Europa pogrążona była w zawierusze I wojny światowej, lecz nie wszędzie docierały wojenne okrucieństwa. Na pewno nie do Fatimy, małej wioski leżącej w portugalskiej prowincji Estremadura. Tam panował pokój, a świat wydawał się niezmienny, przynajmniej do 13 maja 1917 roku.
Tamtego dnia troje dzieci pasło owce. Łucja Santos i jej kuzyni, Hiacynta i Franciszek Marto, nie umieli czytać i pisać - na takie luksusy jak szkoła nie było czasu, dzieci musiały pomagać w gospodarstwie. Nagle otoczyło ich jaskrawe światło. Zaintrygowani pobiegli w stronę, z której dochodziło, na łąkę Cova da Iria. Chcieli mu się przyjrzeć dokładniej.
Światło było tam nadal, a pośrodku jasnej plamy dostrzegli postać kobiety. Przemówiła ona i oznajmiła dzieciom, że przybywa z nieba. Poleciła małym pastuszkom, by 13. dnia każdego miesiąca, do października, przychodzili w to samo miejsce. W październiku miało dojść „do cudu, w który wszyscy uwierzą".
Sanktuarium Maryjne - Fatima, Portugalia
Miesiąc później, 13 czerwca, tłum gapiów liczył już 50 osób ciekawych, co objawi im tajemnicza postać. Najstarsza z dzieci, Łucja (ur. 1907), zdawała się rozmawiać z niewidzialną istotą. Jej odpowiedzi nie słyszał nikt poza dziewczynką, nawet dwoje pozostałych dzieci. Kiedy rozmowa z niewidzialną istotą dobiegła końca, świadkowie ujrzeli coś na kształt wybuchu. Z drzewa, na którym miało dojść do tego i pozostałych objawień, uniosła się mała chmurka.
Miesiąc później tłum liczył już - ni mniej, ni więcej - 4500 ludzi ciekawych cudu. Tym razem dzieci usłyszały trzy przepowiednie. Pierwsza zawierała wizje piekielnych mąk, druga dotyczyła spraw współczesnych: pierwsza wojna miała się wkrótce zakończyć, ale niedługo później miała wybuchnąć kolejna, o wiele straszliwsza, a miało się to stać w roku śmierci papieża Piusa XI. Jak wiadomo, umarł on w lutym 1939 roku.
Dzieci z Fatimy: Hiacynta Marto, Franciszek Marto i Łucja Santos (od lewej).
Tylko Łucja przeżyła, pozostała dwójka zmarła niedługo po objawieniach
(zbiory Fatima-Edition Barthas).
Niesamowite światło uznano za znak Boży, podobnie jak głód, wojnę oraz prześladowania Kościoła i papieża. Uważano, że Bóg w ten sposób karze ludzi za grzechy. Trzecią przepowiednię Łucja zdradziła, bez świadków, tylko władzom kościelnym. Następnie jej treść trafiła w zapieczętowanej kopercie do Watykanu. Otworzono ją dopiero po wielu latach, a niedawno papież Jan Paweł II ogłosił publicznie jej treść.
Podróż Matki Boskiej
W kolejnych miesiącach cud powtarzał się, zgodnie z obietnicą, regularnie. Za każdym razem było to bardziej spektakularne widowisko. Podczas piątego objawienia, 13 września 1917 roku, wierni - wówczas można ich było liczyć już w dziesiątkach tysięcy - widzieli kulę światła, która powoli i majestatycznie zniżała się z nieba. Łucja mówiła, że Matka Boska zawsze zjawia się powoli, w kręgu światła, a dzieci widzą Madonnę dopiero wtedy, kiedy znajduje się bezpośrednio nad bukiem.
Obecny przy objawieniu wikary z Leiria, monsignore Jean Quaresma, opisał bardzo dokładnie to, co widział. Tak dokładnie, że - chyba nieświadomie - trafił w sedno. „Możliwe, że te proste dzieci zobaczyły Matkę Boską; nam dane było tylko zobaczyć pojazd, jeśli można tak to nazwać, w którym przybywała na niegościnną Serra de Aire". Monsignore Quaresma prawdopodobnie opisał zjawisko, które dzisiaj, na początku XXI wieku, określilibyśmy mianem „niesamowitego spotkania trzeciego stopnia".
Władze kościelne przesłuchiwały 10-letnią Łucję z zapałem godnym świętej inkwizycji. Pytana, czemu tak często podczas objawienia opuszczała wzrok, zamiast śmiało patrzeć na Najświętszą Panienkę, odparła tylko: „Bo czasami mnie oślepiała".
Punkt kulminacyjny: cud słoneczny
Z miesiąca na miesiąc rosła liczba wiernych, chcących być świadkami objawień, które powtarzały się, zgodnie z zapowiedzią, 13. dnia każdego miesiąca. Trzynastego października 1917 roku w strugach deszczu oczekiwało około 80 000 gapiów. To, co się wydarzyło tamtego dnia, o wiele bardziej przypomina spotkanie z niezidentyfikowanym obiektem latającym niż przeżycie religijne. Nagle chmury deszczowe rozstąpiły się i odsłoniły skrawek błękitnego nieba. Słońce - czy raczej to, co zaskoczony tłum brał za słońce - kołysało się i drżało. Jednocześnie przesuwało się w prawo i w lewo, by w końcu wirować w zawrotnym tempie dokoła własnej osi. Z rozszalałego obiektu wydobywały się kolorowe promienie: zielone, czerwone, niebieskie i fioletowe - i spowijały całą okolicę niesamowitym światłem.
Celowo użyłem słowa „obiekt" - bo znana nam wszystkim główna gwiazda naszego Układu Słonecznego nie mogłaby wykonać takich manewrów. A gdyby nawet, zaobserwowano by to na całym świecie, a nie tylko w zapomnianym zakątku Portugalii! Poza tym wielu naocznych świadków twierdzi, że widziało wirujący płaski dysk, który w końcu przestał się kręcić i dziwnym zygzakowatym ruchem zbliżał się do ziemi, ale tylko na moment, bo zaraz z powrotem wzbił się w powietrze i „zniknął w słońcu".
W tłumie gapiów zapanowało bezbrzeżne zdumienie: przed chwilą kompletnie przemoczeni, teraz wszyscy mieli suche ubrania! Wyschła też ziemia, na której stali. Po tym dniu widzenia Matki Boskiej w Fatimie skończyły się równie nagle, jak się zaczęły.
Niezliczone tłumy oczekiwały 13 października 1917 roku na cud słoneczny. To, co się wydarzyło, wykazuje wiele cech typowych dla spotkania z UFO!
Morderstwo z zimną krwią?
Wkrótce po zakończeniu objawień wydarzyło się coś bardzo niepokojącego. Umarło dwoje z trojga dzieci, którym miała się objawić Matka Boska: Hiacynta i Franciszek. U obojga zaobserwowano nietypowe objawy, które przypisano grasującej wówczas po Europie grypie „hiszpance". Naukowiec Johannes Fiebag wysunął inną tezę. Wyraził mianowicie przypuszczenie, że dzieci mogły umrzeć wskutek promieniowania radioaktywnego, któremu byli poddani podczas wizji. To możliwe. Z drugiej strony, Portugalia była wówczas jednym z najbiedniejszych krajów Europy i miała najwyższą śmiertelność wśród dzieci.
Jednak inna okoliczność każe przypuszczać, że Fiebag się nie mylił. Choroba, której ofiarami padły dzieci w ciągu dwóch lat po ustaniu objawień, w dużym stopniu przypominała chorobę popromienną. Oboje uskarżali się na bóle głowy, nudności, rozwolnienie i kłopoty ze skórą, wrzody i wypryski.
I to wszystko było zapowiedziane! Podczas drugiego objawienia, 13 czerwca 1917 roku, Matka Boska zdradziła Łucji: „Hiacynta i Franciszek wkrótce do mnie przyjdą. Ty jeszcze musisz tu zostać!" Jeśli przyjmie się za prawdziwą coraz bardziej prawdopodobną hipotezę o promieniowaniu radioaktywnym, dochodzimy do wstrząsających wniosków. Czyżby Łucji podano preparat, który chroni od skutków promieniowania, być może potrzebnego do wytworzenia holograficznych wizji? Zbyt naciągane? Nie zapominajmy, że w przypadku, niestety, ciągle możliwym, skażenia radiologicznego ludność cywilna ma dostawać tabletki jodu.
Czy dwoje z trojga dzieci padło ofiarą okrutnego morderstwa pozaziemskich reżyserów spektaklu z Fatimy? Czy w ich grobach, celu niezliczonych pielgrzymek, spoczywają napromieniowane zwłoki? Jeśli naprawdę są w to zamieszani przedstawiciele obcej cywilizacji, dopuścili się karygodnego czynu.
Panika w kurii
Fatima, Portugalia Z całej trójki przeżyła tylko najstarsza, Łucja, która wstąpiła do klasztoru. Przez wiele lat mieszkała w klasztorze sióstr karmelitanek w Coimbra w Portugalii i była całkowicie odcięta od świata zewnętrznego. Przygnębiająca myśl, zwłaszcza że przywodzi na myśl praktyki tajnych służb, które chcą się pozbyć niewygodnych świadków.
Po początkowych wahaniach, w 1930 roku, biskup diecezji Leiria, do której należy także Fatima, uznał widzenia trójki dzieci za autentyczne objawienia Matki Boskiej. W pięćdziesiątą rocznicę pierwszego objawienia, 13 maja 1967 roku, do Fatimy przyjechało około 1 000 000 wiernych z całego świata. Papież Paweł VI osobiście przybył z Rzymu, by celebrować nabożeństwo. Gest pojednania? Przecież zaledwie siedem lat wcześniej jego poprzednik, Jan XXIII, całkowicie zignorował zjawisko uważane wszak przez Kościół za Boskie objawienie.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ten akt papieskiego nieposłuszeństwa był wymierzony w najwyższe władze, nie z tego świata. Co się zatem wydarzyło?
W 1960 roku, który dla dzieci z Fatimy był datą, po której mogły ujawnić trzecią tajemnicę fatimską, papież Jan XXIII otworzył list Łucji w towarzystwie kardynałów. Tłumaczem był portugalski biskup monsignore Paul Jose Tavares. Nikt do dzisiaj nie wie dokładnie, co się wówczas zdarzyło. Opuszczając papieską rezydencję, duchowni byli wstrząśnięci i poruszeni, jakby zobaczyli ducha. A papież Jan XXIII powiedział tylko: „Nie możemy ujawnić trzeciej tajemnicy fatimskiej. Wywołałoby to panikę".
Od tego czasu, jak można się domyślić, aż się roi od plotek. Mówi się o przerażającym, bezlitosnym sądzie Bożym, a także o koszmarnych katastrofach ekologicznych i globalnych zmianach. Krążą też pogłoski, że trzecia tajemnica fatimska jest tak banalna, iż Kościół katolicki naraziłby się na śmieszność, ujawniając ją. W takim razie, skąd taka reakcja najwyższych władz kościelnych? Z powodu banalnej przepowiedni? Nie, moim zdaniem urzędnicy kościelni, którzy skłaniają się do zachowania tajemnicy, doskonale wiedzą, co zawiera trzecia tajemnica.
To paradoks - papież i Kościół świadomie sprzeciwiają się woli Bożej, bo przecież objawienia fatimskie zostały przez Kościół uznane! Powstał istny labirynt kłamstw i obrońcy jedynej prawdziwej wiary musieli się nieźle nagłowić, żeby w skomplikowanej logice doszukać się myśli przewodniej.
W almanachu katolickim z 1976 roku ogłoszono, że nie ujawniono jeszcze trzeciej tajemnicy fatimskiej, ale Kościół uskarża się na niezdrowe nią zainteresowanie. W 1984 roku wypowiedział się biskup diecezji Leiria, monsignore Alberto Cosme do Amaral: „Trzecia tajemnica fatimska nie ma nic wspólnego z bombami atomowymi i rakietami typu Pershing, nic wspólnego z zagładą ludzkości. Dotyczy naszej wiary".
Oficjalny komunikat
Biskup dodał, że Kościół katolicki ma poważne powody, by nie ujawniać trzeciej tajemnicy fatimskiej. Po raz kolejny wierzącym katolikom, i nie tylko im, ich przywódcy duchowi odmawiają prawa do prawdy, choć ta dotyczy wszystkich ludzi. Czy ludziom naprawdę trzeba mówić i decydować za nich, co mogą wiedzieć? W co wierzyć? Jak za czasów świętej inkwizycji!
Na przełomie tysiącleci świat obiegł „oficjalny komunikat Watykanu", który ujawniał, że trzecia tajemnica fatimska dotyczyła, ni mniej, ni więcej, zamachu na papieża z 1981 roku. Gdyby była to prawda, czemu zwlekano z jej ogłoszeniem 20 lat? I dlaczego, skoro właśnie tego dotyczyła przepowiednia, nie udało się zapobiec zamachowi, w wyniku którego papież Jan Paweł II odniósł poważne rany? Nie, nie możemy tego przyjąć, prawdziwa tajemnica nadal jest skrywana w Watykanie.
Póki Stolica Apostolska stara się za wszelką cenę zachować treść trzeciej przepowiedni w tajemnicy, poty mamy prawo spekulować na jej temat. Prawda nie może być i nie jest prywatną sprawą elit, nieważne - państwowych czy religijnych.
***