień dawcą urodzaju, to personifikacja tego ognia, Dadzbóg, słusznie mógłby być nazwany dawcą bogactwa. Inne etymologie, jako mniej uznawane, tu się pomija.
Między naczelnymi bóstwami słowiańskimi wymienia się jeszcze
Peruna. Jest on jako bóg wymieniany tylko w źródłach ruskich. Jego kult wydźwignął Włodzimierz Wielki, on mu również postawił obok własnego dworu w Kijowie wspaniały posąg. On też potem, gdy przyjął chrześcijaństwo, tępił kult Peruna. Że kult nie był ograniczony tylko do Rusi, tego dowodzono występowaniem w innych krajach nazw miejscowych, urobionych od tego imienia, a w Polsce — istnieniem wyrazu
piorun. Równocześnie inni uczeni powątpiewali w te argumenty, twierdząc, że kult tego boga został przyniesiony na Ruś przez Normanów, czcicieli Tora, boga piorunu. Perun miał być według nich tylko zupełnie nową, rodzimą nazwą Tora, przeniesieniem pospolitej nazwy gromu na boga normańskiego.
Poważne trudności sprawia etymologia imienia. Litewski
Perkunas „bóg gromu", nordyjska
Fiórgynn (starsze
Perkunja), matka Tora, przemawiały za tym, że słowiańska nazwa powinna brzmieć
Perkyn. Pogodzenie teoretycznie oczekiwanej formy
Perkyn z faktycznie istniejącą —
Perun wymagało dość zawiłych kombinacji. Dopiero w ostatnich latach zaszła radykalna zmiana. Stwierdzono mianowicie, że już w głębokiej przeszłości indoeuropejskiej istniały dwa warianty dialektyczne tego wyrazu, różniące się właśnie obecnością lub brakiem k. W szczególności w hetyckim eposie występuje bogini
Perunasz, dosłownie skała, której syn ma pokonać wrogów ojca.
Skądinąd wiadomo, że kult boga gromu był w dawnych czasach związany z kultem kamienia; m. in. tak było w wypadku litewskiego
Peruna. Nawet w przekonaniu polskich chłopów skamieniałe belemnity są strzałami pioruna. Dokładnym, choć zamaskowanym odpowiednikiem formy
Perun jest także greckie
Kspawóc „błyskawica". Wszystko to pozwala uważać, że
Perun był rzeczywiście pradawnym bogiem Słowian.
Niejasne jest tylko, czy jego kult przetrwał w Polsce do czasu przyjęcia chrześcijaństwa. Ta okoliczność, że przetrwał w języku polskim wyraz
piorun, jako pospolita nazwa gromu, mogłaby przemawiać za tym, że jako nazwa boga wyraz ten u schyłku pogaństwa już nie był używany. W przeciwnym razie Kościół byłby tępił i wiarę, i samo słowo. Zob. jeszcze s. 31 i nast., 183— 185.
Źródła pomorskie przekazały nam kilka imion bożych, które robią wrażenie zupełnie nowych, zastępujących jakieś starsze. Są to może dodatkowe przydomki, które z czasem usunęły w cień i skazały na zapomnienie dawne, właściwe imiona np. Swaroga czy Peruna. Być może do tej serii należy imię Świętowit, tzn. silny i pan, imię boga otoczonego szczególnym kultem w Arkonie na Rugii.
Sugestywny opis jego posągu, wierzeń z nim związanych i świątecznych obchodów sprawiły, że wokół niego osnuto później wiele poetyckich opowieści. Imię to występuje w niefachowej literaturze w przekręconych, nieautentycznych wersjach, jak
Światowit czy
Swantewit. Fakt, że na Rugii, więc na północny zachód od ziem polskich czczono Świętowita o czterech twarzach, i że na południowy zachód, w Zbruczu, wydobyto kamienny posąg także o czterech twarzach, daje poważne podstawy, aby przyjąć, iż kult takiego bóstwa (czy jednak pod tym imieniem?) — znany był też plemionom prapolskim.
Na podobnie nowe zastępcze nazwy wyglądają imiona
Jarowit i
Rujewit. Pierwszy z nich czczony był w Wołogoszczu i Hawelbergu, drugi w Gardźcu na Rugii.
Naczelne bóstwo inne nosiło imię u ujścia Odry, o czym dość szeroko rozpisują się żywoty Św. Ottona:
Były zaś w mieście Szczecinie cztery kąciny, ale jedna, będąca pomiędzy nimi główną, była zbudowana z przedziwną czcią i sztuką, wewnątrz i zewnątrz ozdobiona rzeźbami ze ścian występującymi (płaskorzeźbami). Były tam obrazy ludzi, ptaków i zwierząt dzikich tak dokładnie podług swych właściwości wyrażone, że zdawały się oddychać i żyć; co zaś uważałbym za rzecz niezwykłą, barwy obrazów zewnętrznych przez niepogody śnieżne lub deszczowe sczernić ani zatrzeć się nie dały, tak je przemyślność malarzy od tego zabezpieczyła... A był tam posąg trzygłowy, który na jednym kadłubie trzy głowy mając, nazywał się
Trzygłowem; ten tylko zabierając, mianowicie trzy wzajemnie ze sobą stykające się główki, po utrąceniu kadłuba, uwiózł (sc. biskup) jako znak zwycięstwa i później na dowód nawrócenia przesłał do Rzymu, to jest dla pokazania papieżowi... Trzy zaś inne kąciny mniej zażywały czci i mniej były przyozdobione.
W Szczecinie, a także w Wolinie czczone więc było bóstwo o trzech twarzach —
Trzygłów. I to jest zapewne imię zastępcze, informujące o zewnętrznym wyglądzie. Trzy głowy miały być symbolem władzy nad trzema królestwami: nieba, ziemi i podziemia. Musimy się jednak liczyć z tym, że informacja ta pochodzi z 1124 r., a więc z czasu, kiedy w Polsce już istniało silnie ugruntowane chrześcijaństwo, które mogło wpływać na wierzenia pogańskie.
Trzeba też pamiętać, że władza pierwszych Piastów nieraz sięgała po ujście Odry, a wraz z nią szło chrześcijaństwo. Może to stąd pochodzi wyobrażenie o bogu, władcy nieba i ziemi, efekt symbiozy pogaństwa i chrześcijaństwa.
Kronikarze wszystkie bóstwa pomorskie uważają za wojenne. Podkreślają, że w świątyniach przechowywano
stanice — plemienne sztandary wojenne, u stóp zaś posągów leżały lub wisiały na ścianach tarcze, miecze i siodła. Byłoby na pewno błędem tak zacieśniać rolę tych bóstw. Szczególnie to, co kronikarz Sakso opowiada o święcie dożynek w Arkonie, poucza, że Świętowit był przede wszystkim bogiem wegetacji, dawcą urodzaju i płynącego stąd szczęścia. Jego zatem kompetencje były te same co Swarożyca-Dadzboga. To tylko aktualna sytuacja polityczna, nieustająca walka Pomorzan z najazdami Niemców i Duńczyków, w której pomoc najwyższego boga była niezbędna, chwilami przesadnie uwydatniała — ze szkodą innych — militarne jego możliwości.
Na Rusi sytuacja była inna, toteż tam źródła nie wspominają nic o związkach bogów z wojną. Ruski Swarożyc jest bogiem ognia i urodzaju, pomorski — według Thietmara — jest wyraźnie wojownikiem, bo jego posąg ma na głowie „straszliwy hełm", a w świątyni przechowywane są stanice wojenne. Dla swoich pomorskich wyznawców miał jednak Swarożyc na pewno inne, dobrotliwe oblicze.
Pomija się w tym artykule inne bóstwa, wymieniane w pomorskich źródłach, ale w postaci napomknięć, a często w takiej szacie ortograficznej, że trudno z niej odgadnąć właściwe brzmienie. Trzeba za to omówić bóstwa wspomniane w źródłach ruskich, które być może czczone były też na ziemiach polskich. Wyżej była mowa o trzech: Swarogu, Swarożycu-Dadzbogu i Perunie. Chodzi jeszcze o
Wolosa-
Wełesa,
Mokosz,
Chorsa,
Strzyboga,
Siema i
Rgła. Wszystko tu jest niestety sporne: i brzmienie tych imion, i pochodzenie, i wyobrażenie o nich. Np. nie jest pewne, czy Siem i Rgieł to dwa bóstwa czy jedno —
Siemargł.
Być może za kultem Rgła w Polsce — przemawiają — jak chce Bruckner — nazwy miejscowe
Rgielsko i
Rgilewo. Na rzecz innych nic właściwie nie przemawia, nie będziemy się więc nimi zajmować. Nawiasem tylko warto dodać, że między licznymi etymologiami imion Chors i Strzybóg najbardziej pociągające są nawiązania do wyrazów irańskich, co jeszcze bardziej uwydatnia zakres wpływów irańskich na kulturę Słowian. O bóstwach pomorskich i ruskich szerzej na s. 38 — 48.
Bóstwa wymienione pzez Długosza należy po części zaliczyć do uczonych fantazji, a więc rzekomego
Marsa-Ładę,
Jowisza-Jeszę i
Dziedzilelę, także przez późniejszych historyków wymyślonego
Lelum i
Polelum. Po części zaś —
Pogodę i
Marzanę — trzeba włączyć do rzędu demonów. (O demonach zob. s. 48 —56 i 154—158 i pass.).
[Pisarze nasi XVI w. chętnie puszczali wodze swojej fantazji, aby wymyślić niby to staropolskie bóstwa. Już Maciej Miechowita (1521) napisał o Polakach, że „czczą oni
Ledę, matkę Kastora i Polluksa, i bliźnięta z jednego zrodzonego jaja, Kastora i Polluksa, co się słyszy dzisiaj u śpiewających najdawniejsze pieśni
Łada,
Łada,
Heli, i
leli Poleli z klaskaniem i biciem w ręce,
Ładą przezywając (jak poważam się twierdzić wedle słowa żywego) Ledę, nie Marsa, Kastora
Leli,
Poleli Polluksa" (w przekładzie Błażowskiego).
W innych słowach mówi to Marcin Kromer (a raczej jego tłumacz, M. Błażowski, w wyd.
Kroniki w 1767 r.): „Są którzy bogom słowiańskim
Lela i
Polela przydają, których słyszemy, że i tych czasów pod pijany wieczór wspominają i rozumieją, że ci Kastorem i Polluksem są" (Linde,
Słownik języka polskiego, t. 1, s. v.
Lelum Polelum). Jest rzeczą oczywistą, że jak księża w XV w. uznali za imiona bogów kilka okrzyków w pieśniach weselnych, tak też zrobili ich następcy w XVI w. Wyraz łado 'narzeczony, oblubieniec' w języku polskim zaginął, znano go jedynie na pograniczu ruskim z pieśni weselnych, w których nie zawsze był dostrzegalny jego sens (np. O
łado, lado, za ogródeńkiem dyle, albo: Oj
lado, lado, drużebka z weselem); tym łatwiej można go było uznać za imię własne — boga.
Jeszcze późniejsi pisarze już bez najmniejszych ceregieli, może dla żartów, wymyślili diabła imieniem
Kofel (kufel),
Hejdaż,
Muchawiec,
Bajor,
Czeczot,
Smolisz,
Paskuda,
Rogalec,
Borowiec,
Boruta. Tak samo postępują dzisiejsi pisarze, którzy w książeczkach dla dzieci wymyślają imiona domowych skrzatów. Wszystko to nie ma nic wspólnego z dawnym pogaństwem.
Nie ma też nic wspólnego z pogaństwem wiadomość podana (i do dziś powtarzana!) w
Powieści o klasztorze łysogórskich (1550 r.), że na Łysej Górze (Łysicy) czczono trzy bóstwa „które zwano
Łado,
Boda,
Leli, do których prości ludzie schadzali się pierwszego dnia maja modły im czynić". Wiemy już, co myśleć o Ładzie i Leli, Boda zaś to chyba błąd zamiast
bobo;
bubo,
bobo,
bubak,
bobak — to nazwy nocnego ducha, którym w całej Polsce straszono dzieci. Nazwa ta zapewne pochodzi z łac.
bubo 'sowa puchacz', jak strzyga od
strix 'sowa'.]
Wcześniej niż bóstwa wyższego rzędu czcił człowiek demony. Słowem tym obejmujemy mityczne istoty człekokształtne, wyjątkowo też podobne do zwierząt, ale i wtedy wywodzące się od duszy człowieczej i ukazujące się czasem w ludzkiej czy częściowo ludzkiej postaci. W języku ludowym obejmuje się te istoty nazwą „duchów". Człowiek pierwotny personifikował i ubóstwiał zjawiska przyrody, traktował przedmioty jakby były żywe i obdarzone ukrytą mocą, personifikował przyczynę zjawisk, uważał, że dusze zmarłych zamieszkują przyrodę. Tak miała powstać wiara w demony, a następnie przez wybitną indywidualizację niektórych z nich (np. siły ożywczej ognia i słońca) oraz przez sublimację wyobrażeń powstało pojęcie bóstwa wyższego rzędu. Inne pozostały, czym były — demonami.
Wszystkie one wchodzą w kontakt z człowiekiem, pomagają mu lub szkodzą, a z drugiej strony człowiek może do pewnego stopnia je sobie podporządkować [lub zjednać]. Wyobrażenia ludowe o demonach są często mgliste i zmienne; zwykle w wierzeniach o pewnym demonie można uchwycić jakieś podstawowe jądro, a obok niego wierzenia drugorzędne, które mogą równocześnie lub w innym miejscu wiązać się z jakimś innym demonem.
Wiara w demony powstała w niezmiernie zamierzchłych czasach, lecz nie zginęła, choć z czasem rozwinęła się koncepcja boga wyższego rzędu i utrzymała się nawet w okresie chrześcijańskim; przeżytki spotykamy jeszcze dziś. Być może nawet, iż świat demonów bogatszy był w chrześcijańskim średniowieczu niż w dobie pogańskiej, bo do starych, odziedziczonych po prasłowiańskich przodkach wierzeń dołączyły się nowe, przybywające bądź to z zachodu, bądź ze wschodu. Specjalnie silne były wpływy germańskie, w nich zaś niemieckie, bo z Niemcami kontakty ludnościowe były najżywsze. Świat demonów można podzielić na kilka grup: demony domowe, leśne, demony doli, chorób i śmierci, demony wywodzące się od ludzi zmarłych przedwczesną lub gwałtowną śmiercią, demony zła i istoty półdemoniczne.
Demony domowe są najczęściej duchami zmarłych przodków, niekiedy jednak niezależną od nich duszą domu. Niekiedy można je zobaczyć w postaci człowieczka, podobnego do obecnego lub dawniejszego gospodarza, czasem w postaci węża. Wiara w nie rozpowszechniona jest w całej Słowiańszczyźnie pod różnymi nazwami, jak (duch)
domowy,
domowik,
dziad. W średniowiecznym polskim kazaniu zanotowano nazwę
ubożę:
Są tacy..., co składają ofiary demonom, co się zowią
ubożę, zostawiając im resztki jedzenia w czwartek po obiedzie... Są niektórzy, co nie myją misek po obiedzie w uroczysty Wielki Czwartek, aby nakarmić dusze i inne duchy, co się nazywają ubożę, głupio wierząc, że duch potrzebuje rzeczy cielesnych... Niektórzy zostawiają resztki umyślnie na miskach po obiedzie jakoby dla nakarmienia dusz czy to pewnego demona, co się nazywa ubożę, ale to śmiechu warte, ponieważ często myślą głupcy i lekkomyślni, że to, co zostawili, zjada wymienione
ubożę, które pielęgnują, bo jakoby przynosi szczęście, ale wtedy często przychodzi pies, i jak nie widzą, zjada te resztki...
Kazanie przekazało istotne wątki wierzeniowe: że duch przynosi szczęście, w zamian za co trzeba go pielęgnować, zostawiając mu w naczyniach resztki jedzenia.
Staropolska nazwa poszła w zapomnienie (resztka tych wierzeń u ludu), jej zaś miejsce zajęły inne, rodzime, jak
podziomek,
latawiec,
krasnoludek, lub pochodzenia obcego, jak
skrzat (z germ.
skrat 'demon leśny')-
Jakieś inne demony zamieszkiwały lasy, jak np. znany z legend polskich
boruta czyli
borowiec. Wodzą one ludzi po manowcach, śpiewają bez słów, krzyczą, śmieją się, mają władzę nad zwierzętami, mogą rzucić chorobę na człowieka, co się w las zapuścił. Ukazują się w postaci wilka, puchacza i innych.
Lud personifikował dolę człowieczą. Jest to duch, który się opiekuje ludźmi lub domem. Są dole troskliwe, są też niedbałe i nieżyczliwe. Niekiedy dola ma odmienne upodobania niż człowiek, któremu towarzyszy od kolebki do grobu, a wtedy musi dojść do nieszczęścia. Osobne demony miały wyznaczać długość życia, szczęście lub nieszczęścia; są one dobrze poświadczone z Rusi i południowej Słowiańszczyzny, po części z Czech, pod nazwą
rodzanic i
sudzienic; w Polsce istnieją tylko słabe poszlaki, z czego by można wnosić, że wiara w demony losu nie rodzima, lecz pochodząca w istocie od obcych ludów, nie zdążyła do niej dotrzeć.
[Duchy pokazywały się i działały przede wszystkim nocą, ale żyła też wiara w ducha żeńskiego, który się pojawiał w samo południe i był niebezpieczny dla ludzi, zwłaszcza zaś kobiet. Nazywano go
południcą i
przypołudnicą,
południówką, a nawet — rzecz dziwna —
latawcem i
wieczernicą. Widocznie pomieszały się różne tradycje. Nasz wielki słownikarz, Grzegorz Knapski, tak o niej napisał: „Przypołudnicą
est spectrum meridie apparens, feminae habitu (widziadło pokazujące się w południe w niewieścim odzieniu)". Uważano też
południce za
boginki.
Istnieje podejrzenie, że nazwa południca i samo wyobrażenie pojawiło się pod wpływem wezwania modlitewnego „a daemone meridiano libera nos, domine" i wersetu psalmu 90, 5 — 6: „non timebis a timore nocturno, a sagitta volante in die, a negotio ambulante in tenebris, ab incursu et daemone meridiano" (nie będziesz się bał strachu nocnego, strzały lecącej za dnia, osoby przechodzącej w ciemności, napastliwego diabła południowego) (tekst łaciński za Wulgatą). Demona straszącego po nocach nazywa się po prostu
straszkiem (gwarowe
strosek, bo
stroso). Podstawą tej wiary, jak i wiary w
zmory, w
strzygi,
strzygonie, były Przykre sensacje sercowe (duszności) u osób chorych na serce lub Przemęczonych.]
Osobna grupa demonów wywodzi się od dusz ludzi zmarłych przedwczesną lub gwałtowną śmiercią. Duchy te zazdroszczą żyjącym, dokuczają im, a nawet doprowadzają do śmierci. Tak np.
topielice i
wodniki, duchy ludzi, którzy się utopili, wciągają kąpiących się pod wodę. Szczególnie wiele wątków oplotło się wokół dusz dziewcząt zmarłych przed ślubem, a więc ze zmarnowanym życiem. Znane są one najlepiej pod nazwą
rusałek. Wyraz
rusalia (od łacińskiego
rosalia) był nazwą święta umarłych, potem masek występujących w dzień święta, potem duchów dziewczęcych. W czysto polskich gwarach wyraz ten nigdy nie był znany. Choć nazwa jest obcego pochodzenia, sama wiara jest dawna. Pierwotną nazwą była może
boginka, znana dobrze w Polsce, może jakaś inna, coś w rodzaju ruskiej
brzegini.
Boginkami nazywa się także demony porywające małe dzieci, a podrzucające własne, pokraczne odmieńce. Dlatego położnica i jej dziecko musiały być otaczane szczególną ochroną, dziecku zaś nadawano nieraz imię odstraszające jak
Wilk,
Niedźwiedź, lub wprowadzające w błąd jak
Niemój,
Nielub,
Niedróg, tzn. nielubiany itp. Dzisiejsze odrażające opisy boginek (motyw obwisłych piersi zarzucanych przez ramię na plecy) są może wątkiem dopiero w chrześcijańskich czasach doczepionym. [Wyraz
boginka jest przecież pochodzeniem związany z wyrazem
bóg, ten zaś nie mógł oznaczać ani istoty złej, ani też brzydkiej. Losy tych wyrazów musiały się w chrześcijaństwie rozejść: wyraz bóg został odniesiony do bóstwa jedynego, a dla bóstwa żeńskiego
boginki miejsca w niebie chrześcijańskim nie było. Musiała zostać zeszpecona fizycznie i czynić zło zamiast dobra. Zob. wyżej s. 53]
Od prawieku utrzymywała się wiara, że trupy pewnych ludzi mogą wstawać z grobu, aby pić ludzką krew. Zapobiegano temu, przebijając kołkiem lub gwoździem albo paląc. Przyjęło się nazywać te istoty
upiorami czyli
wampirami. Może jednak nazwa ta oznaczała dawniej innego demona, bo zastanawia, że według ruskich źródeł wampirom składano ofiary, zamiast je prześladować; może wampir był pierwotnie demonem podobnym raczej do topielca czy rusałek. Nazwa
strzygi i wierzenia z nią związane są wyraźnie obcego pochodzenia (z łacińskiego
strix — sowa).
Wierzono w
wilkołaki czyli
wilkołki, tzn. w ludzi, którzy umieli się zamieniać w wilki i z powrotem przybierać postać ludzką. Wiara ta zwracała uwagę sąsiadów. Być może, iż wiara w wilkołaki odbiła się dalekim echem w kronice Herodota, w jego opowieści o Neurach przemieniających się raz na rok w wilki (zob. s. 54).
Ogólnym nazwaniem złego ducha był wyraz
czart, odnoszący się głównie do demona kusego, tj. kulawego czy bezogoniastego. Inną słowiańską nazwą demona zła był
bies; wyraz ten jednak musiał wcześnie zaginąć w dialektach, z których pochodzi język polski. Wszedł on później do polszczyzny z języka ukraińskiego lub białoruskiego, pojawia się bowiem u pisarzy kresowych. Świadczy też o tym postać dźwiękowa wyrazu: bies zamiast oczekiwanego teoretycznie
bias.
Oba te wyrazy świadczą, że Słowianom znane było pojęcie demona zła, ale byłoby z pewnością przesadą przypisywać im wiarę w walkę pierwiastka dobrego i złego. Krótką wzmiankę Helmolda o
Diable czyli
Czarnobogu uczeni dość zgodnie uważają za przesadną; nie uprawnia ona jeszcze do zbudowania tezy o dualizmie słowiańskiej religii.
Wszyscy Słowianie odnosili się z religijną czcią do niektórych drzew, źródeł i gór. Zwykle wierzono, że takie drzewo czy źródło jest mieszkaniem jakiegoś bóstwa. Taką właśnie wiadomość przekazał nam kronikarz Helmold:
Był tam nadto ogromny i rozgałęziony dąb, pod nim zaś rozkoszne źródło; ten dąb lud otaczał wielką czcią, uważając go za święty, bo zamieszkało w nim jakieś bóstwo". Sławny jest święty gaj, opisany również przez Helmolda: „Zdarzyło się zaś, żeśmy w przejeździe dotarli do gaju, który jest jedyny w tym kraju, cały się bowiem ściele równiną. Tutaj między starymi drzewami zobaczyliśmy święte dęby, które były poświęcone bogu tej ziemi, Prowe. Otaczał je podwórzec i płot starannie z drzewa sporządzony, dwie posiadający bramy. Albowiem poza bożkami domowymi i bałwanami, których pełno było po różnych miastach, to miejsce było świętością całej krainy, dla której wyznaczony był kapłan, osobne święto i rozmaite ofiary. Tu co poniedziałek zwykła była schodzić się ludność z księciem i kapłanem na sądy. Wstęp do zagrody był zakazany wszystkim prócz kapłana i przychodzących z ofiarami albo śmiercią zagrożonych, tym bowiem nie odmawiano azylu. Taką bowiem Słowianie cześć okazują swoim świętościom, że obejście świątyni nawet wroga krwią nie może być skalane... Gdyśmy dojechali do gaju i miejsca bezczeszczenia, wezwał nas biskup, abyśmy się dzielnie zabrali do zniszczenia gaju. Sam też, zeskoczywszy z konia, laską połamał ozdobne czoła bram, wszedłszy zaś na podwórze, całe jego ogrodzenie zrzuciliśmy pod te święte drzewa i wzniesiony stos podpaliliśmy nie bez strachu, aby nas przypadkiem nie napadł tłum mieszkańców.
Spotykamy tu charakterystyczne elementy: ręką ludzką nietknięty gaj, miejsce ofiar i świąt, ale zarazem zebrań sądowych i azylu. Nazwa boga {
Prowe) budzi różne wątpliwości. Odczytuje się go po prostu jako prawo; część badaczy widzi tu (chyba niesłusznie) zniekształcone imię
Piorun, (zob. s. 46).
Thietmar zaś opisuje cudowne źródło w kraju Głomaczów: „W kraju Głomaczów jest źródło „Glomuzi" (nie wiemy, jak to należy czytać), oddalone nie więcej jak dwie mile od Łaby, które, rodząc z siebie bagno, cuda często działa, co mieszkańcy jako prawdę podają, a wielu naocznie stwierdziło. Gdy mieszkańców czeka dobry pokój i ziemia nie zawiedzie plonów, ono, obfite w żyto, owies i żołędzie, rozwesela serca sąsiednich mieszkańców, często ku niemu napływających. Kiedy zaś grozi sroga burza wojenna, krwią i popiołem daje nieomylną zapowiedź przyszłego nieszczęścia. Więc je każdy mieszkaniec czci i lękiem otacza bardziej niż kościoły". Zdaniem uczonych czerwony kolor pochodzi o mikroskopijnych alg, pojawiających się w wodach jeziora w pewnych określonych warunkach atmosferycznych.
Tenże kronikarz twierdzi, że czcią religijną otaczano górę Ślężę, czyli Sobótkę na Śląsku: „Leży Niemcza w ziemi śląskiej, nazwanej tak niegdyś od pewnej góry bardzo wysokiej i rozległej! A ta dla swoich przymiotów i wielkości otaczana była przez mieszkańców wielką czcią, gdyż tam przeklęte pogaństwo odbywało nabożeństwa".
Można śmiało kult przyrody przypisać plemionom prapolskim, tym bardziej, że jeszcze teraz lub do niedawna można było widzieć resztki czci oddawanej obiektom przyrody przez naszych chłopów. Tak np. w Kieleckiem modlono się do pewnego dębu o uwolnienie od bólu zębów, pod Międzyrzeczem zaś zwracano się do bzu: „święty bzie, weź moje bolenie (zębów) pod swoje korzenie". Przetrwała też u naszego ludu cześć pewnych kamieni, którym przypisywano szczególną moc, zwłaszcza leczącą lub użyczającą płodności. Szacunkiem i nietykalnością cieszyły się przede wszystkim kamienie z miseczkowatymi wyżłobieniami (np. pod Kołbielą nad Świdrem), które kiedyś służyły pewnie za ołtarze ofiarne.