Procesy o czary w Prusach Książęcych - pierwsze opracowanie naukowe
W 1678 roku przedstawiciele starostwa w Morągu usłyszeli opowieść o tym, jak to żona i córka miejscowego pastora weszły w posiadanie "dwóch ubierających się na czerwono diabłów", które służyły temu, by "z nimi sypiać i płodzić dzieci" - opowiada prof. Jacek Wijaczka. Przygotowuje on pierwszy w Polsce naukowy opis polowań na czarownice w Prusach Książęcych.
CZAROWNICE WINNE CODZIENNYM NIESZCZĘŚCIOM
Profesor Wijaczka, pracownik Instytutu Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, http://www.umk.pl tworzy swoją książkę na podstawie dokumentów, opisujących przebieg ponad 200 procesów o czary w okresie od XVI do XVIII wieku. Dokumenty te pochodzą z Tajnego Archiwum Pruskiego w Berlinie. Badania prowadzone są w ramach grantu KBN.
Jak tłumaczy historyk, szczególne nasilenie procesów o czary miało miejsce w latach siedemdziesiątych XVII stulecia.
Wzrosła wówczas wiara w to, że to czarownice są winne wszystkim nieszczęściom dnia codziennego. Uznawano je za winne kiedy krowa przestała dawać mleko, zdechł koń, ktoś zachorował, mimo że poprzedniego dnia jeszcze nic mu nie było. Osoby, którym przed sądem "udowodniono" konszachty z diabłem, zazwyczaj kończyły na stosie, w najlepszym razie wyganiano je ze wsi i miast.
DIABEŁ PRZYNOSIŁ PIENIĄDZE I ZBOŻE
Jedna z opisanych w aktach historii dotyczy Hapki, pastuszki ze wsi Bogaczewo, którą wiosną 1678 r. oskarżono o uprawianie czarów i uwięziono w budynku starostwa w Morągu.
Postawiona przed obliczem sądu miejskiego w Morągu Hapka została poddana torturom, zatwierdzonym wcześniej przez Sąd Nadworny w Królewcu. Podczas tortur przyznała się do swoich złych uczynków i wymieniła nazwiska osób, które razem z nią miały czynić zło. Padło między innymi nazwisko Marii, żony pastora w Morągu, Johanna Schienemanna.
Z zeznań Hapki wynikało, że przed około dziesięciu laty Schienemannowa otrzymała od niejakiej Dicken ze wsi Rusi, spalonej w Miłakowie za czary, "dwóch ubierających się na czerwono diabłów". Jednego, dodatkowego, diabła pastorowa miała dać swojej córce.
"Diabły nie czyniły żadnych złych rzeczy innym ludziom, a kobiety miały je tylko po to, aby z nimi sypiać i płodzić dzieci. Jeden z diabłów pastorowej przynosił jej pieniądze, a drugi zboże i inne rzeczy". Takie oskarżenie pojawiło się również wobec pastorowej - relacjonuje prof. Wijaczka.
ZŁY DUCH PETER W KULCE Z WOSKU
Z listu przesłanego księciu pruskiemu przez starostę Morąga i Miłakowa Caspara von Hohndorff 21 maja 1678 r. wynika, że parę lat przed donosem Hapki Schienemannowa była oskarżona o kupno diabła przez spaloną w Miłakowie, uznaną za czarownicę mieszkankę wsi Ruś Helenę, żonę Adama Glinckena.
Jak czytamy w źródle, do zakupu diabła o imieniu Peter miało dojść na krótko przed świętami wielkanocnymi w 1671 roku, kiedy to Schienemannowa pojawiła się w Rusi u oskarżonej, prosząc, aby pomogła doprowadzić do ślubu jej córki z ówczesnym pisarzem starostwa w Morągu - opowiada prof. Wijaczka.
"Glinckenowa dała Schienemannowej kulkę woskową, w której znajdował się ów zły duch Peter, a który zamienił się w żółty proszek, wyglądający jak próchno robacze w spróchniałym drewnie" - mówi. - "Tym proszkiem miała się posypać córka Schienemannowej i w ten sposób zdobyć miłość pisarza starostwa morąskiego. Glinckenowa dała również Schienemannowej trochę proszku, którym miano posypać pisarza."
* * *
Książka prof. Jacka Wijaczka ma się ukazać w przyszłym roku.