Kryzys tożsamości Kościoła w II wieku
Optymizm jest wynikiem pewności siebie. Optymizm charakterystyczny dla chrześcijaństwa aleksandryjskiego opierał się na przeświadczeniu, że wszystko, co w świecie najlepsze, prowadziło do chrześcijaństwa i znajdowało swoje miejsce w Kościele.
Justyn Męczennik (ok. 100 - ok. 165) Tacy ludzie jak Justyn, Klemens i Orygenes, a w tym przypadku także Filon, nie widzieli żadnego wyraźnego braku ciągłości pomiędzy kulturą starożytności klasycznej a judaizmem czy chrześcijaństwem. Z wiarą w siebie przystąpili do integrowania swoich sympatii do świata klasycznej starożytności z zaangażowaniem religijnym. Nie widzieli w tym żadnego zagrożenia dla swojej chrześcijańskiej tożsamości. Nie wydawało im się, by przyswajając sobie grecką myśl i naukę mogli pogrążyć swą wiarę chrześcijańską w kulturze odczuwanej jako obca lub wroga. Niektórzy jednak myśliciele chrześcijańscy całkowicie nie wierzyli w ten rodzaj intelektualnego przystosowania chrześcijaństwa i kultury świeckiej, do jakiego dążyli Justyn, Klemens i Orygenes.
A skąd w wiekach II i III czerpał siły ten nurt przeciwny koncepcji chrześcijaństwa lansowanej przez wspomnianych wyżej myślicieli? Święty Paweł wykazał w możliwie najwyraźniejszy sposób przeciwieństwo między mądrością tego świata, która jest głupstwem wobec Boga, a głupstwem Boga, które jest mądrzejsze od ludzi (1 Kor 1, 18—25).
W wiekach II i III dla wielu chrześcijan ostrzeżenie świętego Pawła było natarczywym przypominaniem o przepaści między światem a Ewangelią Jezusa Chrystusa, przez którego jedynie spodobało się Bogu zbawić tych, którzy wierzą. Widzieliśmy, że Tacjan odrzucił mądrość Greków w imię „barbarzyństwa” Ewangelii.
Nie był on osamotniony; a w III wieku atak na kulturę klasyczną przybrał na sile za sprawą współczesnego Orygenesowi, starszego odeń, Afrykańczyka Tertuliana (ok. 170—220). Tertulian w najbardziej zdecydowany sposób wyraził to przeświadczenie o braku ciągłości między chrześcijaństwem a całą świecką myślą i kulturą.
„Co mają wspólnego i podobnego między sobą filozof i chrześcijanin? — zapytywał w słynnej serii pełnych pasji pytań retorycznych — wychowanek Grecji i uczeń nieba (...) przyjaciel błędu i jego nieprzyjaciel.” Mądrość światowa jest złym tłumaczem Boskiej natury i Boskich zamiarów; filozofia i herezja są sobie bliskie: „Co mają wspólnego Ateny z Jerozolimą? Akademia z Kościołem? Herezja z chrześcijaństwem? Musimy szukać Pana w prostocie serca. Precz z wszystkimi projektami »stoickiego«, »platońskiego« czy »dialektycznego« chrześcijaństwa. Po Jezusie nie mamy już niczego, co by nas bardziej interesowało; po Ewangelii nie mamy żadnej potrzeby dalszego szukania.” A jeśli ktoś przytoczyłby polecenie Pana: „Szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7, 7—8), Tertulian miał na to odpowiedź: te polecenia kierował Jezus do Żydów na początku swej działalności, zanim jeszcze mogli poznać, że był On Mesjaszem. Ale powiedzenie to „przestało się stosować” do nas, Jego wyznawców, którzy uznaliśmy Go za zbawcę i którym obiecany był Pocieszyciel, mający do prowadzić nas do całej prawdy. A jeśli ktoś uparcie utrzymywałby, że zostało ono skierowane do wszystkich ludzi, oznacza ono — sugeruje Tertulian — właśnie to: „Szukaj, aż znajdziesz, i uwierz, kiedy znajdziesz; nie szukaj niczego innego, jak tylko zapewnienia o tym, w co wierzysz, wierząc w dodatku, że w nic innego nie można uwierzyć lub niczego nie można szukać, kiedy już znalazłeś i uwierzyłeś w to, co zostało ustanowione przez Tego, który polecił ci szukać tylko tego, co On ustanowił” .
Wiara chrześcijańska oznacza kres wszelkiego intelektualnego poszukiwania biada tym wszystkim, którzy osłabiają prostą wiarę. Chociaż można powiedzieć, że Tertulian, ze swym wspaniałym talentem retorycznym i obszerną wiedzą, przyczynił się do powstania tego, co sam potępiał jako „stoickie chrześcijaństwo”, jego atak był skierowany przeciwko wszelkiemu kulturalnemu przystosowaniu chrześcijaństwa do doczesnego świata. Z upodobaniem uwydatnia przepaść między światem a wiarą chrześcijańską: „Syn Boży został zrodzony: nie jest to wstydliwe, ponieważ powinno być haniebne; Syn Boży umarł: jest to wiarrygodne, ponieważ jest niedorzeczne; Syn Boży został pogrzebany i powstał z martwych: jest to pewne; ponieważ jest niemożliwe”.
Jest to klasyczne wyrażenie purytańskiego przeświadczenia o braku ciągłości. Ta zupełna bezkompromisowość jest jednym z niezmiennych pierwowzorów postawy, jaką chrześcijanie mogli zajmować wobec świeckości. Postawa taka była jednakże zgodna ze swoim historycznym kontekstem. Tertulian był głęboko przeświadczony o potrzebie zachowania chrześcijańskiej tożsamości w obliczu czyhających na nią podstępnych niebezpieczeństw.
Nieco wcześniejszy od Tertuliana pogański filozof Celsus doszedł do wniosku, że „nie ma różnicy, jakie imię nadamy Zeusowi: Najwyższy, Jowisz, Adonai, Sabaoth, Amon (jak Egipcjanie), czy Pappajos (jak Scytowie)”.
Czasy Tertuliana, czasy cesarza Septymiusza Sewera i jego dynastii (193—235) odznaczały się rozwojem orientalnych i afrykańskich kultów, przyswojonych przez cesarstwo rzymskie. Cesarz Aleksander Sewer miał podobno wśród swoich domowych bóstw posąg Chrystusa wraz z posągiem Abrahama, Orfeusza i Apolloniosa z Tyany. Religijny klimat tych czasów sprzyjał szerzeniu się i mieszaniu kultów. Tertulian sam wypowiadał się o zanikaniu rzymskiego konserwatyzmu, co dało pełną swobodę Serapisowi i Bachusowi wbrew powadze przodków” .
Tertulian (ok. 160 - ok. 220) Chrześcijanie musieli stanąć wobec kwestii: jeśli Chrystus mógłby być uznany przez Sewera, to jakiego rodzaju bóstwem był On naprawdę? Chrześcijańscy artyści zaczynali właśnie przyswajać sobie pogańskie wzory dla celów chrześcijańskiej sztuki religijnej. Chrystus, Attys i Hermes Trismegistos mogli być wszyscy przedstawieni symbolicznie w postaci dobrego pasterza. Z Jezusem związane były takie same mity i symbole jak z Orfeuszem i Apollinem, Hermesem i Heraklesem, Asklepiosem i Mitrą, Heliosem i innymi. Postać Jezusa łatwo mogła być rozumiana w terminach mitu o zbawcy, wspólnego wielu religiom. Chrześcijanie, którzy przylgnęli do Niego jako do historycznej osoby, potrzebowali wsparcia, by oprzeć się siłom zdolnym wciągnąć rzeczywistość historyczną w odmęt religijnych symboli. Tertulian wyróżnił w rdzeniu swej wiary ukrzyżowanie Jezusa, Jego śmierć, pogrzebanie i zmartwychwstanie w ciele jako wyjątkowe fakty historyczne. To właśnie było „głupstwem dla pogan”.
Byłoby jednak błędem myśleć, że konkretna, historyczna niezwykłość człowieka Jezusa, na którą Tertulian kładł tak silny nacisk, mogła zostać zapomniana tylko z powodu upodobnienia Go do innych rywalizujących ze sobą bóstw. Przez długi czas istniało niebezpieczeństwo, że Jego osoba przejdzie do mitologii w umysłach ludzi, którzy uważali się za chrześcijan.
Było tak wiele sekt, że Ireneusz (ok. 130 — ok. 200), pisząc pod koniec II wieku, zastanawiał się nad poważnym zagrożeniem, jakie stanowiły one dla Kościoła. Wyliczył on pewną ilość sekt o różnych formach nauki i ze brał razem pod nagłówkiem: „Fałszywi gnostycy”. Nawiązywał do daru wiedzy (gnosis), który chrześcijanie od czasów świętego Pawła uważali za jeden spośród różnych darów udzielonych Kościołowi przez Ducha.
Jednakże już w Nowym Testamencie Paweł przestrzegał swego ucznia Tymoteusza, by unikał „światowej, czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń rzekomej wiedzy, jaką obiecując, niektórzy odpadli od wiary” (1 Tm 6, 20—21). Sam święty Paweł spotkał się, jak się wydaje, zarówno z tym, co uznał za udzieloną przez Ducha gnosis, którą cieszyli się niektórzy spośród wiernych jako szczególnym darem, jak i — zwłaszcza w Koryncie i Kolosach — z tym, co uważał za niebezpieczną i przewrotną parodię tej otrzymanej od Boga wiedzy. Przez całą naszą epokę — i faktycznie nawet do naszych czasów — gnosis zachowała ten ambiwalentny charakter.
O początkach ruchu, który stał się znany jako „gnostycyzm” , wiele mówiono. Oczywiście, wiele elementów składało się na charakterystyczne wierzenia gnostyków: szeroko rozpowszechnione upodobanie do spekulacji religijnej i magii, wschodni mistycyzm, nie spełnione nadzieje apokaliptyczne Żydów i żydowskich chrześcijan po ostatecznej klęsce drugiej wojny żydowskiej oraz pewne wpływy filozofii greckiej i nauki chrześcijańskiej.
Nie wiadomo, co z powstałego w ten sposób amalgamatu poprzedzało chrześcijaństwo. Nie wydaje się, by gnostycyzm jako określony zbiór doktryn pojawił się wcześniej, nim chrześcijaństwo wywarło nań swój wpływ. Charakter i rozmiar tego wpływu zmieniały się w niezwykle szerokim zakresie.
Na jednym końcu skali charakter gnostyckich zapożyczeń od chrześcijaństwa można zilustrować przez porównanie dwóch spośród ksiąg z gnostyckiej biblioteki odkrytej w Nag Hammadi w Egipcie w 1946 roku. Jedna z nich, „List do Eugnostosa” , jest prawdziwie pogańskim dziełem nie zawierającym żadnej aluzji do wierzeń chrześcijańskich. Druga, nosząca tytuł „Mądrość Jezusa Chrystusa” , jest kopią tej pierwszej, ale tutaj jej treść ma formę objawienia udzielonego Marii Magdalenie przez zmartwychwstałego Chrystusa.
Nie jest to, oczywiście, żadne odchylenie od chrześcijańskiej prawowierności; jest to oddzielna i niezależna religia, wystarczająco chłonna, by przejąć niektóre z najbardziej atrakcyjnych elementów chrześcijaństwa.
Pewne formy gnostycyzmu były jednak w znacznie większym stopniu nasycone ideami. Tego rodzaju dziełem jest „Ewangelia prawdy”, także znaleziona w bibliotece z Nag Hammadi. Napisano ją prawdopodobnie około 150 roku, a jej powiązanie z Walentynem, którego Ireneusz opisuje jako założyciela jednej z głównych sekt, zostało chyba słusznie dowiedzione. Dzieło to w sposób poruszający przedstawia położenie ludzkie jako pustkę, niewiedzę, opuszczenie, leczone przez zbawcze objawienie Chrystusa. Zjawy nocne znikają z nastaniem dnia; śpiący, zagubiony, zmieszany i błądzący bez świadomości budzi się i wraca do siebie.
Sednem dzieła jest wstrząsające wyrażenie poczucia obcości w świecie i powrotu do pełni. Ten główny rdzeń otaczała w wielu wersjach gnostycyzmu otoczka symbolizmu, niekiedy zadziwiająca w swej złożoności. Zasadniczym symbolizmem jest gnostyckie rozumienie świata ludzi jako świata ciemności, w którym gnostyk czuje się kimś obcym, członkiem elity należącej do innego świata. Zbawcza wiedza (gnosis), którą otrzymuje od sekty, objawia mu jego pochodzenie, prawdziwą ojczyznę, do której przynależy.
Według wielu wersji gnostyckiego mitu, materialny świat powstał jako skutek prakosmiczmego upadku, którego rezultatem było uwięzienie cząstki światła, czyli ducha, w świecie materii i czasu. Wtajemniczony gnostyk utożsamiał się z tą uwięzioną cząstką i w gnosis widział wyzwolenie, umożliwiające mu powrót do jego świata.
Mit ten, który Ireneusz, słusznie czy niesłusznie, kojarzy z Walentynem, jest skomplikowaną interpretacją uosobionych abstrakcji: Głębia, Cisza, Mądrość i inne symbole występują obok Jezusa, Ojca, Kościoła i Pocieszyciela — nazw, które bliskie byłyby chrześcijanom na innej płaszczyźnie rozumowania.
Zapożyczenia są oczywiste; służyły one zwiększeniu oddźwięku mitu, który nawet w tej przetworzonej formie, w jakiej dotarł do nas, odznacza się pewnym patosem i wymową. Był on, jak przedstawia go starożytna relacja, „tragicznym mitem” próbującym wyrazić wizję przy pomocy symboli: symboli wyzwolenia przez przypomnienie początków, rozpoznanie cząstki światła ukrytego w ciemności jaźni, jej uwolnienie. Wiara chrześcijańska została wpleciona w sieć symboli, tworzących świat prototypowych wyobrażeń.
Wtajemniczony gnostyk znajdzie wyzwolenie i powrót do pełni w konfrontowaniu wyobrażeń. W swoich bajkach, jak mówił Tertulian, gnostycy „przez dwujęzyczne dwuznaczności potwierdzają wspólną wiarę” .
Ireneusz również był świadomy tego, że gnostycy używali tych samych nazw co i chrześcijanie, ale jakby kryjących inną treść, w innym języku. Był on pierwszym teologiem, który poważnie zastanawiał się nad tym, gdzie leży różnica między gnostyckim „tragicznym mitem” odkupienia a odkupieniem, które — jak wierzył — przyniósł ludziom Chrystus. Chrystus zajmował centralne miejsce w wielu gnostyckich schematach; na pytanie Ireneusza nie można było odpowiedzieć kierując się jedynie znaczeniem, jakie przypisywała Chrystusowi nauka tej czy innej sekty.
Ireneusz z Lyonu (ok. 140 - ok. 202) Ireneusz zaczął od odrzucenia dualizmu kosmologii gnostyckiej. W jego opinii wiara chrześcijańska nie pozwalała uznawać dwóch światów, świata ciemności przeciwnego światu światłości, ani też dwóch bogów, jakich wiele wersji gnostyckiego mitu czyniło odpowiedzialnymi za te dwa światy. Dualizmowi ciemności i światłości, z cząstkami światła, które czasowo uwięzione zostały w ciemności, ale które miały być oddzielone od niej i w końcu powtórnie włączone do pełni, Ireneusz przeciwstawił jeden świat pełen chwały jednego Boga, który świat ten stworzył i którego opatrzności podlega cała jego historia. Świat materii i czasu nie jest obcy dla człowieka, który nie powinien się go wypierać lub odrzucać jako wroga: „Bóg (...) uczynił doczesne rzeczy dla człowieka, ażeby z ich pomocą mógł on osiągać dojrzałość i wydawać owoce dla nieśmiertelności” .
Historia, według Ireneusza, była procesem zdobywania wiedzy, przez który Bóg prowadził rodzaj ludzki do dojrzałości i miał doprowadzić wszystkich „do ostatecznego celu w Chrystusie”.
Historyczny rozwój działania opatrzności Boga w Jego związkach z Żydami, spełniony potem w Chrystusie, znajdował się już w centrum Justynowej koncepcji chrześcijaństwa. Ireneusz podjął teraz ten temat i zrozumiał, że tym, o co w gruncie rzeczy chodziło w konflikcie między gnostycyzmem i chrześcijaństwem, było uporczywe uznawanie przez chrześcijan pewnej serii faktów za historyczne: faktów, które gnostycy byli gotowi traktować jedynie jako symbol i włączyć w świat ponadhistorycznego mitu.
Chrześcijaństwo mogło być jedną z religii odkupienia i wyzwolenia; ale odkupicielem i zbawcą, którego ono głosiło, był człowiek Jezus, urodzony za panowania Augusta i stracony za rządów namiestnika Poncjusza Piłata w Judei. Oddzielenie Ewangelii od jej korzeni w historii żydowskiej — jak tego chciało wiele sekt gnostyckich, włącznie z marcjonitami — było nie do przyjęcia już z tej przyczyny, że przeczyłoby to jedności historycznych poczynań Boga, jedności światów Starego i Nowego Testamentu, a zatem i historyczności Jezusa, i przyniesionemu przezeń zbawieniu.
Podążając za sugestiami, jakie znalazł u Justyna, Ireneusz jako pierwszy wyraźnie wyznaczył granicę oddzielającą chrześcijaństwo od innych religii, które także rościły sobie prawo do tej nazwy: istotą chrześcijaństwa była wiara w historyczną osobę i w historię Bożych czynów. To była „hipoteza” , zasadnicza sprawa — jak pisał kiedyś Ireneusz — nad którą możemy rozmyślać, którą możemy próbować zrozumieć w różny sposób, ale której nie możemy zmieniać.
Wielka prostota historii potężnych czynów Boga dla ludzkiego zbawienia cechuje treść jego popularnej opowieści biblijnej dla adeptów chrześcijaństwa, „Wykładu nauki apostolskiej”: nic bardziej nie odpowiadałoby celowi „utwierdzenia w wierze” jego „drogiego Marcjona”, do którego Ireneusz skierował to małe dziełko, albo też jego chrześcijańskich bliźnich pod koniec II wieku.
Ireneusz nie interesował się spekulacjami teologicznymi, ale nie odrzucał ich, o ile nie mogły one zachwiać podstawami wiary chrześcijańskiej i zastąpić czymś innym historycznego objawienia się Boga w Chrystusie.
Klemens Aleksandryjski, człowiek, jak widzieliśmy, głęboko zainteresowany filozoficznymi tradycjami greckiej starożytności, pisząc niedługo po Ireneuszu, popierał ideał „chrześcijańskiego gnostyka” jako typ doskonałego chrześcijanina. Zdawał on sobie sprawę tak samo jak Ireneusz z groźby gnostycyzmu. Bronił jednakże możliwości chrześcijańskiej gnosis: intuicji opartej na wspólnej wierze, ale wytworzonej przy pomocy specjalnych intelektualnych zdolności, wydoskonalonej w miłości i pozostającej we wspólnocie Kościoła.
Co więcej, faktycznie pozwalał sobie mówić o tym stanie jako o czymś wyższym niż stan przeciętnego wierzącego. Nawrócenie na gnosis było pewnego rodzaju drugim nawróceniem.
Nie było dwóch ludzi różniących się bardziej niż Klemens i Tertulian; łączyło ich jednak wspólne przekonanie — które podzielali z Ireneuszem — że tym, co określało chrześcijanina jako chrześcijanina, było po prostu uznanie za historyczne kilku wypowiedzi ujętych w formie opowiadania. Ich dzieło sprecyzowało i ukształtowało świadomość, która żywa była we wczesnej wspólnocie chrześcijańskiej, a następnie została przysłonięta i zaciemniona: tym, co nadało chrześcijaństwu jego odrębną tożsamość, nie była ani doktryna, ani zasada życia, ani też ideologiczny ruch równości we wszechświecie czy w społeczeństwie, ale opowiadanie o kilku zwykłych faktach.
Odróżnianie się chrześcijańskiej ortodoksji od gnostycyzmu było procesem bardzo charakterystycznym dla ewolucji Kościoła. Rozwój chrześcijaństwa doprowadził do kryzysów tożsamości. Każdy taki kryzys pomagał wytyczyć granicę między „wielkim Kościołem” a mnóstwem sekt na jego peryferiach, uważanych przez niego za „heretyckie” z punktu widzenia jego własnej „ortodoksyjnej” nauki. Ortodoksyjni pisarze omawianego okresu i późniejsi znajdywali upodobanie w określaniu swojej ortodoksji jako autentycznego czystego mleka Ewangelii, skażonego później przez błąd.
Hegezyp, chrześcijański historyk z II wieku, z którego dzieła zachowały się tylko fragmenty, utrzymywać miał, że do czasów Trajana (98—117) „Kościół pozostawał dziewicą, czystą i nie skalaną...” ; ale później, kiedy wszyscy apostołowie i pokolenia tych, którzy ich znali, zeszli z tego świata, „błąd bezbożny począł głowę podnosić za sprawą szalbierstwa nauczycieli fałszu” .
Justyn, Ireneusz i Tertulian uznaliby ten model. Według tego modelu herezja jest innowacją — która często, jak sądzono, wywodziła się z rozmaitych szkół filozoficznych — a ortodoksja starożytną nauką, identyczną z nauką apostołów. Ortodoksja jest pierwotna, herezja wtórna.
Gdzieniegdzie chrześcijanie uważali, że herezja była równie stara jak samo chrześcijaństwo. Orygenes, na przykład, nie zgadzał się z poglądem poganina Celsusa, że chrześcijanie z początku nie byli podzieleni; żadna poważna nauka nie mogła uniknąć rozbicia na sekty. Ale ogólnie biorąc, ten model pierwotnej czystości chrześcijaństwa, skalanego w trakcie rozwoju, utrzymał się aż do czasów nowożytnych. Trudno jest go jednak pogodzić z bezładną ewolucją tego, co — z perspektywy historycznej — w starannie oddzielonych przegródkach chętnie opatrujemy etykietkami: „ortodoksja” i „herezja”.
Żadną miarą nie jest rzeczą oczywistą, że to, co później pojawiło się jako ortodoksyjne, było niezmienioną nauką najwcześniejszej wspólnoty w każdym chrześcijańskim ośrodku. Wygląda na to, że niektóre wczesne Kościoły zaczynały swoją działalność uznając naukę, która gdzie indziej lub w innym czasie mogłaby uchodzić za podejrzaną. Co więcej, ze współczesnych badań nad tradycjami kształtującymi Nowy Testament wynika coraz jaśniej, że fikcja pierwotnej ortodoksji obca jest samemu Nowemu Testamentowi i wspólnocie apostolskiej, w której on powstał.
Chrześcijaństwo w przeszłości, tak daleko, jak tylko można to prześledzić, ukazuje się jako wspólnota, w której współistnieją rozbieżne i niekiedy sprzeczne tradycje. Wyłonienie się herezji i ortodoksji w sytuacji bardziej zagmatwanej, niż przyznałby Hegezyp, było także o wiele bardziej dwuznaczne, niż jemu się to wydawało. W świadomości następujących po sobie pokoleń chrześcijan dokonywała się stopniowa krystalizacja, podobna do rozwoju samopoznania w indywidualnej osobie. Stajemy się świadomi naszego „ja”, kiedy wydzielimy to, co według naszego przeświadczenia można określić jako „nie-ja”.
Kościół wykrystalizował swoją świadomość ortodoksji jedynie przez poznawanie herezji. Względnie niezróżnicowana świadomość poprzedzająca każdą fazę krystalizacji obejmuje zarówno ortodoksję, jak i herezję, ale nie w całkowicie równych proporcjach. Możliwości wyboru, przynajmniej niekiedy, są trudne.
Chociaż różnica między herezją a ortodoksją rzadko jest tak wyraźna w momencie dokonywania wyboru, jaka staje się później, nie zawsze wybór ten jest zupełnie arbitralny. Pewna linia rozwoju wyczuwana jest, często w sposób niepełny, jako bardziej niż inne zgodna z Ewangelią, z aspektami wcześniejszej tradycji, z nieokreślonymi preferencjami, jakich można się dopatrywać w wierze zaangażowanej religijnie wspólnoty.
Spoglądając w przeszłość, takie ruchy doktrynalne można uważać, jak je odczuwano w tym czasie, za zgodne z „myślą Kościoła” w jego wcześniejszym rozwoju. To, co pojawia się podczas procesu stopniowego klarowania się doktryny Kościoła jako ortodoksyjne raczej niż heretyckie, nie zawsze jest wynikiem ubocznego wpływu, czystego przypadku czy władzy politycznej, jak twierdzą niektórzy historycy. Prestiż rzymskiej stolicy biskupiej i potęga cesarza w późniejszych czasach często odgrywały decydującą rolę; byłoby jednak zbytnim uproszczeniem utożsamiać ortodoksję z siłą, zapewniającą jej przewagę.
Hegezyp, Ireneusz i inni współcześni mogli się mylić co do starożytnych początków ortodoksji i niedawnego pochodzenia herezji. Wyrażali oni jednak przekonanie wspólne wszystkim, którzy uważali się za chrześcijan, że wspólnota chrześcijańska rozwijała się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Jeśli wspólnota „tutaj” stanowi w pewnym sensie jedność ze wspólnotą „tam” , to wspólnota „teraz” stanowi także jedność ze wspólnotą „później”. W rozwoju swej samoświadomości Kościół zawsze zachowywał zdolność uznawania siebie w swoim dojrzalszym stanie jako zachowującego ciągłość, a nawet identyczność z tym Kościołem, jakim był wcześniej.
Wiek II jest klasycznym wiekiem, w którym Kościół chrześcijański wykształcił swoje poczucie trwałej tożsamości. Świadomość tego, co było niezmienne, ciągłe i istotne w jego naturze, pojawiła się szczególnie w wyniku „kryzysu tożsamości” , który wywołały w chrześcijaństwie ruchy gnostyckie. W pewien sposób, jak widzieliśmy, sekty te były bardzo bliskie ortodoksyjnemu chrześcijaństwu. Wiele z nich uważało się za chrześcijańskie, a nowożytni uczeni skłonni byli niekiedy — nawet zanadto skłonni — za takie je uznać. Znajdowały się one dość blisko głównego nurtu chrześcijaństwa, tak że czasem trudno było dostrzec, gdzie jest chrześcijaństwo ortodoksyjne. Tradycja, będąca kontynuacją Kościoła apostolskiego, sama nie mogłaby rozstrzygnąć tej kwestii, ponieważ wszystkie bez wyjątku sekty utrzymywały, że są „apostolskie” .
Wiele gnostyckich sekt twierdziło, że posiadają tajemne objawienia, jakimi Jezus wyróżnił któregoś z apostołów lub Maryję; pisma apokryficzne zawierające takie objawienia dochowały się do naszych czasów.
Potrzebne było właściwe kryterium „apostolskości”. Jedyną nicią przewodnią w rozwoju intelektualnego życia Kościoła, pomocną w utrzymaniu jego tożsamości, było uznanie pewnego ściśle określonego zbioru pism za „Pismo święte” . W II wieku sporo tego rodzaju dzieł krążyło w kościołach; uchodziły one za odpowiednie do publicznego czytania. Od najwcześniejszych czasów zawierały one księgi Starego Testamentu. Do nich dołączano stopniowo księgi, które teraz tworzą nasz Nowy Testament, a także wiele innych dzieł. Niektóre z nich były z czasem eliminowane — albo jako „apokryficzne” , albo jako należące do późniejszej fazy historii chrześcijańskiej — służyć bowiem mogły osobistemu zbudowaniu, ale nie głoszeniu apostolskiej wiary w Kościele.
Fakt, że niektóre z najstarszych rękopisów Nowego Testamentu zawierają też pewne wczesnochrześcijańskie dzieła, których nie ma w naszym kanonie Pisma świętego, może być pozostałym świadectwem owego wczesnego i niejasnego stanu rzeczy. W każdym razie, najpóźniej na początku III wieku nastała powszechna jednomyślność co do uznania autorytatywnego kanonu ksiąg. Należało jeszcze rozstrzygnąć pewne wątpliwości, ale ogólnie biorąc kanon Nowego Testamentu został ustalony. Ustanawiając dla siebie taki kanon Kościół powziął doniosłą decyzję — dojrzewającą w ciągu długiego okresu i w jakiś sposób utajoną od najwcześniejszych czasów — że jego życie i myśl pozostaną na zawsze związane z tymi pismami kanonicznymi. Uznając jakiś zbiór pism za zawierający słowo Boże, Kościół podporządkował się absolutnej normie, przez którą oświadczał, że został ustanowiony jako Kościół chrześcijański.
Księgi Nowego Testamentu nie poprzedzały, oczywiście powstania pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Przeciwnie, to pierwsze wspólnoty wykształciły w literackiej formie przekazy rozpowszechnione wśród nich. W pewnym sensie Kościół poprzedza Biblię; Biblia przybrała swą formę nie mając, swych wcześniejszych tradycji, Kościół zaś opierając się na własnych tradycjach zadecydował, co miało być uznane za część jego Biblii.
Nawet po przebyciu długiej drogi do pod porządkowania się bezwarunkowej powadze Pisma kanonicznego w Kościele przetrwała pamięć o autorytatywnej tradycji ustnej, która nie w całości została włączona do Pisma świętego. Stopniowo jednak zaczęto uważać, że ta nie spisana tradycja nie zawiera nauk czy wypowiedzi, które nie trafiły do kanonu spisanych ksiąg, ale jest sposobem interpretowania tego, co zostało przekazane w formie spisanej. Mogło to przyczynić się do rozwoju „zasad wiary” , wypowiedzi, w których konwertyci wyznawali swą wiarę i które służyły też jako kryterium treści zawartych w Piśmie.
Jakkolwiek pojmowano nie spisaną tradycję, potrzebowała ona swego rzecznika. Potrzeba ta spowodowała (pojawienie się innego czynnika, który miał strzec stałej tożsamości Kościoła: trwałej i widzialnej struktury organizacyjnej.
Roszczenie wspólnoty, by uznać ją za tożsamą z Kościołem apostolskim, mogło być rozpatrywane w prostej, dwuetapowej procedurze. Po pierwsze, badano czy była ona zjednoczona wokół swego biskupa; czy nauczała tego, czego on nauczał; czy pozostawała z nim w łączności. I po drugie, czy biskup ten był prawnym następcą w Kościele, w którym następstwo biskupów bez żadnej luki można wywieść od tego czy innego spośród apostołów. A jeśli nie to czy pozostawał on w łączności z biskupami innych Kościołów, którzy mieli taką więź z czasami apostolskimi.
Rozwój struktury społecznej był zewnętrznym odpowiednikiem procesu wewnętrznego samookreślenia, który nastąpił w Kościele w ciągu II wieku. Nie wystarczało to, że wspólnota chrześcijańska była spójna i że jej członkowie należeli do grupy o wielkiej wewnętrznej solidarności. Więź, jaka łączyła indywidualnego chrześcijanina z jego Kościołem, a także więź łącząca jego Kościół z Kościołem apostolskim, musiała być widoczna. Nieodzowne potrzeby wymagały, jak się zdaje, by prawo chrześcijanina, a jeszcze bardziej wspólnoty, do udziału w tradycji apostolskiej mogło być niedwuznacznie udowodnione. Stała tożsamość wspólnoty chrześcijańskiej wyrażała się w nieprzerwanym następstwie biskupów, zapoczątkowanym przez apostołów. Z czasem biskup zajął centralną pozycję w Kościele, a jesz cze ważniejszą rolę pełnił w chrześcijańskiej koncepcji Kościoła.
Początki tego urzędu są niejasne; istnieje duże prawdo podobieństwo, że rozwój urzędu kościelnego nie odbywał się wszędzie w jednakowy sposób. Formy przywództwa z pewnością zmieniały się i zależały od lokalnych warunków w najdawniejszych Kościołach. Nowy Testament zawiera pewne wzmianki o tym, ale na ogół mówi on raczej o wspólnocie będącej miejscem przebywania ożywczego Ducha, a nie społeczną strukturą zarządzaną przez urzędników sprawujących władzę i spełniających pewne funkcje. Cała wspólnota przyjmowała Ducha. Funkcja urzędników w Kościele miała służyć rozlanemu w nim życiu Ducha. Duch przyniósł wiele darów, które zostały rozdzielone w całym Kościele w sposób, które go nie można było z góry przewidzieć.
Święty Paweł, jak wiemy, doświadczył trudności związanych z pewnymi rzekomymi przejawieniami się Ducha; on i inni apostołowie z pewnością musieli sprawować autorytatywny nadzór nad wspólnotami, za które byli odpowiedzialni. „Wolność Ducha” mogła łatwo przerodzić się w anarchię i nieład. Nie zawsze można było łatwo odróżnić prawdziwego proroka od fałszywego.
We wczesnym Kościele wynaleziono proste metody demaskowania fałszywych proroków i nauczycieli (którzy mogli się zdradzić bądź proszeniem o pieniądze, bądź chęcią pozostania we wspólnocie dłużej niż dwa dni), ale były one niewystarczające. Władza na pewno była potrzebna i na pewno też istniała, zarówno w czasach wspólnot apostolskich jak i później. Zawsze jednak, do czasu aż inne pojęcia władzy kościelnej zastąpiły pierwotne wyobrażenia,
Kościół był uważany za instytucję służebną. Władza istniała w nim nie po to, by rządzić wspólnotą, lecz służyć proroczym inicjatywom Ducha we wspólnocie. Instytucjonalną strukturę i funkcjonariuszy obdarzonych władzą można było uznać w istotnym dialektycznym związku z różnorakimi darami Ducha udzielonymi całej wspólnocie.
Nowa pozycja, jaką Kościół zajmował w społeczeństwie w chrześcijańskim cesarstwie rzymskim od IV wieku i później w germańskim „barbarzyńskim’’ społeczeństwie, miała zmienić nie do poznania to pojęcie kościelnego urzędu i kościelnej władzy, a zarazem zmienić stosunki pomiędzy funkcjonariuszami — klerem, a wiernymi — laikatem, jak ich za często nazywać.
W wiekach II i III była to jeszcze sprawa przyszłości, ale położenie nacisku na urząd „nadzorcy” lokalnego Kościoła, biskupa, zaczęło już powodować napięcia w Kościele. Na początku II wieku Ignacy, biskup Antiochii, mógł pisać o biskupie utożsamiając go prawie z jego całą wspólnotą; natomiast Cyprian, biskup Kartaginy (248—258), mógł pozwolić sobie na identyfikowanie urzędu biskupiego z urzędem apostolskim.
W ciągu tego czasu ukształtowała się dość jednolita struktura urzędu biskupiego. Prezbiterzy i diakoni otrzymywali niektóre z uprawnień, które wywyższały biskupa ponad wspólnotę wiernych. Wszędzie dawało się zauważyć wzrastające zróżnicowanie w łonie wspólnoty oraz coraz bardziej wyraźne wyodrębnianie się hierarchii.
Wysuwano pogląd, że hieratyzacja ta odegrała ważną rolę w od dzieleniu Kościoła od judaizmu w tym okresie, gdy judaizm rozwijał się w przeciwnym kierunku; podczas gdy w syna gogach rabini zastępowali jerozolimską klasę kapłańską, w Kościele „starsi” i „posługujący” przekształcili się w świętą kastę kapłańską. Kościół mógł wydawać się sztywną hierarchiczną strukturą. Już w ostatnich dziesięcioleciach II wieku byli chrześcijanie — zwłaszcza w takich krainach jak Frygia, gdzie łatwo można było rozbudzić religijny zapał i entuzjazm — którzy we wspólnotach mogli dojrzeć niewiele więcej jak właśnie to.
Około sto lat wcześniejszy anonimowy dokument o niepewnej, ale wczesnej dacie kładł nacisk na prymat proroczego daru w Kościele; jeśli ,prorok był prawdziwym prorokiem, wierni nie powinni go „ani wypróbowywać, ani sądzić”. Teraz zwolennicy Montanusa i prorokiń frygijskich uznali, że instytucjonalny Kościół stłumił Ducha. Ich protest wywołał rozłam w Kościele w Azji Mniejszej; ruch szerzył się i rozwijał, a później przyciągnął nawet samego Tertuliana.
Skutkiem jednak protestów montanistów było nie zrehabilitowanie proroka, lecz utwierdzenie się w „wielkim Kościele” przekonania, że koniec wieku proroków i objawienia nastąpił wraz z końcem wieku apostolskiego.
Do połowy III wieku odczuwana w Kościele potrzeba po znania i określenia swej prawdziwej tożsamości, a także zachowania jej i potwierdzenia przez świat zewnętrzny, została w dużej mierze zaspokojona. Jednakże w trakcie zaspokajania tych potrzeb w chrześcijańskiej świadomości powstawały nowe wahania.
Zwróciliśmy uwagę na różnicę między Klemensem Aleksandryjskim, a Tertulianem. Obaj usiłowali odróżnić chrześcijaństwo od herezji gnostyckiej i obaj stwierdzili, że wiara w historyczną osobę Jezusa jest sprawdzianem i istotą chrześcijaństwa. Jednakże z gruntu odmiennie zapatrywali się na miejsce grupy chrześcijańskiej w społeczeństwie, zasadniczo sprzeczne były ich poglądy na właściwą postawę, jaką winien zająć chrześcijanin wobec świeckiego świata i jego kultury, na charakter wspólnoty chrześcijańskiej i ideał samego życia chrześcijańskiego.
Według jednego poglądu świecki świat zawsze przeciwstawiał się chrześcijaństwu; według drugiego — chrześcijaństwo prowadziło świecki świat, jako potencjalnie święty, do osiągnięcia pełni. Przedział między dwoma wciąż możliwymi wyborami niepokoił chrześcijaństwo IV wieku. On także wpłynął na zupełnie odmienny sposób rozwoju wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa.
*
Fragment książki: Robert A. Markus - Chrześcijaństwo w świecie rzymskim